Samotność ma różne oblicza. Może być też powołaniem człowieka, jak małżeństwo czy kapłaństwo. Jak nie zmarnować samotności, a z drugiej strony - nie ulec presji otoczenia?
O różnych obliczach samotności, sposobach na pokonanie frustracji towarzyszącej osamotnieniu, presji środowiska i drodze do odkrycia życiowego powołania - z psycholog Elżbietą Trawkowską-Bryłką rozmawia Agnieszka Warecka.
Samotność może mieć wiele twarzy: singielki albo niepotrafiącej odnaleźć się w jesieni życia wdowy. Uczucie osamotnienia towarzyszy żonie zaniedbywanej przez męża, ale też rodzicom, których dzieci dorastają i opuszczają rodzinne gniazdo. Zanim jednak porozmawiamy o rodzajach samotności, doprecyzujmy pojęcia: samotność a osamotnienie - co je odróżnia?
Osamotnienie, samotność, odosobnienie, izolacja... - istnieje wiele słów na opisanie stanu, w jakim znalazł się człowiek potocznie nazywany samotnym. Osamotnieniem określamy zwykle stan opuszczenia człowieka przez wszystkich, gdy nie może on już na nikogo liczyć. Samotność natomiast ma być sprawą dobrowolnej decyzji i wyboru życia singla, czyli osoby, która nie jest w stałym związku i nie chce w nim być.
Pani opinia zdaje się przeczyć stereotypom. W powszechnym wyobrażeniu „stara panna” jest samotna, ponieważ… nikt jej nie chciał. Innymi słowy: żaden mężczyzna nie złożył jej propozycji matrymonialnej, a konsekwencjami życia w pojedynkę są frustracja i gorycz.
Samotność ma zasadniczo dwa oblicza: negatywne i pozytywne. Przeżywana w pierwszej wersji jest, rzeczywiście, uczuciem niszczącym i bolesnym. Samotność może unieszczęśliwiać człowieka i być źródłem wspomnianej frustracji. W wariancie pozytywnym jest natomiast źródłem szczęścia. Uważam, że samotność będąca konsekwencją wolnego i dobrowolnego wyboru może dawać poczucie spełnienia.
A jeśli jest doświadczana wbrew woli? Człowiek nie chce być samotny, ale - jak to mówią - nie ma szczęścia w miłości i nie może spotkać odpowiedniej osoby.
Niewątpliwie samotność doświadczana wbrew woli pociąga za sobą wrażenie wewnętrznej pustki połączonej ze smutkiem, zniechęceniem, niepokojem. Samotności w tym wydaniu towarzyszy silne pragnienie, by być komuś potrzebnym. Ludzie samotni często czują się porzuceni i niechciani - nawet wtedy, kiedy fizycznie są wśród ludzi. Trwający miesiącami stan osamotnienia - poczucia, że jest się nikomu niepotrzebnym - może doprowadzić do utraty sensu życia, rozpaczy, a nawet depresji.
Jesteśmy w stanie ochronić się przed poczuciem osamotnienia?
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto uświadomić sobie, że samotność - zarówno ta dobra, jak i zła - ma swój wymiar czasowy i jest udziałem każdego z nas. Może trwać latami albo i przez całe życie, ale może też występować przejściowo, na przykład w chwili utraty więzi miłości na skutek zdrady, porzucenia czy rozwodu, w wyniku rozpadu przyjaźni albo w sytuacji spowodowanej śmiercią bliskiej osoby.
Jak zatem oswoić samotność, na którą tak naprawdę nie mamy wpływu, na przykład spowodowaną śmiercią ukochanej osoby: męża albo mamy?
Odpowiedź może wydawać się banalna... Po prostu trzeba pogodzić się z nową sytuacją, zaakceptować stan, którego nie możemy zmienić. Jak tego dokonać? O. Jacek Salij OP, znany teolog i publicysta, często powtarza, że samotność - mówię o tej złej, niszczącej odmianie - polega nie tyle na tym, że ja swój ciężar dźwigam sam, co raczej na tym, że dźwigam tylko swój ciężar. Sposobem na pokonanie bólu serca spowodowanego samotnością może być otwarcie się na pomoc drugiemu człowiekowi.
Problem samotności dotyczy w dużej mierze ludzi starszych, którzy zostają sami na skutek śmierci męża albo żony. Seniorów dotyka także syndromem opuszczonego gniazda. Kiedy dzieci opuszczają rodzinny dom, a czas, jaki wcześniej wypełniała im praca zawodowa, na emeryturze zaczyna płynąć wolniej, pojawia się uczucie pustki. Jak ją mądrze zagospodarować?
Przyczyny samotności w jesieni życia są tak różne, że nie sposób znaleźć jednej, uniwersalnej metody na zmianę tej sytuacji. Dobrze jest, jeśli senior może - i chce - wejść w rolę babci czy dziadka, pomagając w wychowywaniu wnuków. Są one zazwyczaj na tyle absorbujące, że obowiązki wynikające z opieki wypełniają znaczą część dnia, a wspólnie spędzony czas przynosi obopólną korzyść. Niestety nie wszyscy seniorzy mają taką możliwość…
Jest też druga strona medalu. Pamiętam rozmowę ze starszą kobietą, wdową, skarżącą się, że dzieci nie pozwalają jej na nowo ułożyć sobie życia. Żaliła się, że chcą zawłaszczyć ją jako nianię, nie rozumiejąc, że ona także ma prawo do szczęścia, że chce być kochana i adorowana.
Oczywiście zdarza się, że ludzie osamotnieni na skutek śmierci współmałżonka chcą ponownie wyjść za mąż, pragnąc mieć na dalsze lata oparcie w bliskiej osobie. Z pewnością nie jest to jednak nigdy łatwa decyzja ani dla seniora, ani dla jego bliskich. Może wręcz budzić sprzeciw dzieci, wnuków czy znajomych. Pojawiają się pytania, jaka okaże się ta „druga połowa” i - wreszcie - czy taka zmiana jest do szczęścia naprawdę potrzebna. W końcu nowa osoba w rodzinie zmienia całą strukturę jej funkcjonowania. Zwykle też potrzeba czasu, aby dzieci i przyjaciele oswoili się z zaistniałą sytuacją. Dlatego warto dobrze rozważyć kwestię ponownego zamążpójścia i nie kierować się przy podejmowaniu decyzji głównie lękiem przed samotnością.
Osoby starsze, którym zwyczajnie brakuje relacji z drugim człowiekiem, zawsze mogą też zaangażować się w życie wspólnotowe, np. przy parafii. Jeśli w miejscu zamieszkania istnieje taka możliwość, można skorzystać również z innych form aktywności, jak kluby seniora, koła gospodyń wiejskich czy wykłady uniwersytetów trzeciego wieku. W dużych miastach osoby w wieku emerytalnym mają sposobność wzięcia udziału w przeróżnych kursach, podczas których mogą nabyć nowe umiejętności.
Pamiętajmy, że jeżeli spędzamy czas aktywnie, zwiększamy szanse na spotkanie tzw. bratniej duszy, a tym samym na przywrócenie życiu utraconego sensu.
Samotność - o czym mówiłyśmy - może mieć wiele twarzy: wdowy, ale też singielki. O singlach mówi się, że są samotni z wyboru. Ale czy aby na pewno jest to świadomy wybór?
Kiedy ktoś mówi o sobie: „jestem singlem”, najczęściej chce dać innym do zrozumienia, że nie jest w żadnym stałym związku. Na pytanie, czy jest to jego dobrowolny wybór, czy też pragnie być w stałym związku, ale nie pozwoliły mu na to okoliczności życia, każdy singiel musi odpowiedzieć sobie sam. Na zewnątrz można rozpoznać to po zachowaniu. Jeżeli jest to osoba radosna, otwarta na ludzi, mająca cel w życiu i z pasją go realizująca - to znak, że droga, którą idzie, jest słuszna i prawdziwa. Oczywiście, tacy ludzie także doświadczają samotności, ale nigdy tak naprawdę nie są osamotnieni. Nie czują się skazani na taki los przez otoczenie czy Pana Boga, bo sami w wolności taką drogę wybrali. Tzw. singiel z wyboru - co chciałabym podkreślić - rezygnuje tylko z jednej formy relacji międzyludzkich - relacji małżeńskiej, podobnie jak osoby żyjące w celibacie. A przecież życie nie ogranicza się jedynie do tej relacji. Zresztą, osoby samotne zdarzają się także w małżeństwie. Żona może czuć się nieszczęśliwa z powodu braku zrozumienia czy poczucia odrzucenia przez współmałżonka.
Nie sądzi Pani, że także i dziś - zwłaszcza w mniejszych miejscowościach - pokutuje przekonanie, że lepiej żyć w nieszczęśliwym małżeństwie niż samotnie? Większości społeczeństwa w głowie się nie mieści, że samotność może być dobrowolnym wyborem...
Uważam, że dziś łatwiej wybrać drogę singla, ponieważ zmieniło się nastawienie społeczeństwa do osób, które nie chcą żyć w stałym związku. Słowo „singiel” zastąpił - przywołane przez panią - dawne określenie „stara panna” czy „stary kawaler”, które sugerowały samotność z konieczności, a nie z wyboru. Tak naprawdę wśród dzisiejszych singli jest część osób, które są same, ale wcale tego nie chcą, a wśród dawnych „starych panien” było wiele, które wybrały takie życie z własnej woli. Zmieniły się tylko słowa, którymi określamy życie osób samotnych, a liczba singli, szczególnie w dużych miastach, systematycznie wzrasta.
Czy o byciu singlem, tj. świadomym wyborze samotności, możemy mówić w kategoriach powołania?
Oczywiście. W mojej opinii bycie singlem może być chrześcijańskim powołaniem dla osób, które Bóg wzywa do takiego życia. Do życia, które nie jest ani ucieczką, ani koncentracją na sobie, ale ich własną i wartościową drogą do Pana Boga. Nie mówię tutaj o osobach wybierających życie w celibacie kapłańskim czy zakonnym, ale o wszystkich świeckich, którzy decyzję o małżeństwie odłożyli na później bądź całkowicie zrezygnowali z ułożenia sobie życia we dwoje, ponieważ chcą poświęcić się w pełni jakiemuś dziełu.
A jeśli człowiek - sądząc po ludzku - osiągnął wszystko, czyli ma zdrowie, miłość i pieniądze, a mimo to nadal jest samotny, nieszczęśliwy i czuje, że wciąż mu czegoś brakuje? Jak mu pomóc?
Poczucie pustki egzystencjalnej może zapełnić jedynie Pan Bóg, który wpisał w serce każdego człowieka tęsknotę za prawdą, pięknem i Absolutem. Doskonale oddają ten stan duszy człowieka słowa św. Augustyna, biskupa i doktora Kościoła: „I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie...”.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 7/2019
opr. ab/ab