Przygotował grunt

Czy jest coś, czego jeszcze nie wiemy o prymasie Wyszyńskim? Co Polska i Kościół w Polsce zawdzięczają temu wielkiemu człowiekowi?

Czego jeszcze nie wiemy o kard. Wyszyńskim? Czy są jakieś niezbadane obszary, które mogą nas zaskoczyć?

O prymasie wiemy bardzo dużo, ale na pewno jest jeszcze wiele źródeł historykom na razie nieznanych, które mogą tę wiedzę uzupełnić. Dla mnie zaskoczeniem są na przykład wystąpienia kard. Wyszyńskiego na Soborze Watykańskim II, które niedawno miałam możliwość poznać i o których piszę w najnowszym wydaniu biografii prymasa. Na pewno wiele dowiemy się o działalności kard. Wyszyńskiego, o jego relacjach ze Stolicą Apostolską, kiedy historycy będą mieli pełny wgląd w archiwa watykańskie. Również archiwa kościelne w Polsce nie są w pełni otwarte dla historyków. Kard. Józef Glemp obiecał na przykład, że po beatyfikacji prymasa Wyszyńskiego będzie w całości opublikowany jego dziennik „Pro memoria”.

O ile każdy Polak - niezależnie od wieku - wie co nieco o Janie Pawle II, wiedza o kard. Wyszyńskim jest już zdecydowanie mniejsza... Czy młodsze pokolenia znają w ogóle osobę kardynała?

Bez wątpienia o kard. Wyszyńskim mówi się dziś za mało. Wie o nim więcej młodzież, która uczy się w szkołach noszących imię prymasa, uczestnicy konkursów czy piszący prace magisterskie o jego życiu. Ale poza nimi wiedza jest nikła. Znam osoby młode, wykształcone, które gdy słyszą słowa: prymas, milenium, Wielka Nowenna, to z reakcji wnioskuję, że to dla nich tak odległe jak historia starożytna. Braki w wykształceniu historycznym młodych pokoleń są ogromne. Osobiście duże nadzieje wiążę z otwarciem muzeum Jana Pawła II i kard. Wyszyńskiego przy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Mam nadzieję, że to muzeum wydobędzie z cienia postać kard. Wyszyńskiego. Paradoksem historii jest to, że kiedyś kard. Wojtyła był w cieniu prymasa Wyszyńskiego, a dzisiaj jest odwrotnie.

Czy można zaryzykować stwierdzenie, że z nich dwóch to jednak Wyszyński zrobił więcej dla Polski?

Myślę, że każdy z nich uczynił bardzo dużo dla Polski w odpowiednim dla nas momencie. Nie da się powiedzieć, który zrobił więcej. Każdy uczynił tyle, ile mógł i ile było mu zadane w Bożych planach w jego czasie. Jeden jako prymas, do 1980 r., a drugi przede wszystkim jako papież od 1978 r. To, co zrobił dla Polski prymas Wyszyński, jest w dużym stopniu niedocenione.

Co Kościół w Polsce i sama Polska zawdzięcza Wyszyńskiemu?

Zawdzięczamy przygotowanie Polaków do tego, co stało się w 1980 r. - do wybuchu „Solidarności”. Rzadko o tym mówimy, ale historycy nie mają dziś wątpliwości, że gdyby nie było milenium chrztu Polski i nie było Wielkiej Nowenny, nie wiadomo, jaki kształt ideowy miałaby „Solidarność”. Iskrą zapalną jej powstania była pielgrzymka do Polski Jana Pawła II w 1979 r., który na pl. Zwycięstwa w Warszawie wołał o zstąpienie Ducha Świętego, aby odnowił oblicze ziemi - tej ziemi. Ale grunt do tego przez kilkadziesiąt lat przygotowywał prymas Wyszyński. Przygotowywał w czasie dziewięcioletniej Wielkiej Nowenny, której realizacja miała odnowić Polaków religijnie i moralnie, miała wzmocnić tożsamość, której częścią jest wiara; wzmocnić wewnętrzną wolność, która jest warunkiem upomnienia się o wolność zewnętrzną. Prymas wyprowadził na ulice, w procesjach religijnych naszych ojców i dziadków, a potem oni sami wychodzili, by upomnieć się u władz politycznych o poszanowanie ich praw obywatelskich. Peregrynacja po kraju kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej była dla Polaków szkołą obywatelskiego działania, myślenia, podmiotowości. Dzięki doświadczeniu lat 60 było możliwe to, co się stało w 1980 r.

Polska zawdzięcza prymasowi Wyszyńskiemu również to, że w momentach wybuchu społecznego niezadowolenia on zawsze czuwał nad tym, by nie doszło do bratobójczej wojny. Prymas w trudnych momentach łagodził, uspokajał, bo wiedział, że dopóki nie zmieni się sytuacja geopolityczna Polski, nie nastąpią zmiany w Moskwie, dopóty nie będzie możliwa zmiana systemu politycznego w Polsce.

A co zawdzięcza sam Kościół?

Dzięki linii duszpasterskiej prymasa Kościołowi w Polsce udało się nie tylko przejść przez nasze „morze czerwone” cało, co było ewenementem w krajach pod sowiecką dominacją, ale nawet wyjść jako autorytet - silniejszym, obdarzonym zaufaniem społecznym.

Historia pokazuje, że prymas nie bał się rozmawiać z władzami komunistycznymi.

Nie, Wyszyński w całym okresie prymasostwa - poza, oczywiście, czasem uwięzienia - prowadził rozmowy z władzą. Nigdy od tego nie uciekał, wiedział, że jest to konieczne, aby Kościół mógł prowadzić misję. Stanowisko inne było jednak przed uwięzieniem i po wyjściu z izolacji. Do 1953 r. prymas miał nadzieję, że uda się porozumieć z komunistami i zachować jakiś margines niezależności Kościoła. To wynikało nie tylko z pragmatyki, ale wewnętrznego przekonania, że polski model komunizmu nie musi być ateistyczny. Wyszyński nie miał złudzeń, że komunizm rozwiąże kwestię robotniczą, ale ufał, że nie musi być bezbożniczy. Pisał o tym już przed wojną, krytykując komunizm i patrząc z obawą na to, jak ulega mu inteligencja. Poza tym prymas uważał, że państwo, nawet jeśli jest ono komunistyczne, i Kościół muszą ze sobą rozmawiać, bo choć działają na innych polach, to adresatem jest ten sam obywatel. W momencie aresztowania w 1953 r. prymas przekonał się boleśnie, jak niewiarygodnym partnerem są komuniści, co do czego po 1956 r. nie miał już złudzeń.

Komuniści w czasach stalinowskich, a i później za rządów ekipy Władysława Gomułki postrzegali kard. Wyszyńskiego jako największego wroga ideowego. Sytuacja zmieniła się w połowie lat 70, gdy w obliczu tworzenia się opozycji demokratycznej Gierek dostrzegł w nim osobę, która może łagodzić konflikty.

Podtytuł napisanej przez Panią biografii kardynała jest niezwykle wymowny: prymas niezłomny. Czy miewał chwile zwątpienia?

Miał chwile zwątpienia w więzieniu. Ale nic dziwnego. Był w zupełnej izolacji, otoczony funkcjonariuszami UB i ich tajnymi współpracownikami. Siedział bez procesu i bez wyroku. Nie wiedział, jak długo i czy w ogóle wyjdzie na wolność. W czasach stalinowskich ludzie znikali nocami z domów wyprowadzani przez UB i nigdy już do nich nie wracali. Niektórzy nie mają nawet grobów. Ale i ten trudny okres izolacji był dla prymasa - o czym pisał w dzienniku - bardzo owocny, którego by nie zamienił na wolność. Okazał się owocny duchowo, a jego konsekwencje były ważne dla całego Kościoła w Polsce. Prymas przeżywał trudne chwile - a nawet liczył się z tym, że może być odwołany przez papieża Pawła VI - w związku z krytyczną oceną polityki wschodniej prowadzonej przez Watykan.

Prymasostwo było okupione samotnością i nieustanną inwigilacją. Agentami był otoczony od 1946 r., gdy został biskupem lubelskim, aż do śmierci. Prymas uznał, że jedyną na to odpowiedzią jest żyć tak, by nic nie można było mu zarzucić.

Podejmuje Pani próbę opisania, pewnego rodzaju wyjaśnienia trudnych stosunków prymasa Wyszyńskiego z watykańską dyplomacją. Dlaczego jest to zagadnienie tak istotne w spojrzeniu na jego osobę?

Prześledzenie relacji między prymasem Polski (który miał specjalne pełnomocnictwa Watykanu dające mu duże uprawnienia) a Stolicą Apostolską pozwala uchwycić, jakie były w nich punkty zapalne, co i dlaczego różniło, ale przede wszystkim zobaczyć w nowym świetle siłę charakteru prymasa. Gdy był do czegoś przekonany, wiedział, że ma rację, bronił tego ze wszystkich sił. Jest swego rodzaju paradoksem, że gdy chodzi o politykę wobec komunistów, to za Piusa XII prymas Polski uchodził za ugodowca, a za Pawła VI za konserwatystę. Pius XII był zdecydowanym antykomunistą, odrzucał możliwość jakichkolwiek porozumień z rządami komunistycznymi. Dlatego, gdy w 1950 r. Wyszyński podpisał porozumienie z komunistami, Watykan był oburzony, choć z czasem papież zaakceptował je. Z kolei, kiedy za Pawła VI dyplomacja watykańska w ramach nowej polityki wschodniej zaczęła prowadzić rozmowy z rządami państw komunistycznych, Wyszyński był im przeciwny przed uregulowaniem sytuacji prawnej Kościoła w Polsce. Ekipa Gomułki próbowała prowadzić rozmowy z Watykanem za plecami Wyszyńskiego, dla którego było to dodatkowym dowodem, że jeśli dojdzie do układu między PRL a Stolicą Apostolską, to władze polskie będą próbowały grać w ten sam sposób. Prymas nie bez powodu obawiał się, że spowoduje to rozbicie jedności Kościoła, która - według prymasa - była jednym z warunków ocalenia.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 40/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama