Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (15/2000)
Dla wielu Polaków wybór Putina na stanowisko prezydenta Rosji jest wiadomością polityczną, a tylko dla niewielu wartym analizy faktem o wielorakim znaczeniu. Nikt nie wie, kim jest Putin, wszyscy jednak widzą, kim nie jest. Nie jest schorowanym starcem, nie jest alkoholikiem, nie jest partyjnym aparatczykiem, nie jest wiecowym demagogiem. Zwycięstwo w pierwszej turze daje dodatkową siłę polityczną człowiekowi, który do idącej za nim sławy najsprawniejszego z rezydentów byłego KGB w byłej NRD chce dodać wizerunek mistrza sportowego judo czy latającego MIG-ami superszefa.
Nie wydaje się, by szczupły blondyn o posępnym spojrzeniu zamierzał tolerować odziedziczony po Jelcynie chaos. Nie wiemy, jakie więzy łączą go z moskiewskim multimiliarderem Bierezowskim czy z prezesem petersburskiego Alpha-Banku, Awenem. Dochodzą jednak wiadomości, że Putin obstawia się raczej własnymi ludźmi — m.in. kolegami z FSB (obecna nazwa KGB) z Sankt Petersburga. Póki więc wiemy tak mało — czy możemy coś wnioskować na temat znaczenia wyników wyborów prezydenckich w Rosji dla Polski?
Zapisuję sobie na razie cztery punkty: trzy plusowe, jeden z bardzo długim minusem. Zacznijmy od plusów. Pierwszy odnosi się do tempa zmian. Silna władza prezydencka będzie dążyć do stabilizacji. Nawet jeśli zostaną podjęte energiczne kroki, ich skutkami będzie raczej ewolucja układu, a nie wielkie wstrząsy. I to już jest dla nas pomyślne. Drugi plus to szansa, że uspokojenie roszczeń pracowniczych i utrzymanie tempa wzrostu otworzą rynek na polską żywność. Trzeci plus łączy się z przewidywanym ożywieniem wymiany Rosja—Zachód. Nawet jeśli odpłynie z Polski część zachodniego kapitału spekulacyjnego i uciekną nam niektóre inwestycje, wzrost dochodów z tranzytu i wspólnych inwestycji powinien z naddatkiem wyrównać te straty. Oczywiście rozmiary korzyści, jakie osiągnie Polska, zależą od elastyczności i wiedzy naszych przedsiębiorstw i polityków. Ja jestem ostrożnym optymistą.
Czy warto więc pisać o długim minusie, o zagrożeniach związanych z wyborem Putina? Tak, bo uniknięcie tych zagrożeń zależy także od społeczeństwa. Widzę, że niebezpieczeństwo może przyjść ze strony rzadko branej pod uwagę w politycznych rozważaniach — ze strony podświadomości.
Deklarujemy miłość do demokracji, ale praktyka dziesięciu lat demokratycznego państwa dostarcza nam wielu bolesnych zawodów. Ot, choćby ostatnio raport Banku Światowego i raport NIK-u przedstawiły nam nasz kraj jako kloakę korupcji o niewyobrażalnym zasięgu.
Jeśli więc Putin osiągnie jakiekolwiek sukcesy w porządkowaniu Rosji kosztem zawieszenia części demokratycznych uprawnień — obudzą się i urosną nasze podświadome tęsknoty za mocnym człowiekiem, który żelazną miotłą wymiecie łapowników i aferzystów. „A może to ja powinienem zostać polskim Putinem, człowiekiem ładu i porządku?” — pomyśli sobie niejeden polityk. Wiemy już, że ani lewicowość, ani prawicowość nie stanowią szczepionki przeciw takim urojeniom. Jest tylko jedno lekarstwo — sprawić, aby demokracja, zabezpieczona jako tako konstytucją od góry, raźniej zaczęła wzrastać od dołu.
opr. mg/mg