Już dość dawno temu miałem przygodę następującą: dopiero co ochrzciłem córeczkę moich znajomych i podeszła do mnie, w towarzystwie trojga innych przedszkolaków, jej starsza siostrzyczka z pytaniem: „Proszę księdza, a dlaczego kotka się nie chrzci?” – pisze w felietonie o. Jacek Salij OP.
Na pytanie odpowiedziałem pytaniem: „A czy widziałyście kiedyś, żeby kotek się modlił? Żeby się żegnał? Żeby składał łapki do modlitwy?”. Trzeba było widzieć blask zrozumienia na twarzyczkach tych dzieci.
Tego, co powiedziałem tym przedszkolakom, nie wahałbym się powtórzyć podczas poważnej konferencji naukowej: że człowiek jest jedynym na tej ziemi stworzeniem, który jest zdolny do zachowań religijnych. Znamienne, że dopiero kiedy bezreligijność stała się w naszej Europie faktem statystycznie postrzegalnym, pojawiły się teorie negujące wyjątkowość człowieka. Dopiero od niedawna słyszy się opinie, że człowiek jest tylko jednym z wielu wysoko rozwiniętych gatunków zwierzęcych i nie widać powodu, żebyśmy się wynosili ponad tamte zwierzęta.
Opinie, których celem jest jakaś ideologiczna manifestacja, rzadko zasługują na polemikę. Jeśli ktoś uważa, że człowiek – na równi z psem, gorylem, słoniem, delfinem czy koniem – jest tylko wysoko rozwiniętym zwierzęciem i niczym więcej, to ja mu życzę zdrowia i nie dam się wciągnąć w przekonywanie go, że po prostu błądzi. Swoimi materialistycznymi poglądami człowiek ten nie odbierze mi przecież pewności co do tego, że człowiek jest jedynym na tej ziemi stworzeniem, którego Bóg stworzył na swoje podobieństwo. I że człowiek jest stworzeniem aż tak głęboko uzdolnionym i wezwanym do miłości, że „dla samego siebie będzie istotą niezrozumiałą – cytuję teraz sławną wypowiedź Jana Pawła II – jego życie będzie pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”.
Za poglądami o rzekomej równości człowieka i zwierząt kryje się ateistyczna wizja człowieka, patrzenie na człowieka wyłącznie w wymiarach życia doczesnego oraz odrzucenie wiary w życie wieczne. Ludzie głoszący takie poglądy mówią wprawdzie niekiedy o Bogu, ale wystarczy przypatrzyć się temu, co mówią, i staje się jasne, że mówią o jakimś bogu tego świata, bogu panteistycznym, do którego nie sposób się modlić i który ani nie wybawia człowieka od grzechów, ani go nie obdarza życiem wiecznym.
Rozpoznając „przedziwną odmienność” człowieka od innych ziemskich stworzeń, tym bardziej trzeba nam z całą mocą sobie przypominać, że zwierzętom należą się z naszej strony różne formy życzliwości. Okrucieństwo wobec zwierząt, a również obojętność na doznawane przez nie cierpienia, zwłaszcza gdy łatwo moglibyśmy im zaradzić, słusznie odczuwamy jako coś nieludzkiego. „Prawy uznaje potrzeby swych bydląt — czytamy w Piśmie Świętym — a serce nieprawych okrutne” (Prz 12,10; por. Wj 23,4).
O życzliwość dla zwierząt upomina się również Katechizm Kościoła Katolickiego: ,,Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich. Warto przypomnieć, z jaką delikatnością traktowali zwierzęta tacy święci, jak św. Franciszek z Asyżu czy św. Filip Nereusz” (nr 2416).
Zarazem jednak, my, chrześcijanie, wierzymy, że ludzi Bóg kocha szczególnie. ,,O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca!" (Mt 12,12), „jesteście ważniejsi niż wiele wróbli!” (Łk 12,7) – mówił Pan Jezus. Mądrość chrześcijańską na ten temat ostatni sobór streszcza krótko: „Człowiek jest jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, toteż nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z samego siebie”. Tylko człowiek został wezwany do przyjaźni z Bogiem, tylko człowiek jest zdolny do modlitwy, tylko człowiek potrafi prawdziwie kochać, tylko człowiek dąży do życia wiecznego – oto podstawowe różnice między człowiekiem a zwierzętami, nawet najbardziej inteligentnymi.
Toteż cytowany już Katechizm w tym samym paragrafie przestrzega przed okrucieństwem wobec zwierząt, a zarazem przed wynaturzoną miłością do nich: ,,Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie. Równie niegodziwe jest wydawanie na nie pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie. Można kochać zwierzęta: nie powinny one jednak być przedmiotem uczuć należnych jedynie osobom” (nr 2418).
Mimo woli nasuwa się pytanie: Jak to jest możliwe, że ktoś obdarza zwierzę uczuciami, jakie normalnie kierujemy do ludzi? Sądzę, że rozwiązanie tej zagadki znajdziemy w powiedzeniu, jakie czasem powtarzają ludzie niezdrowo zakochani w zwierzętach: ,,Im lepiej znam ludzi, tym więcej kocham zwierzęta”. Mówić coś takiego można, moim zdaniem, tylko wówczas, kiedy się nie wie o tym, że aby doświadczać ludzkiej miłości i przyjaźni, trzeba przedtem samemu kochać i to w miarę możliwości – bezinteresownie. Otóż ludzki świat bez miłości jest światem strasznym i trudno się dziwić, że człowiek, który znalazł się w takim świecie, bo nie umie kochać ludzi, ucieka w jakąś miłość zastępczą.
Piękno lub niegodziwość miłości do zwierząt poznaje się po tym, czy ten, kto jest przyjacielem zwierząt, kocha ludzi. Pierwsze schroniska dla zwierząt zakładał święty Marcin de Porres, człowiek bez reszty oddany ludziom biednym i chorym. Miłości do ludzi było w nim tak wiele, że przelewała się ona również na zwierzęta.