Co zrobić, aby Wielki Post był dla nas naprawdę okazją do zmiany, do pozbycia się wad, z którymi być może walczymy już od dawna?
Rozmowa z ks. dr. Tomaszem Bielińskim, dyrektorem Szkoły Nowej Ewangelizacji Diecezji Siedleckiej
Czym powinien być dzisiaj dla nas Wielki Post?
Katechizm Kościoła Katolickiego precyzuje, że w Wielkim Poście chodzi o pokutę wewnętrzną, która polega na nawróceniu, czyli zmianie myślenia (gr. metanoia), której skutkiem jest przemiana działania (gr. epistrofeia) prowadząca do radykalnej zmiany życia na lepsze. To jest prawdziwa wartość pokuty, której jako dobro duchowe dla człowieka pragnie kochający Bóg. Jesteśmy zobowiązani do jej praktykowania cały czas. Jednak nasza grzeszna natura skłonna jest do szukania rozmaitych przyjemności, które nas duchowo „zamulają”. Dlatego Kościół, niczym troskliwa matka, ustanowił dni i okresy pokuty, zobowiązując nas, dla naszego dobra, do ich przestrzegania. Wtedy zwracamy większą uwagę na praktykowania ascezy, która może skutecznie wspomóc wspomnianą zmianę myślenia.
Co zrobić, by ten czas stał się dla nas inspiracją do zmiany?
Należy najpierw dostrzec potrzebę zmiany w swoim życiu, a gdy już się to stanie, należy prosić pokornie Boga o tę łaskę. A On - albo da nam bezpośrednio natchnienie, wskazując, jakiej przemiany potrzebujemy, albo podeśle nam ludzi, którzy w tej przemianie nam pomogą. To może być spowiednik lub otoczenie, w którym żyjemy.
Nie zawsze jest to proste, gdyż większości uwag dotyczących naszych wad, jakie słyszymy od innych, towarzyszą złe emocje, co utrudnia nam refleksję nad prawdziwością takich spostrzeżeń lub odbieramy je jako złośliwe ataki. Dlatego, jeśli ktoś chce, by Wielki Post zmobilizował go do zmian, powinien już w okolicach Środy Popielcowej na spokojnie zapytać tych, z którymi żyje w dobrych relacjach (rodzina, współpracownicy, przyjaciele), co im najbardziej przeszkadza w jego postępowaniu. Sam to praktykuję od lat i często jestem zaskoczony, gdy słyszę, że kogoś drażni we mnie coś, co sam uważałem za drobnostkę. Dlatego każdego roku mam za co dziękować moim bliskim, bo ich cenne uwagi pomogły mi zwalczyć wady, których nie potrafiłem wcześniej pokonać „po swojemu”.
Jeśli już dowiemy się, czym „męczymy” nasze otoczenie, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcę to zmienić, a jeśli tak, to dlaczego? Wydaje się, że każda motywacja inspirująca do zmian na lepsze jest dobra, ale... jeśli ktoś zamierza się zmieniać, by poprawić swój wizerunek w otoczeniu, czyli „zmienię się, to lepiej będą o mnie mówić”, to taka postawa jest wielce egocentryczna i podobna do motywacji osoby, która chce pościć do Wielkanocy, aby na wiosnę zaimponować figurą przyjaciółkom lub kolegom. Tymczasem chrześcijańska asceza (modlitwa, post, jałmużna) pomagająca w nawróceniu serca ma być motywowana pragnieniem większej miłości Boga obecnego w bliźnich.
Jak nie zmarnować nadchodzących 40 dni?
Rozpocząć od spowiedzi już na początku tego szczególnego okresu, gdyż bez łaski nic duchowo wartościowego uczynić nie możemy. Następnie warto sporządzić sobie pewien plan działania na te 40 dni, tzn., co jestem w stanie dać z siebie Bogu, by bardziej otworzyć się na Jego łaskę przemiany. Myślę tu o decyzji udziału w rekolekcjach wielkopostnych, tematycznych konferencjach znalezionych w internecie lub książce, nabożeństwach Gorzkich żali, Drogi krzyżowej czy surowszym poszczeniu w piątki, a może dodatkowo też i w środy. Jeśli ktoś żyje z innymi pod jednym dachem, dobrze będzie, jeśli podzieli się z nimi tą decyzją, a oni - „daj Boże” - zaakceptują nasze postanowienia lub być może podniosą larum, że ilość naszych dodatkowych aktów pobożności zagraża harmonii życia w rodzinie.
W ostatnich latach wielką pomocą w programowaniu działań podczas okresu Wielkiego Postu jest zdrapka wielkopostna (www.zdrapkawielkopostna.pl). Jest pomocna, gdyż nie tylko podaje konkretne pomysły na uczynki miłosierdzia, ale właściwie ustawia charakter naszego działania w Wielkim Poście. A mianowicie, jeśli dla kogoś nadrzędnym celem w tym okresie będzie „zaliczenie” wszystkich piątkowych nabożeństw Drogi krzyżowej w parafii lub post o chlebie i wodzie, to - mimo wielkiego poświęcenia - niewiele uczyni. Miarą bowiem pobożności nie są godziny spędzone na modlitwie osobistej, liturgii Kościoła czy surowych postach, lecz uczynki będące owocem „pobożnego patrzenia na bliźniego”, czyli patrzenia po Bożemu. W tym wspomniane praktyki religijne mogą nam pomóc. A jak się patrzy pobożnie na bliźniego? Z miłością, pragnąc jego dobra według zamysłu Bożego i udowadniając to w codzienności.
Św. Augustyn powiedział kiedyś: „Niech twój post stanie się jałmużną dla ubogich”. Wszelkie wielkopostne postanowienia winny być pokarmem dla ubogich, czyli owocować większą miłością bliźniego. Jeżeli niejedzenie cukierków ma wyrobić wstrzemięźliwość w wyrażaniu złośliwych uwag lub obgadywaniu - to bardzo dobrze. Ale jeśli to wyrzeczenie ma jedynie udowodnić, jak silną mam wolę, to takie „poświęcenie” jest co najwyżej formą samodoskonalenia, a ona, jak już wcześniej, wspominałem jest obca duchowi Ewangelii.
Echo Katolickie 6/2021
opr. mg/mg