Różaniec wypełnia moje życie

Znany muzyk mówi dziś o sobie: „człowiek maryjny”. Opowiadając o swoim nawróceniu, przestrzega też młodych przed niebezpieczeństwami kryjącymi się w uzależnieniach i muzyce

17 maja w parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Siedlcach odbyło się dekanalne spotkanie młodych. Jego gościem był Grzegorz Kasjaniuk - dziennikarz muzyczny i człowiek maryjny, który przekazał zgromadzonej młodzieży kilka wskazówek poruszania się w świecie muzyki oraz podzielił swoim świadectwem nawrócenia.

- Nie ja tu jestem najważniejszy, tylko obecny w tabernakulum Pan Jezus - podkreślił G. Kasjaniuk na początku. - Działam na rynku muzycznym od wielu lat. Byłem konferansjerem i dyrektorem festiwali muzycznych. Odpowiadałem za promocję, organizację i prowadzenie imprez rockowych. Przez ponad dziesięć lat prowadziłem listę przebojów. Dlatego nieobca mi jest muzyka pop, disco, wszystko co znajduje się w muzycznym mainstreamie.

Zawładnęły mną emocje

- Kiedy kończyłem szkołę średnią, nie wyobrażałem sobie, że mogę pójść do pracy. Powiedziałem, że nigdy nie będę pracował fizycznie. Moja mama pracowała na trzy zmiany, a tata zmarł, gdy miałem 14 lat. Byłem przy jego śmierci. Brat poszedł na studia, a ja powiedziałem: nie, ja muszę mieć lepiej - opowiadał. - Co mogłem zrobić w tamtym czasie? Swój bunt, ból po stracie ojca, ból osamotnienia przeniosłem w muzykę i dałem ponieść się emocjom, które zawładnęły mną całkowicie.

Co takiego się stało, że odszedłem od Pana Boga? - mówił G. Kasjaniuk. - To był ten moment, kiedy w popkulturze, muzyce zacząłem widzieć dla siebie ratunek. Odszedłem od przeżywania Mszy św., nie widziałem podczas niej Pana Jezusa w ogóle. Przychodziłem, ale zaraz chciałem wyjść.

Odgrodziłem się od Pana Boga

- Kiedy wszedłem w muzykę, zacząłem być pociągany przez kolejne wrażenia i doznania, które niezauważalnie odciągały mnie od Pana Boga. To nie było tak, że powiedziałem: „Ja teraz, Panie Boże, odsuwam się od Ciebie”. Wszedłem w świat, który całkowicie odgradzał od Boga. Jak? Przede wszystkim tym, że coraz mniej czasu miałem na modlitwę. A w jej miejsce weszła całkowicie muzyka - chłonąłem wszystko - podkreślał. - Tam odnajdywałem cel życia, priorytety, to był mój kierunkowskaz na życie. Doprowadził do tego, że po latach nie potrafiłem się nawet przeżegnać na dobranoc. W głowie kręciły mi się płyty, których słuchałem. W miejsce Pana Boga wstawiłem muzykę. Szatan istnieje i korzysta z każdej możliwej sposobności, aby dorwać się do twojego serca, żeby odwrócić ciebie od Pana Boga. I korzysta z rzeczy przyjemnych i miłych, bo muzyka w większości jest miła, ładna. Nie powiem, słucham nieładnej muzyki. Każdy fan, czy to metalu, czy punka, muzyki dyskotekowej, pop, mówi że słucha muzyki, która sprawia mu przyjemność. Więc jakie w tym zagrożenie? - opowiadał G. Kasjaniuk.

Muzyka stała się moim bogiem

- Zacząłem słuchać muzyki nałogowo jako kolekcjoner i fan. Ale czegoś mi brakowało. Chciałem zostać muzykiem, na szczęście zostałem od tego uchroniony. Byłem konferansjerem, zapowiadałem zespoły, festiwale, różnych artystów, od Dody po Acid Drinkers. Chciałem więcej, zostałem organizatorem imprez. Nie było w tej zachłanności końca. To przestrzeń, w której nie ma etapu docelowego, bierzesz i chcesz jeszcze. Czy muzyka jest nałogiem? Może, ale nie musi. Może być towarzyszem, jednak pod warunkiem utrzymania odpowiedniego priorytetu. Ale sam tego nie utrzymasz. Ja nie utrzymałem, bo odszedłem od Boga.

Czas wylania Ducha św.

- Szedłem tą drogą aż do momentu, kiedy zobaczyłem w telewizji, jak nasz papież Jan Paweł II odprawiał Drogę krzyżową i był przytulony do krzyża. To był czas jego odchodzenia do domu Ojca. Wtedy stało się coś mocnego, nastąpiło wylanie Ducha Świętego na cały świat - podkreślał G. Kasjaniuk.

- Od tego czasu zaczęły się rodzić we mnie pytania, zacząłem słuchać sumienia, które było całkowicie zakopane. Miałem wypadek samochodowy, kiedy wracałem z dużego festiwalu. Wyszedłem z niego cały, ale samochód był całkowicie skasowany. Zadałem sobie pytanie: w którym miejscu swojego życia jesteś? Masz dzieci, czemu nie jesteś z nimi, gdzie one teraz są? Gdzie jest twoja żona? Po raz pierwszy od śmierci mojego taty zacząłem zadawać sobie takie pytania - tłumaczył dziennikarz.

Maryjo, zawierzam się Tobie!

- Straciłem zdrowie, pracę, zostałem sam, chociaż znałem ludzi z topu. Nagle wszyscy się odsunęli. Tak to działa. Bo tam, gdzie jest zły, nikt ci nie poda pomocnej dłoni. To tylko pozory. Już jesteś niepotrzebny, dziękujemy, do widzenia. Wtedy w sercu pojawia się smutek. I tego doświadczyłem - depresji. Kiedy pomyślałem, że nic nie mogę, chociaż zawsze uważałem, że sam ze wszystkim dam sobie radę, pojechałem do Gietrzwałdu w tajemnicy przed żoną i dziećmi - kontynuował G. Kasjaniuk. - To było w maju. Wchodzę do Kościoła, w tabernakulum Pan Jezus, a nad nim cudowny obraz Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. I tam na klęczkach zacząłem odmawiać Różaniec. To był pierwszy cud, bo mogłem, pomimo cierpienia, modlić się na kolanach. Modliłem się o swoje zdrowie. Zobaczyłem Maryję patrzącą na mnie z cudownego obrazu. Zobaczyłem jej oczy, pięknie oświetlone światłem z witraży. Jestem przekonany, że Matka Boża na mnie wtedy prawdziwie patrzyła. W jednym momencie doszło do sytuacji, w której modlitwa sprawiła mi radość. To było niesamowite. Czułem, że nic mnie nie boli. W jednej chwili przeszedł gorąc przez moje ciało, mogłem się modlić. Spojrzałem na obraz i powiedziałem: „Maryjo, zawierzam się Tobie. A przez Twoje serce zawierzam się Sercu Jezusa”.

Otrzymałem łaskę wiary

- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie powiedziałem i pierwszy raz popłakałem się tak mocno. Byłem cały zlany łzami. Zrozumiałem, że jestem dzieckiem Bożym. Zacząłem się do tego przyznawać. Otrzymałem łaskę wiary. Od tego czasu nie piję w ogóle wódki, zostałem uwolniony od pornografii. To wielka łaska. Tak dzieje się, gdy zawierzasz się Maryi - podkreślał.

- Kiedyś malowałem wizerunki moich ulubionych zespołów, dzisiaj piszę ikony. Widząc, jaką łaskę daje napisana ikona, rozumiem, jak wszystko źle sobie wartościowałem. Rozwijałem talent, ale co z jego pomnażaniem, na czyją chwałę? Kiedyś, wchodząc do radia, mówiłem, że moją wiarę zostawiam przed drzwiami. W środku jestem pracownikiem firmy, który wykona każde polecenie - wspominał, dodając, że przyszło mu odmówić realizacji koncertu zespołu, który bluźni Panu Bogu. Czy było łatwo? - Tę siłę dał mi Jezus Chrystus przez zawierzenie Maryi. Powiedziałem: nie będę tego robił. Czy zostałem zwolniony z pracy? Nie. Myślałem, że będą konsekwencje, a nie było żadnych - przyznał. - Jednak zły namącił mi w głowie, stworzył czarny obraz. A to jest bardzo proste, bo Pan Jezus cię nie zostawi. Przez cztery lata byłem pozbawiony pracy, ale nie było miesiąca, bym nie dostał jakiegoś zlecenia. Po pewnym czasie wróciłem do pracy w Polskim Radiu - dodał.

Matka Boża z Gietrzwałdu

- Cierpienie, choroba, które na mnie spadły, okazały się dopustem Bożym: żebym stanął w prawdzie, żeby pycha, którą miałem w sobie, i brak pokory odeszły. Wyrzuciłem swoje płyty, bo nie daje się komuś zatrutego jabłka. Nie ma innego wyjścia, aby ocalić swoje życie. I to jest dla mnie radykalizm pójścia za Chrystusem. Teraz nie słucham prawie w ogóle muzyki, sprawia mi ona przyjemność jako towarzysz. Zostałem uwolniony z nałogu sięgania po płyty. Jestem zelatorem Męskiego Plutonu Różańcowego pw. Matki Bożej Gietrzwałdzkiej i to Różaniec wypełnia moje życie jako mężczyzny. Naszą grupę tworzą policjanci, strażacy, nauczyciele, pracownicy fizyczni. Różaniec prowadzi nas, mężczyzn, do Eucharystii, jest naszą drabiną do Jezusa. Idziemy za Maryją z Gietrzwałdu, która w swoich 162 objawieniach, wskazała na Eucharystię jako drogę prowadzącą do Jezusa - dawał świadectwo.

MK
Echo Katolickie 22/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama