Kiedy wołać, a kiedy milczeć?

Głośne walenie pięścią w stół nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Ale trzeba też uważać, by nie przekroczyć granicy, poza którą nie ma żadnej ewangelicznej ostrożności, lecz jedynie lęk – pisze felietonista Opoki ks. Dariusz Kowalczyk SJ.

Wielu pobożnych katolików uważa, że Kościół powinien bardziej protestować przeciwko różnym niegodziwościom w naszym społeczno-politycznym życiu. Przy czym mówiąc „Kościół” mają na myśli przede wszystkim duchownych. Jedna z najbardziej bulwersujących spraw, to więzienie ks. Olszewskiego, który w Wielki Czwartek został aresztowany i – wedle wiarygodnych doniesień – potraktowany w sposób celowo upokarzający.

Nie brakuje prawników, którzy uważają, że traktowanie ks. Olszewskiego wyczerpuje prawne definicje niedozwolonych tortur „wydobywczych”.

Po pół roku sercanin zmizerniał tak, że można martwić się o jego zdrowie, ale bodnarowcy twierdzą, że musi jeszcze siedzieć. Po co? Może po to, aby się załamał i kierowany obietnicą szybkiego wyjścia zaczął opowiadać jakieś kłamstwa o tzw. ziobrystach, a najlepiej o samym Ziobro…

W sprawie ks. Olszewskiego głos zabrał bp Antoni Długosz. W rozważaniu podczas Apelu Jasnogórskiego powiedział m.in.: „W piątek zobaczyliśmy po raz pierwszy od zatrzymania ks. Michała Olszewskiego. Przygnębiający to był widok! Ksiądz jest cieniem dawnego siebie. Potwornie wychudzony, blady, wycieńczony, jakby przeszedł jakąś ciężką chorobę, skuty w zespolone kajdanki, przewożony był jak najgorszy przestępca do sądu rejonowego. Panie ministrze Bodnar, dlaczego, gdy nie tak dawno pełnił Pan funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich, stawał Pan publicznie w obronie zabójcy 10-letniej dziewczynki, ubolewając nad zakładanymi mu kajdankami i nocnym przesłuchaniem? Dlaczego teraz Pan milczy? Dlaczego raziły Pana kajdanki u mordercy dziecka, a nie rażą u aresztowanego księdza?”.

Na biskupa Długosza posypał się hejt, że się skompromitował, że stary i nie wie, co mówi. „Argumentacja” typowa dla pewnych środowisk. A przecież retoryczne pytanie skierowane do Bodnara było jak najbardziej na miejscu.

Nasuwa się tu jednak pytanie, czym kierują się duchowni, z ust których nie usłyszymy krytyki tego, co się dzisiaj w Polsce dzieje, w tym nie usłyszymy wstawienia się za ks. Olszewskim? Tacy duchowni, zapytani wprost o tę kwestię, robią mądrą minę i rzucają zdanie w stylu: „Nooo, sprawa ks. Olszewskiego nie jest taka jednoznacza”. Ale zapytani o szczegóły, a przede wszystkim o to, dlaczego niby potrzebne jest przedłużanie aresztu wydobywczego, stwierdzają, że „przecież wszystko odbywa się zgodnie z prawem”. Jasne! Swego czasu byli księża, którzy chwalili wprowadzenie stanu wojennego jako potrzebnego i zgodnego z prawem. Pewien znajomy ksiądz odparł nawet, że on temu Olszewskiemu to w ogóle nie wierzy. Nie pogadasz! Dlaczego taka postawa i takie słowa? Jedno z tłumaczeń jest takie, że tego rodzaju duchowni od dawna czerpią wiadomości o świecie przede wszystkim z TVN24, „Wyborczej” i Onetu, a w ostatnich wyborach zagłosowali za obecną koalicją. I brną w to dalej, bo trudno poddać rewizji myślenie, a przede wszystkim uczucia, jakie żywili w sobie przez długie lata.

Są też duchowni, którzy nie zabierają publicznie głosu, gdyż boją się odwetu obecnej władzy i popierającej ich mediów. Nie dlatego, że naprawdę mają coś na sumieniu, ale dlatego, że wiedzą, iż obecny rząd stosuje zasadę: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.  Do tego można by dodać butę w stylu: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobisz?”. Przecież diecezje, zakony, dzieła katolickie korzystały z różnych dotacji. Ale nawet jeśli zostały one właściwie wykorzystane i rozliczone, to zawsze coś można poddać w wątpliwość i nękać szukając dziury w całym… Kierowani hasłem „opiłowania katolików” urzędnicy mają wiele narzędzi, by kościelnym instytucjom uprzykrzać życie. Można zrozumieć, że w tej sytuacji wielu myśli i robi swoje, ale publicznie woli się nie wypowiadać.

Może też być tak, że niektórzy duchowni dochodzą do wniosku, iż protestowanie i stawanie w obronie ks. Olszewskiego nic nie da, a jedynie może pogorszyć sprawę. Uważają, że mamy do czynienia z ludźmi złej woli, mściwymi, których celna, merytoryczna krytyka nie otrzeźwi, a jedynie skłoni do jeszcze większej obłudy i bezwzględności. Przypomina się tutaj sprawa kard. Pella. Oskarżenia, sam proces od początku nie trzymały się kupy. Niewinnego człowieka ochlapano błotem oszczerstw, wtrącono do więzienia, traktowano jako wyjątkowo niebezpiecznego przestępcę. Gdyby Stolica Apostolska publicznie to komentowała, to mogłaby wzbudzić jedynie większą zajadłość…

Tak! W tego rodzaju sprawach potrzeba nam dyplomatycznej przebiegłości.

Głośne walenie pięścią w stół nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Ale trzeba też uważać, by nie przekroczyć granicy, poza którą nie ma żadnej ewangelicznej ostrożności, lecz jedynie lęk, poddawanie się szantażowi. Trzeba indywidualnie i wspólnotowo rozeznawać, czy i w jaki sposób publicznie protestować, kiedy krzyknąć „non possumus”, a kiedy cierpieć i działać w milczeniu.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama