Echo katolickie 41(692) 9-15 października 2008
Niektórzy mają mi za złe, że nie dostrzegam pięknych stron życia, ale wciąż doszukuję się dziury w całym. Możliwe. Nadmiernie optymistyczne spojrzenie na życie jest raczej mi obce. Wolę realizm. Może nie żyje się wówczas przyjemnie, ale przynajmniej prawdziwie.
Podobnie jest i w tym tygodniu. Cały nasz kraj opanowuje gorączka papieska. Obchodzony po raz kolejny Dzień Papieski staje się okazją do wręczania nagród i stypendiów, organizowania koncertów, akademii i obchodów z okazji. Mnożą się maratony - zarówno jako konkurencja sportowa, jak i w czytaniu Pisma św. A my powtarzamy za politykami i innymi wielkim tego świata, że dumni jesteśmy, że dobrze nam jest, że wdzięczni jesteśmy Bogu, iż dane nam było żyć w czasach pontyfikatu Sługi Bożego Jana Pawła II. Dla poprawy nastroju nazywamy też siebie lub nasze dzieci pokoleniem Jana Pawła II (JP2). Ja jednak mam coraz więcej wątpliwości. I to nie tylko z powodu kibiców piłkarskich, którzy tydzień po uroczystych deklaracjach o zawieszeniu broni rozegrali tradycyjne potyczki na pałki bejsbolowe i kastety. Powód jest inny.
W październikową sobotę wracałem do domu wieczorem. Jadąc samochodem przez miejską ulicę, byłem świadkiem pewnego zdarzenia. Grupa młodych, około 17-letnich chłopców otoczyła wychodzącą ze sklepu starszą kobietę. Nie napadli jej jednak i nie starali się jej okraść czy wyrządzić jej krzywdy fizycznej. Po prostu z niej się naśmiewali. Śmiali się z niej, bo (czy to z powodu choroby, czy też innych przyczyn) nie sprawiała wrażenia osoby do końca zdrowej na umyśle. Kobieta z płaczem i przerażeniem starała się uciec swoim prześladowcom. Ale oni ruszyli za nią. Jeden przydeptywał ciągnący się za kobietą pasek od płaszcza, a dodatkowo przy wtórze rubasznego śmiechu nagrywał całe to zajście na telefon komórkowy, zapewne by potem umieścić je na jakimś portalu internetowym lub przesłać znajomym. Kobieta stawała się coraz bardziej przerażona i coraz mocniej płakała i szybciej starała się uciekać - nie wiem, czy ze wstydu, czy ze strachu. Kiedy udało mi się zatrzymać samochód, nie było ich już na ulicy. Skręcili w drugą lub weszli do jakiejś bramy.
Wstrząsnęło mną to małe wydarzenie. Uświadomiłem sobie, że widziałem ludzką hienę, która dla zabawy szarpie i wyśmiewa człowieka. Bo przecież to była kobieta, starsza, ale przede wszystkim człowiek. Stała się igraszką dzieciaka, który, rozkapryszony czy podpuszczony przez kompanów, znalazł w niej obiekt drwin, kpin, pokazywania swojej wyższości - po prostu „zabawy”. Jak kot myszą, tak on bawił się swoją ofiarą. Przypomniałem sobie te sceny z filmów o Holokauście, gdy niemieccy żołnierze dla zabawy w taki sam sposób „igrali” z mieszkańcami getta. A to moje przerażenie spotęgowało się, gdy przypomniałem sobie Jana Pawła II.
W swojej pierwszej encyklice Sługa Boży Jan Paweł II z całą mocą przypominał, że człowiek jest drogą Kościoła. I nie chodziło o jakiś pięknie brzmiący zwrot retoryczny, ale o podkreślenie faktu, że prawdziwe chrześcijaństwo zaczyna się od afirmacji człowieka. Nawet w Bożym planie zbawienia człowiek i jego godność znajduje swoje potwierdzenie. Bóg, stając się człowiekiem, ukazał z pełną determinacją, determinacją do granic własnego poniżenia, że w Jego oczach człowiek jest kimś ważnym. Nie dlatego, że wiąże z nim jakieś szczególne nadzieje albo że jest on jakoś szczególnie utalentowany. Bóg wydaje siebie za człowieka, ponieważ umiłował go jako człowieka. Uczniowie Chrystusa jasno odczytywali tę prawdę, uznając za św. Janem, że prawdziwym sprawdzianem naszej wiary jest relacja do drugiego. Nie chodzi tutaj jednak o jakąś emocjonalną więź czy też sentymentalne nastawienie, ale o rzeczywiste podkreślenie wartości człowieczeństwa. Ta afirmacja ludzkiej godności oznacza twardą, niezmienną i całkowitą troskę o poszanowanie tej godności.
Gdy prześledzi się całość pontyfikatu Jana Pawła II, to w jego zachowaniach, gestach i słowach widać jasno, że ta prawda naznaczała jego życie i stanowiła główne przesłanie. Czy przemawiając do południowoamerykańskich robotników, czy idąc do więzienia Rebibbia do Ali Agcy, czy też stojąc w zacinającym śniegu na guzach Sarajewa - zawsze dostrzegał człowieka jako wartość, której nie można niszczyć. Sam bronił tej godności, nawet w twardych słowach, kierowanych do słuchaczy. A Jego pełne radości podejście do młodych nie przesłaniało wezwań, by życie budowali na tej wartości. Najpierw poprzez budowanie własnego człowieczeństwa, które wykuwa się w pracy nad samym sobą, odkrywając swoje życie jako Westerplatte, wymagając od siebie, nawet jeśli inni od nas nie wymagają, stawiając przed sobą pytania zasadnicze, od których zależy kształt naszego życia. A następnie poprzez budowanie relacji z drugim człowiekiem, odkrywając życie z innymi nie jako piekło, ale jako fascynującą przygodę, w której każdy jest ważny. I wreszcie poprzez właściwą relację z Bogiem, który jest Ojcem. Cywilizacja miłości, struktury życia wbrew strukturom śmierci, w Jego działaniu i w Jego nauczaniu to konkretny projekt życiowy. Wymagający, trudny, ale możliwy i piękny. Bo piękny człowieczeństwem.
Nie wiem, kto z nas popełnił błąd. Blisko 3 lata po śmierci Jana Pawła II zapuściliśmy się w rejony wyznaczane przez kremówki, śpiewane papieżowi „Góralu, czy ci nie żal” i machanie laską pośród rozśpiewanej młodzieży. To, co najważniejsze, stało się jakby niezauważalne dla naszych oczu i zeszło na dalszy plan. I wśród radosnych pokrzykiwań o pokoleniu JP2 staramy się nie dostrzegać, że ono albo nie istnieje, albo jest ciągle jakimś projektem. Może po prostu za bardzo chcieliśmy wtopić się w Jana Pawła II, aby dowartościować siebie, że nie zauważyliśmy, że jest to zadanie, którego On chyba nie chciał. Bo każdy z nas jest kowalem swojego życia. A to nie zmienia się poprzez przypinanie plakietek czy kolejny koncert. Ono jest w naszej głębi. I tam musi zstąpić duch Jana Pawła II. Inaczej pozostanie nam tylko świadomość, że jesteśmy pokoleniem MP3 (technika i spryt nade wszystko) lub pokoleniem H5N1 (porażonym śmiertelną chorobą ducha), ale na pewno nie pokoleniem JP2 (ludźmi wśród ludzi).
opr. aw/aw