Wymuszona izolacja związana z zarazą to czas odkrywania tego, co ważne
W zaskakującej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się w naszym kraju, chciałem rozpocząć cykl codziennych spotkań z wami. Zatytułowałem go, trochę przewrotnie, Miłość w czasach zarazy. Może trochę to żartobliwe, może odrobinę złośliwe, ale my, Polacy, potrafimy odnaleźć się w sytuacjach trudnych dzięki naszemu narodowemu poczuciu humoru, pogodzie ducha i wzajemnej życzliwości. Ten tytuł jednak — tak literacki przecież, nawiązujący do słynnej powieści Garcii Marii Marqueza — kieruje nas tak naprawdę ku temu, co w naszym życiu jest najważniejsze, czyli ku miłości.
Możemy myśleć sobie, że ta sytuacja, w której obecnie znalazł się nie tylko nasz kraj, ale cała Europa i znaczna część świata, są rodzajem paraliżu, przymusowego osadzenia nas w naszych domach i większego wzrostu śmiertelności, ale możemy też dostrzec, że ta wymuszona izolacja pomoże nam odkryć i jeszcze bardziej docenić rzeczy naprawdę istotne w naszym życiu. Na początek naszą rodzinę — bliskich, z którymi, być może, będziemy mieli okazję spędzić trochę więcej czasu. Możemy go przeznaczyć na to, żeby się nawzajem posłuchać, docenić przyjaźń, relacje, które nas łączą, a które nie wynikają wcale z więzów krwi, ale raczej z naszego wyboru. Będziemy mogli doświadczyć wspólnoty i świadczyć miłosierdzie, tym którzy go potrzebują — osobom starszym, żeby nie narażały się niepotrzebnie, chorym, którym możemy pomóc — i ostatecznie to wszystko poprowadzi nas przecież do spotkania z Panem Bogiem. On jest dawcą dobrych darów, jak mówią Ojcowie. W tej trudnej sytuacji mamy przed sobą również to zadanie, aby odkrywać Jego oblicze; jak zresztą we wszystkich — być może trudnych dla nas — sytuacjach.
Zapewne wielu z was zastanawia się, jak i co robić, na przykład czy iść na Mszę św. w niedzielę, czy raczej zostać w domu. Myślę, że bez względu na to, jaką decyzję podejmiecie, obecny stan przypomina nam, że udział w liturgii jest pewnego rodzaju przywilejem, do którego być może za bardzo się przyzwyczailiśmy. Być może jest dla nas zbyt oczywiste, że jest ona sprawowana codziennie, jest kilka razy w ciągu dnia i w wielu kościołach, można przebierać jak w ulęgałkach. Tymczasem teraz okazuje się, że z dostępem do Eucharystii jest problem, który pojawił się tak z dnia na dzień.
Możemy oczywiście z tego powodu czuć pewien dyskomfort, ale raczej myślę, że powinniśmy wykorzystać to doświadczenie, żeby docenić olbrzymią wartość, jaką stanowi Chrystus Pan ukryty pod postaciami eucharystycznymi, odkryć, że jednak jest to wielki dar, iż możemy na Msze chodzić, który dodatkowo nie zależy od nas, jest czystą inicjatywą Pana Boga, tak jak i wszystkie pozostałe sakramenty. Sytuacja, w której jesteśmy, jak teraz, częściowo od tego sposobu przeżywania wiary odcięci, przede wszystkim mamy problem z dostępem do Komunii św., może nas przygotować na to, żebyśmy Eucharystię — kiedy już to wszystko się uspokoi — jeszcze bardziej docenili jako wyjątkowe spotkanie i świętowanie przymierza z Panem Bogiem.
Myślę, że możemy to zrobić, jeśli w stanie, o którym mówiłem wcześniej, zaczniemy od docenienia modlitwy rodzinnej. Do tego was zachęcam, żeby ją podjąć, zwłaszcza w niedzielę. Niech polega chociażby na tym, że wspólnie czytacie czytania mszalne, próbujecie je rozważyć, pomodlicie się w intencji chorych, ale że będziecie się też modlić za siebie i będziecie tworzyć w ten sposób domowy Kościół, któremu brakuje tylko bezpośredniego dostępu do Eucharystii. Możecie przyjąć również Komunię św. duchową, która opiera się głównie na pragnieniu zjednoczenia z Chrystusem, możecie prosić Go, żeby nam udzielił swojej łaski i jak najszybciej przywrócił normalność, która pozwoli całemu społeczeństwu właściwie funkcjonować.
W lekcjonarzu na III Niedzielę Wielkiego Postu mamy przeznaczony fragment czwartego rozdziału Ewangelii według św. Jana. Wyjątkowy tekst o Samarytance.
Jak zapewne wiecie, obecnie mamy rok liturgiczny A, który jakby przypomina nam, kim jest Jezus Chrystus; jest rodzajem katechezy o Jego Osobie. W I Niedzielę Wielkiego Postu roku A Kościół czyta i rozważa Ewangelię o kuszeniu Jezusa na pustyni (zob. Mt 4,1—11). Przypomina nam przez to, że jest On prawdziwym człowiekiem — kuszonym i zwyciężającym pokusę. W następny Dzień Pański, kiedy czytamy Ewangelię o przemienieniu (zob. Mt 17,1—9), przypominamy sobie, że Chrystus jest Bogiem. Prawdziwy Bóg i Prawdziwy Człowiek. Przez kolejne niedziele tego okresu liturgicznego właśnie, poczynając od trzeciej, liturgia opisuje dzieła, które Jezus — Prawdziwy Bóg i Prawdziwy Człowiek — dokonuje: daje wodę żywą, a więc Ducha Świętego, który sprawia, że człowiek odzyskuje wzrok, o czym będziemy czytać we fragmencie Ewangelii św. Jana o niewidomym od urodzenia — przywrócenie wzroku ostatecznie daje mu życie. W V Niedzielę Wielkiego Postu będziemy czytać Ewangelię o wskrzeszeniu Łazarza. Wobec działania Bożego — tak hojnego — człowiek zadaje sobie pytanie Maryi: „Ale jak to się stanie?...” (por. Łk 1,34). Odpowiedź przychodzi w Wielki Tydzień, a jest nim Misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. W ten sposób Pan przyjdzie, aby nas zbawić — przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie.
Siedząc w domach, możemy za tym doświadczeniem zatęsknić (dobrze, żeby tak było!), ale też poczytać czwarty rozdział Ewangelii Janowej, bo właśnie w opowieści o Samarytance możemy odkryć samych siebie. Pokazuje ona nam drogę, jaką człowiek pokonuje w odkrywaniu Jezusa; tego, kim On jest.
Kiedy weźmiecie do ręki Pismo Święte, to zobaczycie, że Samarytanka zwraca się do Jezusa za pomocą różnych tytułów, niejako coraz dostojniejszych. Na samym początku nazywa Go Żydem i słychać w jej głosie pogardę, dystans. Jezus nie zraża się tym i przemawia do niej z wyjątkową słodyczą, pod wpływem czego ona jakby trochę łagodnieje i nazywa Go Panem, więc już z szacunkiem. Kiedy Ten odkrywa przed nią, że wie, co się dzieje w jej sercu, ostatecznie ona nazywa Go prorokiem. To spotkanie kończy się rozstaniem, tuż przed którym Samarytanka mówi, że Jezus jest Mesjaszem, po czym przyprowadza całe miasteczko do Pana. Wtedy cała wspólnota mówi: „Wierzymy i już wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata”. Tym samym to jest droga od „Żyda” do „Zbawiciela świata”, którą odbywa wiara tej kobiety a potem grupy ludzi.
Myślę, że my również ją odbywamy w wielu sytuacjach i w naszym życiu. Kiedy na początku patrzyliśmy na Jezusa jako na zwykłego człowieka, nie docenialiśmy za bardzo Jego Osoby, potem mieliśmy Go być może za jednostkę wybitną (właśnie Pana), następnie być może za kogoś, kto w sposób szczególny coś przepowiedział (proroka), wiązaliśmy Go przede wszystkim z narodem żydowskim (jako Mesjasza), ale potrzeba było dopiero wspólnoty, trzeba było doświadczenia Kościoła, żebyśmy mogli zobaczyć, uświadomić sobie, że jest prawdziwym Zbawicielem świata.
Teraz, kiedy jesteśmy odcięci od świata i siebie nawzajem, mamy więcej czasu oraz mniej bodźców nas atakuje, warto na tą Ewangelię popatrzeć, pomyśleć, pomodlić się z całą rodziną i w Jezusie Chrystusie zobaczyć prawdziwego Zbawiciela świata. To znaczy, że i naszego Zbawiciela od wszystkich problemów, bied i trosk, które nas gnębią w obecnych zwariowanych czasach. Zachęcam was do lektury czwartego rozdziału Ewangelii według św. Jana.
Fragment książki „Dziennik z czasu zarazy”
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła "Pomiędzy grzechem a myślą" oraz o praktyce modlitwy nieustannej "Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie".
opr. mg/mg