Niektórzy zdają się uważać, że zaczyna się nowa era Kościoła, bo będziemy mieli Kościół synodalny, miłosierny i misyjny. Można odnieść wrażenie, że ci „wizjonerzy” dopiero co spadli z księżyca. W jednym z tysięcy tekstów o synodalności znalazłem stwierdzenie: „Kościół miłosierny i misyjny – to nowa synodalna wizja Kościoła”. Dlaczego nowa i dlaczego synodalna? – pyta ks. Dariusz Kowalczyk.
W IV wieku zostało sformułowane Wyznanie wiary (Credo), które wierni wypowiadają podczas Mszy świętej po dziś dzień. Znajduje się w nim między innymi zdanie:
„Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. To fundament katolickiego rozumienia Kościoła. Przynajmniej tak się nam wydawało do tej pory. Bo obecnie słychać z różnych stron wypowiedzi, z których by wynikało, że we wspomnianym starożytnym Credo brakowało rzeczy „najważniejszej”, a mianowicie, że wierzymy w Kościół synodalny.
I oto teraz, po dwóch tysiącach lat, Kościół odkrył swoją istotę – synodalność. Czeka nas „nawrócenie synodalne”. Nowa wizja, nowa era Kościoła!? W jednym z setek, a raczej tysięcy, tekstów o synodalności znalazłem takie oto stwierdzenie: „Kościół miłosierny i misyjny – to nowa synodalna wizja Kościoła”. OK. Ale dlaczego nowa i dlaczego synodalna? Przecież jak popatrzymy na przeszłość, to orędzie o miłosierdziu było w nim zawsze obecne, a misyjności to Kościołowi różnych minionych epok możemy tylko pozazdrościć.
Zgoda! Był w Kościele ten rodzaj przepowiadania, który zbyt chętnie straszył karą Bożą i piekłem. W konsekwencji tworzył obraz Boga srogiego, surowego, co z kolei prowadziło do rozpowszechniania się religijności opartej w dużej mierze na lęku. Tyle że jednocześnie Kościół wciąż powracał do zakorzenionego w Ewangelii i Tradycji orędzia o Bożym miłosierdziu. Nie brakowało apostołów i apostołek miłosierdzia, w tym Siostry Faustyny Kowalskiej, której „Dzienniczek” stał się inspiracją dla milionów ludzi na całym świecie. Na czym miałaby polegać synodalna nowość orędzia o miłosierdziu? Mam nadzieję, że nie na myleniu miłosierdzia z postawą: „Róbta, co chceta, a Pan Bóg i tak będzie dla wszystkich miły”.
W starych katechizmach znajdujemy listę uczynków miłosierdzia względem duszy: Grzeszących upominać, Nieumiejętnych pouczać, Wątpiącym dobrze radzić, Strapionych pocieszać, Krzywdy cierpliwie znosić, Urazy chętnie darować, Modlić się za żywych i umarłych. Potem mamy uczynki miłosierdzia względem ciała: Głodnych nakarmić, Spragnionych napoić, Nagich przyodziać, Podróżnych w dom przyjąć, Więźniów pocieszać, Chorych nawiedzać, Umarłych pogrzebać.
Wydaje się, że niektórzy współcześni reformatorzy Kościoła chętnie by usunęli niektóre uczynki co do duszy, szczególnie upominanie grzeszących. A co do uczynków względem ciała, to dodaliby przede wszystkim: Popierać ideologię gender/LGBT, aby nikomu, kto jest nieheteronormatywny, nie było przykro.
W sprawie misyjności, to potrzeba nam raczej pokory i uderzenia się w piersi za brak żarliwości i dynamizmu, a nie nadymania się, że oto teraz odnawiamy Kościół czyniąc go misyjnym. Przecież z punktu widzenia misyjności chrześcijanie dzisiaj są jak te karły na barkach olbrzymów. Jako jezuita jestem dumny z moich współbraci w XVI, XVII i XVIII wieku, którzy gorliwie, twórczo, nierzadko w sposób wręcz genialny, przy czym z gotowością na męczeństwo, ewangelizowali Południową i Północną Amerykę, daleką Azję, w tym Indie, Japonię i Chiny, oraz Afrykę. Jako zakonnik patrzę z podziwem na wielkie postaci Kościoła, jak np. św. Benedykt z Nursji, św. Franciszek z Asyżu, św. Dominik, św. Hildegarda z Bingen, św. Katarzyna ze Sieny, św. Ignacy Loyola, św. Teresa z Avili, czy Maksymilian Kolbe. Jako polski kapłan powracam do dziedzictwa Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły.
Duch Święty prowadzi Chrystusowy Kościół i daje nam łaski, byśmy go odnawiali w każdym pokoleniu. Daj Bóg, aby potwierdziło się, że Synod o synodalności jest taką łaską. Pamiętajmy jednak o fundamentalnym wskazaniu Jana Pawła II, które znajdujemy w Liście apostolskim na zakończenie Wielkiego Jubileuszu roku 2000 „Novo millennio ineunte”:
„Nie ulegamy bynajmniej naiwnemu przekonaniu, że można znaleźć jakąś magiczną formułę, która pozwoli rozwiązać wielkie problemy naszej epoki. Nie, nie zbawi nas żadna formuła, ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszukiwać «nowego programu». Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w istocie rzeczy wokół samego Chrystusa”.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.