Pora wstać

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (48/2001)

Wstyd przyznać, ale dopiero w późnym kwiecie mojego wieku dowiedziałem się, że Adwent to radosny okres oczekiwania na Boże Narodzenie, a nie coś w rodzaju mniejszego Wielkiego Postu. W latach mojego dzieciństwa postanowienia adwentowe nie bardzo różniły się od wielkopostnych. Niestety, już nie pamiętam, jak godziliśmy wstrzemięźliwość od cukierków z wizytą św. Mikołaja.

Pamiętam za to, że istotna różnica polegała na uczestnictwie w codziennych Roratach, które rozpoczynały się o 6.00 rano. Oj, łatwe to nie było, zwłaszcza że wspaniały ksiądz — opiekun ministrantów był nieugięty: najpóźniej o 5.50 trzeba było stawić się w salce, najmniejsze spóźnienie oznaczało zakaz ubrania komeżki i zejście do kościoła „w cywilu”. Twarde to było prawo i łzy napływały do oczu, gdy kiedyś budzik zadzwonił zbyt późno, ale nikomu nie wpadło do głowy, żeby namawiać księdza do większej, jakby się dziś powiedziało, elastyczności. Zresztą kochaliśmy tego i innych księży, bowiem za regularną i punktualną służbę nagradzali nas sobą: w czasie wakacji spędzali swój własny urlop z czeredą chłopaków, tłukąc się z nimi na rowerach po wiejskich drogach, prowadząc na tatrzańskie szczyty albo rozbijając namioty w leśnych ostępach. Oczywiście byli wtedy „wujkami”, bo ówczesne władze, które tylu rodaków teraz tęsknie wspomina, jakoś nie przepadały za katolickim wychowaniem młodzieży.

Wiele czasu upłynęło, niektórym „wujkom” służą teraz aniołowie, jeden jest biskupem, a kilku spośród zaspanych chłopców zamieniło ministrancką „sutankę” na prawdziwą sutannę. Od kilku lat obserwuję pewien renesans nabożeństw roratnich, których dramaturgia lepiej odpowiada dzieciom i młodzieży, ale i starsi z zainteresowaniem biorą udział w podróżach przez wieki i kontynenty do betlejemskiego żłóbka. W wielu kościołach porę Mszy przeniesiono na wieczór, ale może tym bardziej uczestnictwo wymaga poświęcenia, biorąc pod uwagę telewizyjną konkurencję.

W tym roku szczególnie mocnym akcentem Adwentu będzie post w piątek 14 grudnia, zaproponowany przez Ojca Świętego w sytuacji, gdy pokój jest niezwykle potrzebny ludziom dobrej woli. Radosne oczekiwanie na przyjście Pana nie musi być lekkie, łatwe i przyjemne. Przeciwnie, im trud większy, tym większa radość potem. Z drugiej strony trud jest do zaakceptowania, jeśli jest w nim jakiś sens. Adwentowym trudom sens nadają święta Bożego Narodzenia, obietnica zbawienia, a w moich ministranckich czasach — nadzieja na wspaniałe wakacje.

Natomiast zrozumienie, co nadaje sens trudnościom przeżywanym przez polskie społeczeństwo, jest trudem samym w sobie. Nowy rząd podwyższa podatki, oburza się na próby ochrony przed zaborczością fiskusa, niedługo będzie miał pretensje, że klimat w Polsce jest niedobry i rzeki płyną w niewłaściwym kierunku. Nie mówi tylko, na co właściwie mu te pieniądze i nie przedstawia żadnej porywającej wizji — poza wizją zemsty na poprzednim rządzie, też niezbyt wizjonerskim. Pozostają nam wizje senne, nic dziwnego, że ludzie śpią nawet za pięć dwunasta.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama