Po co obchodzimy święto Bożego Ciała? Jakie jest znaczenie i wymowa uroczystej procesji, która tego dnia się odbywa?
Ks. Paweł Siedlanowski
Wychodząc w procesji w uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej na ulice naszych miast i wsi, pragniemy dać świadectwo, że historia Jezusa to nie mit o zwycięzcy ani opowieść „ku pokrzepieniu serc”. To rzeczywistość, która jest tak bardzo realna jak czerwcowa zieleń, zapach bzów i rozmiękczony promieniami słońca asfalt, po którym idą stopy ludzi kroczących w postawie uwielbienia za Chrystusem. Wychodzimy, aby pokazać innym, a może przede wszystkim samym sobie, że On tu jest! Żywy, Prawdziwy, Obecny.
Paradoksalnie, dla wielu ludzi deklaracja „nie wierzę”, wcale nie oznacza negacji istnienia Boga. Jest raczej dramatycznym wyznaniem: „nie potrafię sobie wyobrazić!”. To fakt: trudno wyobrazić sobie, iż Stwórca świata chciał pomieścić cały swój majestat w konsekrowanej kruszynie chleba. A tak się przecież stało. Aby to zrozumieć, trzeba wejść w „klucz” Boskiego myślenia - jest nim pokora. Pokornego Boga może przyjąć, pokochać tylko pokorny człowiek. Inaczej nasze drogi zawsze będą się rozmijać.
Liturgiczny znak procesji uświadamia nam, że ludzkie życie jest drogą, a człowiek - wędrowcem (łac. homo viator). Jej „prototypem” była wędrówka ludu wybranego z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej, w Nowym Testamencie zaś Pascha Jezusa - Jego przejście ze śmierci do życia. Procesja ulicami miast i wiosek przypomina nam, że nie możemy pogrążyć się w stagnacji, czekając, aż inni zmienią świat za nas. Jest także deklaracją budowania życia i hierarchii wartości wedle zasad ewangelicznych. We współczesnym kontekście kulturowym ten aspekt wydaje się szczególnie ważny.
Pomimo całej zewnętrzności - tego dnia barwnej, ubranej w tradycję, miejscowe zwyczaje - najważniejszym niezmiennie pozostaje duchowe przeżycie Komunii z Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Problem w tym, że z wiarą w Jego eucharystyczną obecność mieli kłopot nawet uczniowie. „Trudna jest ta mowa, któż jej może słuchać?” - mówili niektórzy, gdy Jezus wyjawił im, że stanie się Pokarmem na życie wieczne (J 6,53n). Wielu zrezygnowało z chodzenia za Nim - nie umieli sobie wyobrazić tego, co mówił, więc ich wiara umarła wraz z wątpliwościami. „Czyż i wy chcecie odejść?” - zapytał pozostałych. „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” - odpowiedział Piotr. Mówił nie tylko za tych, którzy pozostali. Stał się w tym momencie rzecznikiem każdego z nas.
Zatem wyjście w uroczystość Ciała i Krwi Chrystusa na ulice miast i wiosek jest publiczną manifestacją wiary w cudowną Obecność, przypomnieniem, iż Eucharystia to nie statyczna obecność, ale dynamizm, który ogarnia całe ludzkie życie. Stanowi również zaprzeczenie uparcie głoszonej tezy (mimo kompromitacji systemu, który ją wylansował), iż wiara jest „sprawą prywatną” każdego człowieka. To nie tak! Ona nabiera blasku wtedy, gdy zakłada szaty codzienności. Staje się silniejsza wówczas, gdy się nią dzielimy. Jest wreszcie złożoną wobec innych deklaracją, że pomimo wątpliwości nie zrezygnujemy z poszukiwania Prawdy o przedwiecznym, kochającym Bogu - ale też o sobie samych, o swoim losie, przeznaczeniu. Nie ma tu nic z duchowego ekshibicjonizmu, folkloru. Wiara w żywą obecność Chrystusa pośród swojego ludu ograniczona tylko do „prywatnych przekonań” - karłowacieje.
Tego dnia mamy dostrzec, iż - wbrew uparcie lansowanym opiniom - jest nas dużo! Mamy się policzyć, zobaczyć, przeżyć radość spotkania. Zrozumieć, że jesteśmy silni wtedy, gdy stanowimy jedność. Uświadomić sobie, że Eucharystia to pokarm dla słabych, a nie uczta dla elit.
Jest jeszcze jeden wymiar uroczystości Bożego Ciała: to ekspiacja za grzechy świętokradztwa, za niewiarę w realną obecność Chrystusa w konsekrowanych postaciach. Pisał o tym papież Urban IV w bulli „Transiturus” ustanawiającej święto ku czci Ciała i Krwi Chrystusa, podając jako powód „zadośćuczynienie za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu, która w Wielki Czwartek nie może być uroczyście obchodzona ze względu na powagę Wielkiego Tygodnia”. Co prawda, ze względu na przedwczesną śmierć Urbana IV dokument nie został ogłoszony, ale wolę poprzednika wypełnił papież Jan XXII, który umieścił go w tzw. Klementynach (1317 r.), tym samym wprowadzając do kalendarza liturgicznego święto Najświętszego Ciała Chrystusa. Warto wiedzieć, iż lokalnie było ono obchodzone już wcześniej: wprowadził je w diecezji Liège we Francji w 1246 r. bp Robert z Thourotte. W 1252 r. rozszerzono obchody święta na Niemcy. Ponadto w 1263 r. miał miejsce cud eucharystyczny we włoskim mieście Bolsena, kiedy to Hostia w rękach wątpiącego w transsubstancjację księdza zaczęła krwawić. Papież Urban IV, któremu doniesiono o wydarzeniu, bardzo je przeżył. Zakrwawiony korporał po dziś dzień przechowywany jest w katedrze w Orvieto.
W Polsce po raz pierwszy uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa obchodzono w 1320 r. w diecezji krakowskiej (procesję poprowadził bp Nankier). W 1420 r. na synodzie gnieźnieńskim uznano ją za powszechnie obowiązującą i nakazano celebrowanie we wszystkich kościołach Królestwa Polskiego.
KS.
PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo
Katolickie 23/2017
opr. ab/ab