Bóg 'przychodzi', to znaczy, że teraz już jest o minutę bliżej
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-881-2
Zgłębiaj swoje życie duchowe, czytając Biblię dzień po dniu!
Wybitny biblista i kaznodzieja, ks. dr Wojciech Węgrzyniak przytacza i komentuje 365 fragmentów biblijnych - jeden na każdy dzień roku inspirując Czytelnika, by sam dopisywał własne spostrzeżenia i refleksje, na temat przeczytanego fragmentu tekstu biblijnego.
1-14 września
A kiedy mi już tchu brakło, o Tobie, Panie, myślałem i do Ciebie modły me zanosiłem, do Twego świętego przybytku. Ci zaś, co czczą bożki zwodnicze, wierności nie dochowują. A ja Tobie ofiary składam, / Ciebie chcę głośno wysławiać. Pragnę też wypełnić to, co ślubowałem, / bo ocalenie przychodzi od Pana. Wtedy Pan wydał rozkaz, żeby ryba wyrzuciła Jonasza na ląd.
(Jon 2,8-11)
Jonasz modli się w sytuacji beznadziejnej. Jest we wnętrzu ryby, topi się, coraz mniej ma powietrza, i tym właśnie momencie „przypomina sobie”, wspomina na Boga. Umiera i wtedy jego myśl zwraca się do Boga, całym sobą prosi o wyzwolenie. Jego modlitwa jest wysłannikiem do Boga, dociera do Niego, jest czynnością skierowaną wyłącznie do Boga. Modlitwa dociera do przybytku, co dosłownie można przetłumaczyć „do pałacu Twojej świętości”. Izraelici byli przekonani, że Bóg wysłuchuje ludzi w swojej świątyni, która jest w Jerozolimie, ale też świątynią jest niebo. Jonasz składa ofiarę, dziękuje, wierzy w to, że Bóg zadziała. Jeśli Bóg coś mi dał, to na łaskę Bożą trzeba odpowiedzieć wdzięcznością. Tylko Bóg jest tym, który wyzwala. W sytuacji śmiertelnego niebezpieczeństwa Jonasz nie chce śmierci, chce żyć, zwraca się do Jedynego zbawcy, mimo, że sytuacja wydaje się bez wyjścia.
Jeżeli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca, matki, żony, synów, braci i sióstr, i nawet siebie same go, to nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża i nie idzie za Mną, również nie może być moim uczniem.
(Łk 14,26-27)
Nie każdy może być uczniem Jezusa. Chciałoby się, aby wszyscy wierzyli i Bogu też na tym zależy, ale nie jest to możliwe bezwarunkowo. Bycie uczniem jest uwarunkowane. Jakie to warunki? Wyrzekanie się siebie, niesienie krzyża, wyrzekanie się wszystkiego, co się posiada. „Wyrzekać się” pochodzi od greckiego potasso – zostawić coś, powiedzieć do widzenia. Jezus, gdy chciał być na osobności, zostawiał uczniów i szedł się modlić, podobnie Paweł zostawiał ludzi i szedł dalej, Zostawianie polega na tym, że idąc dalej nie mogę wziąć ze sobą wszystkiego, nie mogę zabrać ludzi. Zostawić coś, to umieć powiedzieć temu czemuś „do widzenia”. Jesteś mi drogi, ważny, ale muszę iść dalej, jestem wolny od ciebie. Największą trudnością jest, aby mieć wiele, posiadać wiele, ale nie być przez to posiadanym. Wyrzeczenie się, bycie wolnym od tego, co mamy, daje moc i siłę.
Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, kto zaśnie uwierzy, będzie potępiony.
(Mk 16,16)
Jakie jest prawo wiary? Jezus mówi, że kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, nie tylko, że nie przyjmie zbawienia, ale będzie potępiony, osądzony, skazany na śmierć. Mamy prawo życia, wystarczy zrobić pierwszą część tego prawa – uwierzyć – to będzie ono skutkowało. Nie chodzi o to, że Bóg nie lubi tych, którzy nie wierzą. Chodzi o to, że jest pewna konsekwencja, ty decydujesz. Chodzi o wiarę w to, w co wierzą apostołowie, w Dobrą Nowinę. Jeśli ktoś nie miał szansy usłyszeć Ewangelii, to mógł nie uwierzyć. Ale jeśli słyszał Ewangelię, a ją odrzucił, to sam siebie skazał niejako na życie smutne i bez nadziei. Odpowiedzialność spoczywa na uczniach, którzy głoszą, ale i na tych, którzy słuchają.
Kiedy już zbliżył się do bramy miasta, wynoszono pewnego zmarłego, który był jedynym synem kobiety wdowy. Towarzyszył jej wielki tłum ludzi z miasta. Jej widok wzruszył Pana do głębi. Powiedział więc do niej: Nie płacz! A gdy podszedł i dotknął mar, ci, co je nieśli, zatrzymali się. On zaś powiedział: Młodzieńcze, rozkazuję ci, wstań!
(Łk 7,12-14)
Jezus pomaga komuś, uzdrawia, wskrzesza, bez prośby ze strony kogoś, kto tej pomocy potrzebuje. Jezus użala się nad kobietą. Jej płacz, mimo, że ona nie prosi Jezusa wprost, jest prośbą skierowaną do Boga. Umarł jedyny syn wdowy, a więc ktoś, kto był ukochany, ale i kto zapewniał byt tej kobiecie, bo po jego śmierci majątek przechodził na krewnego w linii męskiej. Jezus wysłuchuje prośby, która nie została wypowiedziana. Nie trzeba mówić do Jezusa bezpośrednio, aby zrozumiał, że jest to prośba. Matka, gdy słyszy, że dziecko płacze, wie, że dzieje się mu źle. Jeśli ktoś płacze, to nie musi prosić, swoim wyrazem twarzy pokazuje, że potrzebuje pomocy. Płacz jest jedną z form modlitwy.
Wyruszył tedy Jonasz w drogę i przybył do Niniwy. A Niniwa była rzeczywiście miastem tak wielkim, że potrzeba było aż trzech dni, by ją całą przemierzyć.
(Jon 3,3)
Jonasz na początku Księgi wstaje po to, aby uciec od Boga, teraz wstaje, aby pójść w tym kierunku, który wyznaczył mu Pan. Jest wreszcie, jako prorok, posłuszny. Z Jafy do Niniwy mogło być ok. 880 km. Karawana pokonywała ok. 30 – 40 km dziennie, to podróż trwała ok. miesiąca. Nie wiemy, o czym myślała w tym czasie wędrowania do Niniwy, Biblia milczy na ten temat. Czasem jest tak w życiu, że jest taka monotonia, nie dzieje się nic, czym mógłbym się dzielić. Jonasz potrzebuje trzech dni, aby wypełnić swoją misję, podejść do każdej bramy, głosić na każdym placu.
Nawet, jeśli w naszym życiu będzie taki okres, że tylko częściowo będziemy posłuszni Bogu, popełnimy błędy, to może stać się tak, że wreszcie, jak Jonasz, zaczniemy Boże słowo wypełniać w całości. Nawet jeśliby misja była tak wielka, że musiałaby trwać owe „trzy dni”, to nie należy tracić wiary. Bo jeśli Bóg nas posyła, to nie mamy się czego obawiać. Jeśli Bóg czegoś chce, to nas to nie przerośnie. Nawet najbardziej leniwy prorok, może podbić najbardziej zaludnione miasto świata, jeśli tylko posłucha Bożego wezwania.
Na bezbożnych spuszcza ogień i siarkę i dmie w ich stronę rozpalonym wichrem. Pan jest sprawiedliwy i kocha czyny prawe, a sprawiedliwi zobaczą oblicze Jego.
(Ps 11,6-7)
Być może należałoby przetłumaczyć: „Oby Pan sprawił”, Septuaginta, czyli starożytne greckie tłumaczenie Biblii, tłumaczy jednak, że Pan na pewno tak sprawi, na pewno spadnie on na grzeszników. Bóg ześle deszcz ognia – węgle ognia, sieci ognia, do której wpadną grzesznicy. Siarka i ogień kojarzą się z opisem zagłady Sodomy i Gomory. Bóg na końcu czasów definitywnie i ostatecznie rozprawi się ze złem, ukarani zostaną ci, którzy czynili zło. Baldwin z Fiordu tłumaczy, że siarka to nieczyste myśli, ogień, to ogień namiętności, a wiatr palący to coś, co czyni duszę niespokojną. To wszystko będzie się działo, bo Bóg jest sprawiedliwy i może wszystko. Kocha tych, którzy są sprawiedliwi, prawi – prości, prostolinijni. Oni zobaczą Go wnikliwie i dokładnie.
I rozpoczął Jonasz przemierzać miasto. Przez cały jeden dzień chodził i wołał: Jeszcze tylko czterdzieści dni i cała Niniwa legnie w gruzach!
(Jon 3,4)
Jonasz idzie jeden dzień, zaczyna głosić. Nie musi obchodzić całego miasta i już po jednym dniu mieszkańcy Niniwy reagują na słowa Jonasza, chcą się nawrócić. Nie wiemy, w jakim języku głosił. Czy głosił w sposób zrozumiały, mimo, że był Hebrajczykiem, a miał nawracać Asyryjczyków? Nie tyle chodzi o zrozumienie słów proroka, ale o posłuszeństwo – nacisk na posłuszeństwo jest tak wielki, że sprawy rozumienia nie są aż tak istotne. Ważna jest reakcja na słowa proroka. W niektórych przekładach nie mamy czterdziestu dni, a jedynie trzy. Bóg nie chce wyniszczenia od razu, w ogóle nie chce niszczyć. Chce nawrócenia. Niektórzy egzegeci mówią, że nie chodzi o zniszczenie, ale o obrócenie się mieszkańców Niniwy w stronę Boga. Bóg daje czas i wzywa, aby człowiek coś ze sobą zrobił.
A Marta, krzątając się koło różnych posług, zatrzymała się wreszcie i powiedziała: Panie, czyż nic Cię nie obchodzi to, że siostra mnie samej zostawiła całą posługę? Powiedz jej, żeby mi po mogła! Lecz Pan odpowiedział jej: Marto, Marto, zabiegasz i martwisz się o zbyt wiele. A tylko jedno jest potrzebne. Maria wybrała najlepszą cząstkę: taką, która nie będzie jej odjęta.
(Łk 10,40-42)
Wydaje się, że Marta robi to, co powinna. Zaprosiła Jezusa do swojego domu, przygotowała kolację, ucztę. Ewangelista określa to słowem diakonia, czyli służba. Marta chce usłużyć Jezusowi i w tym celu robi dużo rzeczy. Czasem mam wrażenie, patrząc na nasz Kościół, że ciągle coś robimy, gdzieś jeździmy, organizujemy. Te rzeczy wydają się nam ważne, ale czy są dobrej jakości. Może chodzi o to, by robić mniej. Czy wszystko, co robimy, jest konieczne? Ciekawe, że Marta nie zwraca uwagi siostrze, ale zwraca się do Jezusa? Kocha Go. Chciałaby być blisko Niego. Mamy takich ludzi w Kościele – mają wiele pomysłów i chcą w to działanie wciągnąć innych. Nie miejmy pretensji do tych, którzy nie chcą brać udziału w tych rzeczach, ale szukajmy takich osób, które nam pomogą. Najlepsza cząstka to słuchanie Jezusa. Uczta przygotowana przez Martę, przeminie. Słowo Jezusa zostanie.
Oto Pan i Bóg idący z całą potęgą, wszystko sobie poddający swoją własną prawicą. A z Nim już idzie nagroda za Jego wielkie zwycięstwo. Jest On jak pasterz, co swej trzody pilnuje i nosi jagnięta na swych własnych rękach, i sam je układa na swych własnych piersiach, i matki karmiące do spoczynku układa.
(Iz 40, 10-11)
„Oto Pan Bóg przychodzi z mocą” - mówi Izajasz. Jeśli przychodzi, to znaczy ciągle idzie w moją stronę, a jeśli nieustannie zmierza w moją stronę, to znaczy, że jest coraz bliżej. Jak pasterz za zbłąkaną owcą. Izajasz mówi, że z Nim idzie Jego nagroda i zapłata, co przecież tym bardziej nas cieszy! Czy to nie ściema? Nie. Bo „trawa usycha więdnie kwiat a słowo Pana trwa na wieki”. Już kilka tysięcy razy zdążyły uschnąć trawy w Palestynie i kwiaty zwiędnąć w ziemi Jeruzalem a słowo Jego kwitnące tak samo jak przed ponad dwu tysiącami lat. Bóg „przychodzi”, to znaczy, że teraz już jest o minutę bliżej.
W rzeczywistości bowiem nie aniołom dał Bóg władzę nad przyszłym światem, o którym mówimy. Przeciwnie, na pewnym miejscu [Pisma Świętego] jest po wiedziane: Czymże jest człowiek, że [Ty, Boże] pamiętasz o nim? Czym jest syn zwykłego człowieka, że tak o niego się troszczysz? Uczyniłeś go przecież mało co mniejszym od aniołów, obdarzyłeś go chwałą i czcią[należną królom]. Wszystko złożyłeś u stóp jego. Tak więc skoro wszystko złożyłeś u Jego stóp, nie ma już nic takiego, co nie byłoby poddane Jemu, Choć jeszcze nie widzimy [co prawda], żeby wszystko było Mu już poddane.
(Hbr 2,5-8)
Ponad 300 razy anioł czy aniołowie pojawiają się w Biblii. Nie można wyobrazić sobie bez nich narodzenia Jezusa, gdzie śpiewają: „Chwała na wysokości Bogu”, męki w Ogrójcu, gdzie anioł umacnia Jezusa, albo zmartwychwstania, kiedy w poranek wielkanocny mówią do kobiet u grobu: „Dlaczego szukacie żyjące wśród umarłych?”. List do Hebrajczyków mówi jasno: „Aniołowie są duchami przeznaczonymi do usług, posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie”. Mówiąc prościej: „anioł jest po to, by nam pomagać”.
Opuścił tedy Jonasz miasto i zatrzymał się nieco na wschód od miasta. Zbudował tam sobie szałas i w jego cieniu czekał, żeby zobaczyć, co stanie się z miastem. A Pan sprawił, że niebawem wyrósł nad głową Jonasza krzak rycynusowy, który dostarczał mu cienia i osładzał nieco jego gorycz. Cieszył się więc Jonasz bardzo tym krzakiem rycynusowym.
(Jon 4,5-6)
Po co Jonasz usiadł poza miastem, skoro Niniwa się nawróciła? Jonasz był oburzony, nie chciało mu się żyć, był tak zdezorientowany tym, co się stało w Niniwie, że już nawet nie chciało mu się uciekać przed Bogiem. Miał nadzieję, że nie nawrócili się prawdziwie że owoce ich nawrócenia będą nietrwałe, i Bóg jednak ześle karę na Niniwę. Może usiadł za miastem dlatego, że nie miał już żadnego celu, motywacji, usiadł więc, by oglądać byle co. Czasem też jesteśmy w takim stanie. Bóg dał krzew rycynusowy – przemówił do krzewu i krzew posłusznie wyrósł. Krzew, hebr. kikkajon występuje tylko w Księdze Jonasza, nie wiadomo więc dokładnie o jaki krzew chodziło. Krzew miał pomóc Jonaszowi, ułatwić mu życie, by nie musiał siedzieć cały czas w szałasie. Krzew miał „ująć jego goryczy”, nie tylko osłonić przed słońcem. Bóg jest dobry dla proroka, który sam nie jest dobry dla innych. Jonasz, mimo smutku i poczucia beznadziei, ucieszył się tym drobnym krzewem. Bóg daje nam drobne pociechy, abyśmy nie załamali się w naszym nieszczęściu.
Wtedy mieszkańcy Niniwy uwierzyli w Boga. Poczęli nawoływać się wzajemnie do postów i wszyscy, dorośli i dzieci, przyodzieli się w pokutne szaty.
(Jon 3,5)
Zaskakujące jest to, że mieszkańcy Niniwy uwierzyli obcemu prorokowi, uwierzyli Bogu, który nie jest ich bogiem. Zauważyli, że przez tego człowieka mówi Bóg. Dlaczego uwierzyli tak szybko? Być może nastraszyli ich żeglarze opowieścią o Jonaszu, a być może zaufali - oparli się na Bogu, że może tak się stać. Słowo hebr. aman, czyli uwierzyć (stąd nasze „amen”), oznacza, że coś jest „amen”, czyli mocnym, trwałym, godnym zaufania punktem. Wierzyć, to uznać, że coś, co zostało mi powiedziane, objawione, jest czymś trwałym, stałym. Wiara Niniwitów realizuje się w konkretnym czynie – można przetłumaczyć dosłownie, że „zawołali post”. Aby post był efektywny, musi mu towarzyszyć zmiana serca, nastawienia do drugiego człowieka.
A bezbożni już napinają łuki i na cięciwach układają strzały, by z ciemności wycelować dokładnie w ludzi o czystym sercu. Jeśli wszystko u podstaw się sypie, to co jeszcze może zrobić sprawiedliwy? A Pan przebywa w swoim świętym przybytku, tron zaś ma na niebiosach. Jego oczy patrzą z wysoka, wzrok Jego przenika ludzi. Bada Pan sprawiedliwego i grzesznika, a lubujących się w przemocy nienawidzi z całej duszy.
(Ps 11,2-5)
Mamy sytuację zagrożenia, w której ludzie sprawiedliwi są zagrożeni. Sprawiedliwy może uciec, ale Psalmista pyta: co może zrobić sprawiedliwy? Sprawiedliwym może być człowiek, któremu dzieje się krzywda, ale może być Bóg. Co robi Bóg, gdy ludzie wyrządzają sobie nawzajem krzywdę? Jest w swoim świętym przybytku – pałacu swojej świętości. Pałac to dom króla, ale też dom Boga. A jednocześnie ma tron na niebiosach. Mieszka w Świątyni jerozolimskiej, ale ona ma łączność z niebem. To obraz bliskości Boga – jest między nami, ale jednocześnie to Bóg panujący nad całym światem, a więc jakoś odległy. Nawet jeśli dzieje się zło, krzywda, fundamenty ziemi się walą, to Bóg jest na swoim miejscu, króluje, jest źródłem naszego spokoju. „Oczy patrzą” – Bóg przenikliwie, intensywnie, dokładnie patrzy na świat i na człowieka. „Bada”, czyli oczyszcza, tak jak oczyszcza się złoto, sprawdza, tak jak sprawdza się most, czy jest bezpieczny. Nic nie umknie uwadze Boga.
I oto pewna kobieta, znana w tej miejscowości ze swych grzechów, skoro się dowiedziała, że [Jezus] gości w domu faryzeusza, przyniosła w naczyniu alabastrowym wonny olejek, a potem, stanąwszy za Nim, płacząc przy Jego stopach, zaczęła je obmywać łzami; potem wycierała je własnymi włosami, całowała i namaszczała olejkiem. A faryzeusz, który zaprosił Go, widząc to, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, to wiedziałby zapewne, kim i jaka jest ta kobieta, która Go dotyka; [wiedziałby] że jest grzesznicą.
(Łk 7,37-39)
Paradoksalnie kobieta jest w tej Ewangelii mniejszą grzesznicą niż faryzeusz. Szymon faryzeusz jest przekonany o swojej świętości i o tym, że kobieta prowadzi życie grzeszne. Skąd o tym wie? W myślach ją osadza. Czym jest grzech? To stan oddalenia od Boga. To moment, gdy człowiek nie chce być blisko dobra. Kobieta jest blisko Jezusa, jest tak blisko, że wyciera Mu nogi włosami, namaszcza je olejkiem, robi to na przekór wszystkim. Faryzeusz gości Jezusa u siebie w domu, ale nie potrafi Jezusowi powiedzieć tego, co myśli. Mówi sam do siebie, choć siedzi obok Jezusa. Warto zadać sobie pytanie, gdzie jestem w życiu, gdzie jest moje serce. Czasem osądzamy ludzi przez pryzmat ich przeszłości, a człowiek jest tym, kim jest teraz.
opr. aś/aś