Fragmenty książki "Markowe okruchy"
ISBN: 978-83-7505-204-6
wyd.: WAM 2009
Chrzest. Jak patrzymy na ten sakrament? Z przyzwyczajenia mówimy, że ochrzczeni jesteśmy. A kiedy przychodzi co do czego, to powtarzamy, że nas zaniesiono, że musimy się opowiedzieć... I tak opowiadamy się dzień po dniu do końca życia!
Sakrament to spotkanie! To dar, łaska i zobowiązanie. Czyli dar i wezwanie! Dar i zadanie! Jedno idzie w parze z drugim! Owoce! Przede wszystkim możliwość wzrostu, bo „grzech” (zraniona natura ludzka) jest zaprzeczeniem rozwoju! A chrzest święty oczyszcza, uwalnia... jest jak rozwinięcie skrzydeł do lotu! Ale jest coś większego — Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie! Słowa Ojca wypowiedziane do Syna, świadczące o Jego niezwykłym zjednoczeniu się z człowiekiem w momencie chrztu. Bóg wchodzi w tajemnicę grzechu człowieka... i w tę tajemnicę zła, odrzucenia, egoizmu wnosi słowa o miłości, o umiłowaniu.
Boża obecność wypełnia to, co nam się najbardziej nie podoba, co instynktownie odrzucamy, co nie daje nam spokoju. Sakrament chrztu świętego to nieustanne odkrywanie owych „otwartych niebios” i wsłuchi10 wanie się w „głos z nieba”. Bez tego nasze chrześcijaństwo staje się płytkie, byle jakie, tradycjonalistyczne i w końcu męczy nas niemiłosiernie. Bez tego spotkania „u wód Jordanu” Bóg staje się nielitościwym sędzią, bezlitosnym rachmistrzem, albo... reliktem przeszłości (od rodziców przejętym i do ich śmierci obecnym w domu...). Sakramentu chrztu nie da się wymazać, usunąć... ale można go zasypać, zamalować, zadusić... w sobie! I sobą!
Czemu tak mało owoców tego sakramentu w nas? (bo sam fakt bycia ochrzczonym nie wystarczy, by powiedzieć, że jest się wierzącym!). Daje nam Bóg w tym sakramencie dary, których pragnie każdy z nas, o których marzy cała ludzkość. Wspomniane wyżej odkrywanie „bycia miłowanym” — jakże dzisiejszy świat potrzebuje owego „w-tobiemam- upodobanie”! Więc czemu się nie otwieramy? Niedowierzanie? Gnuśność, lenistwo? Strach przed podejmowaniem ryzyka?
Są też inne upragnione dary. Dla naszych czasów to przede wszystkim pokój — w chrzcie doświadczamy, że jesteśmy podtrzymywani przez Boga... w tym wydarzeniu rodzi się w nas dar „nie podnoszenia głosu”, dar „nie łamania trzciny nadłamanej”, dar „nie gaszenia knotka o nikłym płomyku”... czyli: dar ratowania wypowiedzi drugiego, dar nie dobijania leżącego, dar nie niszczenia najmniejszego przejawu dobra.
I dalej, w sakramencie chrztu świętego otrzymujemy moc głoszenia miłości Bożej, siłę przeciwstawiającą się zniechęceniu czy załamywaniu się, odwagę niesienia orędzia Bożej miłości.
To wszystko jest do naszej dyspozycji! To wszystko jest na wyciągnięcie ręki!
Pamiętać należy, że to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania! Że to On kształtuje nas i sprawia, iż stajemy się „światłością dla narodów” — nie trzeba wiele robić, aby otwierać oczy niewidomym, wypuszczać z zamknięcia jeńców, prowadzić do światła tych, którzy żyją w ciemnościach...
Tego wieczoru, wpatrując się w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego przyjmującego chrzest w Jordanie, prośmy, abyśmy uwierzyli w moc przyjętego sakramentu chrztu świętego! Byśmy odrzucili niedowierzanie! Byśmy usłyszeli: „Tyś jest mój syn umiłowany, moja córka umiłowana! W tobie mam upodobanie!”.
opr. aw/aw