Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał?

Zmartwychwstanie nie jest jedną z wielu teologicznych prawd wiary chrześcijańskiej, lecz jest bezapelacyjną podstawą, wokół której rodził się i rozwijał pierwotny Kościół

Zmartwychwstanie nie jest jedną z wielu teologicznych prawd wiary chrześcijańskiej, lecz jest bezapelacyjną podstawą, wokół której rodził się i rozwijał pierwotny Kościół: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” – uczy św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (15,17).

Czy jednak można dowieść historyczności zmartwychwstania, czy może chodzi o jedną z prawd wiary, jakie nauka może badać? Wielu krytyków utrzymuje, że wiara w Zmartwychwstałego i Jego przebóstwienie były późniejszym opracowaniem teologicznym, dokonanym przez św. Pawła i wspólnoty z kręgów bliskich kulturze greckiej. Te przekonania mogły mieć wpływ na Sobór Nicejski, który zatwierdził je jako dogmaty dopiero po roku 325. Lecz analiza taka przeczy informacjom z Nowego Testamentu. Na przykład w Liście do Filipian św. Paweł przytacza hymn liturgiczny, w którym się deklaruje, iż „Jezus Chrystus jest Panem” (2,11) – a „Pan” to tytuł wyraźnie boski – i że „istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem” (2,6). List do Filipian został napisany około roku 50, tym niemniej cytowany w rozdziale 2 hymn nie został ułożony przez św. Pawła; znano go i używano w liturgii najstarszych wspólnot chrześcijańskich, zatem jest on jeszcze starszy. Skoro dziesięć czy piętnaście lat po śmierci uznawano Jezusa za równego Bogu, to Jego przebóstwienie nie mogło być ani dziełem soborów z IV wieku, ani helleńskich odłamów wspólnot chrześcijańskich języka greckiego, lecz był to pewnik już utwierdzony wśród pierwszych uczniów o rodowodzie żydowskim. Jeżeli chodzi o sprawę zmartwychwstania, to jest ono obecne w czterech Ewangeliach i w innych pismach Nowego Testamentu, datowanych jednakże na I wiek.

Najstarsza tradycja chrześcijańska

Ale jak to możliwe, że grupa pobożnych Żydów doszła do ubóstwienia człowieka, naruszając tak bardzo rygorystyczny monoteizm swojej religii? Co znalazło się u podstaw najstarszej tradycji chrześcijańskiej, która twierdzi, że Jezus zmartwychwstał? Co to znaczy, że wiele osób widywało Go po śmierci? Czyżby to były wymysły czysto literackie? A może zjawisko zbiorowych halucynacji? Ukrzyżowanie było szokiem, istną katastrofą dla uczniów Jezusa, którzy porzucili wszytko i poszli za Nim, a także dla rzesz, które widziały w Nim przywódcę ewentualnej antyrzymskiej rewolucji. Widok Jezusa straconego jak najgorszy zbrodniarz musiał być traumą, przekreślającą wszelkie nadzieje: „Myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” – mówią dwaj rozczarowani wędrowcy w drodze do Emaus (Łk 24,21).

Mimo to zaraz po tej tragedii uczniowie Jezusa organizują się pod przewodnictwem św. Piotra (ucznia, który się Go zaparł i opuścił), spotykając się w Jerozolimie i głosząc niezwykłe rzeczy. Co dało im tę silę, żeby zaczynać wszystko od nowa? Nikt nigdy nie wyobrażał sobie, że z ukrzyżowania może powstać nowa religia. A przecież śmierć na krzyżu nie jest ostatnim słowem: św. Piotr i towarzysze nie ograniczają się do opłakiwania swego Mistrza, aby zachować żywe i nostalgiczne o Nim wspomnienie, lecz głoszą Go żywego i działającego wśród nich. Jest to jedyny taki fakt w historii, zwłaszcza w okresie, w którym roiło się od przywódców religijnych i politycznych, którzy starali się interpretować, każdy na swój sposób, mesjańskie oczekiwania w Izraelu. Spośród tych wszystkich osób, które ożywiały Palestynę nadzieją w I i II wieku, tylko Jezus Nazarejczyk zapoczątkował żywotną i ekspansywną społeczność, niezmordowanie realizującą swój ewangelizacyjny program. Dlaczego tylko Jemu się to udało?

Hipoteza, że kilkunastu wylęknionych i prymitywnych uczniów wymyśliło swoisty spektakl i opracowało wyrafinowaną teologię, sprzeczną z absolutnym monoteizmem wiary, z której się oni wywodzili, jest nie do obrony. Co zatem tak naprawdę się wydarzyło? Jak wytłumaczyć zwrot sytuacji po zmartwychwstaniu? Żaden poważny historyk nie może obiektywnie potwierdzić ani zaprzeczyć, że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Mimo to odpowiedź na postawione kwestie nie zwalnia z obowiązku dociekań historyczno‑krytycznych. Innymi słowy, nie chodzi o odsłonięcie tajemnicy Zmartwychwstałego, które pozostaje w granicach wiary, lecz o zrozumienie, w jaki sposób pierwszym chrześcijanom udało się odwrócić na swoją korzyść dramatyczną i kłopotliwą wymowę tragizmu krzyża i to tak dalece, żeby stworzyć tak bardzo żywotny ruch religijny. Samo życie, uczynki i nauczanie Jezusa to jeszcze za mało, żeby wyjaśnić powstanie wspólnoty tak entuzjastycznej, która tak szybko zdołała zdobyć aż taką liczbę prozelitów w Izraelu i w całym środowisku grecko‑rzymskim. Coś konkretnego musiało się wydarzyć po ukrzyżowaniu; coś, co radykalnie zmieniło punkt postrzegania przez uczniów całej życiowej drogi Nazarejczyka. Ale co dokładnie?

Wróćmy do badania Ewangelii. Według różnych opowiadań rankiem po szabacie grupka kobiet przybyła do grobu Jezusa z pachnącymi olejkami, aby uzupełnić zwyczaje grzebalne, które trzeba było przedtem odłożyć z uwagi na spoczynek szabatu. Ale ich zamiarom przeszkodził zaskakujący i nieprawdopodobny obrót spraw, ponieważ ciało Jezusa zniknęło, grób zaś był pusty. Opustoszały grób jako taki nie jest jeszcze dowodem zmartwychwstania, jednak stanowi ku temu niezbędną przesłankę. Myśl o bezcielesnym zmartwychwstaniu, może jeszcze jakoś do przyjęcia w mentalności greckiej, dla Żydów przerastała wszelką wyobraźnię. Gdyby Jezus realnie zmartwychwstał, coś takiego musiałoby obejmować również Jego cielesność.

Czy ciało Jezusa ktoś wykradł?

Czy jednak da się racjonalnie wytłumaczyć, co u grobu zastały kobiety? Najpierw narzuca się myśl, że ciało Pańskie wykradziono albo ulokowano w innym grobowcu. Jest i taka możliwość, że Jezus tak naprawdę wcale nie umarł, lecz po krótkim odpoczynku przyszedł do siebie, aby następnie o własnych siłach opuścić grób. Jak widzieliśmy, wątek pozornej śmierci podtrzymują muzułmanie z islamskiej sekty Ahmadijja, ale też paru współczesnych uczonych, jak np. racjonalistyczny teolog Heinrich Paulus, twardo tkwiący przy przekonaniu, że Jezus nie umarł, a tylko zemdlał. Jednak i tę wersję należy odrzucić, ponieważ – jak już wielokrotnie powtarzaliśmy – śmierć Pańska na krzyżu jest jednym z niepodważalnych historycznych pewników, potwierdzonych również przez źródła niechrześcijańskie. Ponadto jest czymś naprawdę nie do pomyślenia, żeby Rzymianie nie upewnili się na sto procent o śmierci skazańca, zanim wydali jego ciało żałobnikom.

Większość nieprzyjaciół chrześcijaństwa w każdym czasie podtrzymywała natomiast hipotezę pierwszą: ciało Jezusa zostało wykradzione przez Jego uczniów właśnie po to, aby mieć niezbity argument przy głoszeniu wiary, że zmartwychwstał. Był to zarzut sfabrykowany przez elity kapłańskie w I wieku, a tę samą „czarną legendę” przejmują od nich teraz współcześni racjonaliści. Na przykład słynny filozof doby oświecenia, Reimarus, utrzymywał, że wobec załamania się wszelkich nadziei po ukrzyżowaniu Mistrza Jego uczniowie woleli urządzić tę inscenizację niż wrócić do swych prostych zawodów i do anonimowości w ówczesnym życiu.

Pogłoska o wykradzeniu zwłok występuje zresztą już w Ewangelii Mateuszowej oraz w apokryfie Piotra, które starają się odrzucić tę wersję utrzymując, że rzymscy żołnierze dniem i nocą strzegli grobu. Jednak, zdaniem krytyków, owo nieskuteczne pilnowanie byłoby dowodem dla nich obciążającym. Innymi słowy, pierwsi chrześcijanie, wymyślając historię zbrojnej straży u grobu wykazaliby, że po prostu „konfabulują”. A jeśliby nawet oddział strażników rzeczywiście był tam obecny, to oni mimo wszystko i tak mogliby go przechytrzyć, wykorzystując czy to nieuwagę, czy też sen morzący straż. Krótko mówiąc, jakkolwiek by było naprawdę, to, co mówią Ewangelie, mija się z propagandą na temat kradzieży ciała Jezusowego.

Tablica z kolekcji Froehnera – decydująca poszlaka?

Ciekawostkę dotyczącą tego sporu stanowi osobliwe odkrycie archeologiczne. W roku 1878 w prywatnej kolekcji opracowywanej przez niemieckiego uczonego Wilhelma Froehnera, pojawiła się marmurowa tablica o wymiarach 60 na 37 cm, z kilkoma wyrytymi słowami po łacinie. Znalezisko pozostawało nieznane szerokim kręgom do czasu, kiedy belgijski historyk i archeolog Franz Cumont nie odczytał inskrypcji, która brzmiała tak: „Absolutnie nie wolno nikomu pozwalać, aby przenosił tych, którzy zostali pogrzebani, gdyby to jednak ktoś uczynił, rozkazuję, by winny poniósł karę śmierci oskarżony jako profanator grobów”. Chodzi tu o cesarski dekret, nakazujący taką sankcję dla „hien cmentarnych”, tzn. tych, którzy profanowali groby, okradając je z kosztowności. Skoro wielu uczonych datowało tę tablicę na I wiek, a osobliwością jest to, że znaleziono ją nie gdzie indziej, tylko w Nazarecie, uznano powyższy dekret za reakcję władz rzymskich na spory o zagadkowym zniknięciu ciała Jezusa. Inaczej mówiąc, ten kawałek marmuru miałby być dowodem, że głoszenie Jego zmartwychwstania wywołało niejaki zamęt nie tylko w Jerozolimie, ale nawet w stolicy cesarstwa. Może Piłat przesłał cesarzowi raport z przebiegu całej afery z pustym grobem?

Trzeba jednak wykazać rezerwę, gdy idzie o wnioski. W pierwszej chwili uznano, że tablica ze zbiorów Froehnera jest dziewiętnastowiecznym falsyfikatem. Później badanie łacińskiego pisma wykazało, że chodzi o przedmiot bardzo stary, chociaż trudno ustalić bez błędu zarówno obszar jego pochodzenia (tylko wzmianka o Nazarecie jest krótką adnotacją kolekcjonera), jak i dokładne datowanie. Eksponat mógłby pochodzić sprzed śmierci Jezusa albo z okresu późniejszego; według niektórych mógł się ukazać za rządów Nerona. Ale gdyby nawet rozporządzenie takie ogłoszono za Tyberiusza jako bezpośrednią reakcję na chrześcijański fenomen, nie stanowiłoby ono ani dowodu na zmartwychwstanie, ani też na jego wykluczenie. Byłby tylko przypieczętowaniem plotek o możliwym wykradzeniu zwłok Jezusa. Ostatecznie hipoteza kradzieży pozostaje w obiegu.

Możliwość wielkiego matactwa

Gdyby jednak to tłumaczenie było prawdą, chrześcijaństwo musiałoby być wynikiem wielkiego oszustwa, które potrafiło otumanić miliony, a nawet miliardy mężczyzn i kobiet w ciągu dwóch tysięcy lat. W tym przypadku należy się zastanowić, kto mógł zaplanować największy fałsz w historii; jak to uczynił, aby nie być wykrytym, a zwłaszcza jak mógł przekonać dziesiątki, jeśli nie setki ludzi, by zachowali tajemnicę. Święty Paweł bowiem opowiada o ukazaniu się Zmartwychwstałego pięciu tysiącom braci, z których wielu jeszcze żyło w czasie, kiedy on to pisał, i mogło zaprzeczyć ewentualnym mistyfikacjom.

A nawet godząc się na możliwość wielkiego matactwa: naprawdę trudno zrozumieć, czemu sami jego reżyserzy woleli ponieść śmierć męczeńską niż wyprzeć się swojej wiary w Zmartwychwstałego. Z jaką odwagą może człowiek dojść do oddania życia na świadectwo kłamstwu, które sam wymyślił?

Podsumowując: historia o kradzieży zwłok Pana, o ile jest wyjaśnieniem prawdopodobnym, to jednak nie wyjaśnia genezy chrześcijaństwa ani też nie wystarcza na usprawiedliwienie entuzjazmu i skuteczności ewangelizacyjnej pierwszych chrześcijan.

Ewangeliczna powściągliwość

Dalsza racjonalna interpretacja faktu zmartwychwstania mogłaby być interpretacją typu czysto duchowego. W tym ujęciu skierowane do kobiet anielskie: „Zmartwychwstał!” należałoby rozumieć nie tyle dosłownie, ile w szerszym, metaforycznym znaczeniu: człowiek‑Jezus, prorok potężny w czynach i słowach, powiedział i uczynił tak wielkie rzeczy, że nikt nigdy nie będzie mógł o Nim zapomnieć. Kto w Niego wierzy, zawsze będzie Go mieć obok siebie. Ten pogląd zakłada, że wszystkie ukazania się Zmartwychwstałego przytoczone przez Nowy Testament nie mają żadnych podstaw historycznych, a są tylko rezultatem teologicznego odbioru życia Jezusa, przedstawionego jako mit. Ale opisy objawień, jak to zaraz zobaczymy, nie wydają się wynikiem mistycznych wizji czy filozoficznych spekulacji. Co więcej, w sposób niedwuznaczny starają się podkreślić cielesność spotkania z Chrystusem.

Do tego Ewangelie, również w odniesieniu do zmartwychwstania, zachowują styl powściągliwy, jakże odmienny od stylu opowiadań mitologii grecko‑rzymskiej, i to do tego stopnia, że niektórzy ukuli nawet nazwę „ewangeliczna obojętność”: czytając jednak te teksty nie wydaje się, abyśmy obserwowali obłęd grupy opętanych. Przeciwnie, opowiadaniom o objawieniach nie towarzyszą entuzjastyczne komentarze, bo są one podane w formie kroniki, nie zaś legendy.

Zmartwychwstanie a tradycja żydowska – „Objawienie Gabriela”

Można się zatem zastanowić, czy myśl o Mesjaszu, który miał powstać z martwych po trzech dniach, była wcześniej obecna w tradycji żydowskiej. Z pewnych źródeł rabinicznych z VIII wieku wiemy, iż rzeczywiście jest tam mowa o zwyczaju sprawdzania zgonu zmarłych poprzez kontrolę w grobie właśnie trzy dni po ich śmierci. Wspomina się bowiem o przypadku dwóch osób, które później ożyły, wracając do normalnego życia (por. traktat Semahot 8,1). Ale jak już wspomnieliśmy, zmartwychwstanie Jezusa wydaje się nie mieć nic wspólnego z wybudzeniem z letargu. O wiele ciekawsze porównanie z Ewangeliami pochodzi natomiast z odnalezionej w Syrii w roku 2007 steli, datowanej na I wiek przed Chrystusem. Na owej płycie wyrytych jest 87 linijek pisma hebrajskiego, którego tekst specjaliści nazwali „objawieniem Gabriela”. Inskrypcja mówi o anonimowym przywódcy, który może wyzwolić naród żydowski, oraz o proroctwie skierowanym przez tegoż archanioła do tej tajemniczej osoby: „po trzech dniach będziesz żył!”. Zdaniem profesora Israela Knohla z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, adresatem tego przekazu mógł być niejaki Szymon, przywódca niepodległościowy, który miał wielu zwolenników (mówi o nim również Józef Flawiusz) i który zginął z rąk Rzymian w roku 4 przed Chrystusem.

„Objawienie Gabriela” jest ważną poszlaką, naprowadzającą na wniosek, że w środowisku żydowskim współczesnym Jezusowi mogło istnieć przekonanie o przywódcy mesjańskim, który ma zmartwychwstać po trzech dniach od śmierci. Dlatego proroctwa Jezusa zapowiadające Jego śmierć, a po niej powstanie z martwych niekoniecznie byłyby wymysłem pierwszych chrześcijan, ale mogły być naprawdę przez Niego sformułowane w oparciu o wierzenia tamtych czasów.

Mimo to sposób, w jaki pierwsi wyznawcy chrześcijaństwa rozumieli, co to znaczy zmartwychwstać, jest najzupełniej oryginalne w stosunku do innych nurtów judaizmu.

Wszystkie religijne grupy żydowskie – wyjąwszy saduceuszów – wierzyły w zmartwychwstanie ciał, ale w perspektywie apokaliptycznej, związanej z sądem ostatecznym. Natomiast uczniowie Jezusa twierdzili, że On żyje i jest obecny pośród nich, że zmartwychwstanie jest rzeczywistością konkretną, nie zaś zwyczajnym oczekiwaniem na nieokreślone jutro.

Na dodatek zmartwychwstanie Pana nie było głoszone jako odwet wobec Jego przeciwników, bo w innym przypadku Ewangelie opowiadałyby o Jego objawianiu się arcykapłanom i rzymskim żołnierzom (co rzeczywiście czynią niektóre z apokryfów). Jezus natomiast wolał ukazywać się tylko tym, którzy Mu zawsze towarzyszyli. Fenomen zmartwychwstania po raz pierwszy zostaje objawiony kobietom, a to jest co najmniej kłopotliwym wyborem narracyjnym ewangelistów. W owych czasach kobiety były wszak wykluczone z życia publicznego i nawet nie miały prawa stawać w sądach. Krótko mówiąc, ich świadectwo nie byłoby miarodajne. Pierwszą z grupy kobiet, która mogła ujrzeć Zmartwychwstałego, jest Maria Magdalena, ewangeliczna jawnogrzesznica, z której zostało wyrzuconych siedem złych duchów, praktycznie ktoś opętany. Dlaczego więc właśnie ona? Gdyby ewangeliści chcieli wymyślić od początku całe to zdarzenie, czemuż właśnie kobietom mieliby powierzać pierwsze wieści o zmartwychwstaniu? Nieprzypadkowo Celsus w swojej napaści na chrześcijan określa ich grupą „Galilejczyków, którzy wierzą w zmartwychwstanie poświadczone tylko przez kilka histerycznych niewiast”.

Aby lepiej zrozumieć, co dokładnie oznaczało zmartwychwstanie dla pierwotnego Kościoła, trzeba z uwagą przeanalizować teksty o objawieniach Zmartwychwstałego. Ale najpierw zajmijmy się hipotezami na temat, co mogło się wydarzyć w grobie pomiędzy piątkowym wieczorem a niedzielnym porankiem tamtego kwietnia w roku 30.

Co wydarzyło się w grobie?

Ewangelie kanoniczne nie wspominają ani słowem, jak dokonało się zmartwychwstanie Jezusa, wykazując szacunek dla Bożej tajemnicy, a ponieważ nie miało ono ani jednego świadka, zatem nie sposób go opisać (to zaś jest kolejną oznaką powagi ich autorów). Relację rozpoczyna nieodmienne natknięcie się na pusty grób. Natomiast apokryfy starały się zaspokoić ciekawość czytelników, opisując imponujące sceny, co odcisnęło się sporym wpływem w dziejach sztuki. Mówiliśmy już o pierwszych rozdziałach Ewangelii Piotra. W apokryfie tym zaskoczeni strażnicy grobu zobaczyli rozwarte niebiosa i dwóch aniołów zstępujących z góry, aby zabrać Chrystusa, a On sam tryumfalnie opuścił grób, otoczony ponadziemską chwałą.

Natomiast w innych apokryficznych tekstach kładzie się nacisk na cielesną postać zmartwychwstałego Jezusa, który swych uczniów poddaje specyficznemu sprawdzianowi. I tak na przykład fragment Ewangelii Hebrajczyków, cytowanej przez św. Hieronima (tekst oryginalny zaginął) brzmi następująco: „Kiedy przyszedł do Piotra i do tych, którzy znajdowali się z Piotrem, powiedział do nich: «Oto dotknijcie i zobaczcie, że nie jestem bezcielesnym duchem». Oni natychmiast dotknęli i uwierzyli” (De viris illustribus 16). Również w tak zwanym Liście Apostołów, który powstał w latach 130–170, św. Piotra i całą resztę zgromadzonych ogarnia nieufność do Zmartwychwstałego, który proponuje im, żeby Go dotknąć: „«A żebyście wiedzieli, że to Ja jestem, Piotrze, włóż swą rękę do miejsca po przebiciu moich rąk, a ty, Tomaszu, w otwartą ranę mego boku. Ty zaś, Andrzeju, patrz, czy moja stopa depce ziemię i czy zostawia na niej ślad, gdyż napisane jest u proroka: zjawa zaś, zły duch, nie ma śladu na ziemi»”. My zaś dotykaliśmy Go, aby się przekonać, że naprawdę zmartwychwstał w ciele. Potem upadliśmy na twarz przed Nim, błagaliśmy Go i przepraszaliśmy za to, że nie uwierzyliśmy w Niego” [11(22)‑12(23)].

Ten fragment przypomina znane wątpliwości św. Tomasza, o których czytamy w Ewangelii Janowej (2,24‑29), ale przedstawia też ważną różnicę. W tekście apokryfu uczniowie dotykają Jezusa, aby się upewnić, że to On. Natomiast w Ewangelii św. Jana Jezus tylko proponuje Tomaszowi, by dotykiem stwierdził Jego cielesność. Tak więc w apokryfach widać potrzebę namacalnego przekonania się o tajemnicach, niewytłumaczalnych nawet przez pryzmat wiary. W sumie jest to taką samą tendencją, jaką wykazujemy i dziś, aby zrozumieć przebieg wydarzeń. Wyjaśnienie sekretów pustego grobu, może do nas przyjść z badania najbardziej zagadkowej relikwii całego chrześcijaństwa, jaką jest Całun Turyński.

Jest to fragment książki:
Roberto Giacobbo, "Czy naprawdę znamy Jezusa?", Wydawnictwo Jedność.
Książka jest >>tutaj<< .

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama