Mija 40 lat od wyboru kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową. Jaka byłaby Polska bez Papieża Polaka? I dlaczego mówi się, że pokolenie Jana Pawła II straciło swoją wyrazistość?
Gdy 2 kwietnia 2005 r. umierał Jan Paweł II, Tomek był w przedszkolu. Niewiele pamięta z tamtych dni. Pozostały albumy, fotografia na ścianie i wspomnienia rodziców. Dziś ma 18 lat. Papieża z Polski zestawia w jednym szeregu z Marią Skłodowską-Curie, Józefem Piłsudskim, rtm. Witoldem Pileckim, Lechem Wałęsą, innymi postaciami historycznymi.
Co o nim wie? W głowie pozostały suche informacje z biogramu, wyrywki wiedzy o tym, co zrobił, wspomnienie z wadowickiego muzeum. Poza tym - kilka utartych sloganów z papieskich przemówień, zdanie o kremówkach, słowa z pl. Zwycięstwa z 1979 r., melodia „Barki” - i tyle. Tak naprawdę o każdym z wyżej wymienionych „wielkich Polaków” mógłby coś powiedzieć. Ale... Jeszcze więcej o Kamilu Stochu, Robercie Lewandowskim, polskich siatkarzach. To oni poruszają jego duszę i dają radość. Reszta? Jest OK. Ale to już przeszłość. Zakuta w spiż.
Pan Janusz z dumą spogląda na zdjęcie z Janem Pawłem II - tym cenniejsze, że może dodać: „stoję obok świętego!”. Nie takiego z „pobożnych” obrazków, wyidealizowanego, okrytego lukrem, a przez to odległego od świata, że aż nierzeczywistego. Obok prawdziwego świętego! Do bólu realnego. Jednego z naszych!
Fotografia wisi na honorowym miejscu na ścianie salonu - podobnie jak w dziesiątkach tysięcy domów w Polsce - charakterystyczny kadr z niezliczonych watykańskich audiencji, w którym człowiek w bieli błogosławi zwykłemu Polakowi. Dokumentujący doświadczenie niemalże mistyczne, zachowujący pamięć papieskiego spojrzenia, dotyku dłoni, może kilku zamienionych słów...
Pan Janusz był w Watykanie pod koniec lat 80 ubiegłego wieku. Pojechał z grupą parafialną - kosztem wielu wyrzeczeń. Bo drogo było. Spało się w śpiworach w dużych salach, jadło konserwy i zagryzało przywiezionym z Polski chlebem (z którego niekiedy trzeba było odkrawać pleśń, ale co tam!). Kogo tam stać było na trzygwiazdkowy hotel, kawę na florenckiej starówce. Dla niego, ale też rodaków w tamtym czasie, wyjazd do Rzymu był pierwszą w życiu zagraniczną wycieczką. Dla wielu - jedyną, niezapomnianą. Był entuzjazm, radość. I duma. Jakieś szczególne braterstwo narodów: polskiego i włoskiego, które połączył „un uomo da un paese lontano” - człowiek z dalekiego kraju. Na początku nieznany, stygmatyzowany zdziwieniem, że oto wszystko będzie „po nowemu”, ponieważ po ponad czterech wiekach widzialną głową Kościoła katolickiego został ktoś inny niż Włoch. Potem kochany, podziwiany.
Za kilka dni minie 40 lat od wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża. To dużo czy mało? W skali całej historii - niewiele. W perspektywie zmian cywilizacyjnych, społecznych, kulturowych, które dokonały się w minionym półwieczu - bardzo dużo! Socjologowie spierają się, co to znaczy „pokolenie Jana Pawła II”? Sformułowanie jest nieostre, bo też trudno określić jego ramy czasowe. Używa się go, choć tak do końca nie wiadomo, co miałoby znaczyć, kto miałby doń przynależeć: ci, którzy za pontyfikatu papieża z Polski urodzili się? A może ci, co wychowali się na jego nauczaniu, pielgrzymkach, niesionej przezeń nadziei, na Światowych Dniach Młodzieży? Wydaje się, że chodzi tu raczej o symbol, dziedzictwo papieskiego nauczania, świadectwo obecności. W tym sensie wszyscy jesteśmy jego „pokoleniem”.
Każdy bilans - a okrągła rocznica wyboru na Stolicę Piotrową jest niewątpliwie dobrą okazją, aby go dokonać - prowokuje refleksję. Co nam dziś zostało po nim? Z jednej strony odpowiedź nie nastręcza kłopotów: wolność, osobista świętość, duma, miejsce w rodzinie narodów. Także przemówienia z pielgrzymek, zebrane w opasłe tomy cykle katechez, encykliki, listy. Filmy, albumy i setki, tysiące pomników pobudowanych w Polsce i na całym świecie - także żywych, w postaci szkół, instytucji, fundacji. Ale pozostał też niedosyt - tym większy, im wyraźniej postać Papieża Polaka okrywa kurz niepamięci. Gdy budzi się świadomość, że poza ogólnymi cytatami, fragmentami przemówień, powtarzanymi w kółko (przy okazji kolejnych rocznic) kilkoma zdaniami, tak naprawdę niewiele z tego dziedzictwa do nas dociera. Kilka miesięcy temu publicysta „Newsweeka” pisał: „Poruszał serca, nie umysły Polaków. W zupełności im wystarczało, że - jak bezmyślnie powtarzali dziennikarze relacjonujący tę pielgrzymkę - Jan Paweł II znów «ukazał się» w oknie kurii na Franciszkańskiej. Nie pokazał się, nie stanął - ale właśnie «ukazał». Niczym Duch Święty, który niczego nie musi mówić, tylko przenika swym bytem wspólną przestrzeń. To napawało Polaków szczęściem. Na «ukazanie się» papieża czekały tłumy pod oknem i wielomilionowa widownia telewizyjna, o «ukazaniu się» godzinami debatowali domorośli watykaniści w specjalnie zbudowanych studiach TV. A potem, gdy Jana Pawła II już nie było i odwiedził Polskę jego niemiecki następca, zapytany w sondażu naród odparł, że życzyłby sobie, aby Benedykt XVI poszedł w ślady «naszego papieża» i również «ukazał się» w oknie na Franciszkańskiej. Tak silna była potrzeba odnowienia świątecznego rytuału...”. (R. Kalukin, „Jan Paweł II utopiony w utopii”, Newsweek 9/2018).
To gorzkie słowa. Sporo w nich jednak prawdy.
Spojrzenie człowieka „z zewnątrz” otwiera oczy. Wydawało się nam, że św. Jan Paweł II wszystko „załatwi” - że wolność, która „wybuchła” po koszmarze komunizmu, będzie sielanką. A tymczasem papież już wtedy dawał czytelne sygnały, iż nie będzie łatwo. Przygotowywał nas do tego. Mówił, że „wolność to nie ulga, lecz trud wielkości” i że jest się wolnym nie tylko „od”, ale przede wszystkim „do”. Że ważniejszym pozostanie zawsze, by „być” niż „mieć”. Najdłuższa pielgrzymka do ojczyzny w 1991 r. (kiedy w Polsce zaczęły budzić się demony, toczyły się zażarte dyskusje ideologiczne) - poświęcona została Dekalogowi. W Skoczowie w 1994 r. mówił o „czasie próby polskich sumień”. Homilia - myślę, że był to świadomy zamysł papieża - wprost nawiązywała do słynnego przemówienia wygłoszonego podczas Mszy św. na pl. Zwycięstwa w 1979 r., kiedy Ojciec Święty przyzywał Ducha Świętego, aby odnowił „oblicze tej ziemi” - w nowej sytuacji historycznej, ale przecież ciągle naznaczonej obecnością toksyn w sercach ludzi. Wszak gromadziły się tam przez dziesięciolecia.
Czasem odnosi się wrażenie, że Polacy z ulgą „oprawili” dziedzictwo św. Jana Pawła II w ramy „świętego obrazka”. Spragniony sukcesów naród przelał na niego wszystkie swoje marzenia o wielkości, dziejowej doniosłości, światowym prestiżu. A potem zakuł je w spiż i zbiory fotografii.
Pisał przed laty o Papieżu Polaku ks. Jan Twardowski:
„Tyle jest w Tobie -
nasze polskie oczy,
wiara, matki uśmiech, cierpienia
i taki zwykły, nie za modny dzwonek
tak zagłuszany, że budzi sumienia”.
Nie słychać już dziś tego dzwonka. Choć z drugiej strony należałoby zapytać: kim bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie on? Jaka byłaby Polska, gdyby nie św. Jan Paweł II? Na pewno inna.
Fakt, pokolenie „Jana Pawła II” straciło swoją wyrazistość. „Powstało wokół doświadczenia osobistej charyzmy Jana Pawła II i głębokiego przeżycia jego odejścia. Lecz gdy one wyblakły, wspólnota zaczęła się rozpadać. Nauki papieskie poszły w las. Z pokolenia JP II pozostały jedynie niewielkie nisze, pielęgnujące pamięć po swym przewodniku” - napisał jeden z krytyków „pontyfikatu JP2”. To prawda. Smutna prawda.
Zacieranie pamięci skrzętnie wykorzystują środowiska, które z coraz większą bezwzględnością oskarżają dziś św. Jana Pawła II o całe zło świata, kryzys Kościoła. Przypisują mu bierność, „zamiatanie pod dywan” problemów. Jest to tym bardziej fałszywe i niesprawiedliwie, że nie ma możliwości obrony - fizycznie nie ma go z nami. Widać jakąś, niespotykaną dotąd, podłą satysfakcję, dążenie do jedynej w swoim rodzaju zemsty. -Widzicie katole?! - zdają się krzyczeć młodzi gniewni albo ci, którzy mają „na pieńku” z Kościołem - nawet wasz papież miał „za uszami”! Nie ma świętości! Nie ma autorytetów! Jest tylko brud, względność!...
Ciekawe, że również egzorcyści odnotowują szczególną agresję osób dręczonych przez złego ducha, gdy podczas modlitwy pada imię św. Jana Pawła II. Dalej jest wyzwaniem, przeszkodą, powodem nienawiści.
To daje wiele do myślenia. Ale też jest źródłem radości, że nawet z perspektywy „domu Ojca” św. Jan Paweł II jest z nami - choć przecież inaczej. Broni nas. Wstawia się za nami. Pozostał blisko. Spełnił życzenie, które tak wiele razy padało z ust rodaków, gdy stąpał po ukochanej ojczystej ziemi.
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 41/2018
opr. ab/ab