Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (29/2000)
Informacja o podpisaniu wstępnej umowy o zakupie przez Polskę norweskiego gazu ziemnego to naprawdę dobra wiadomość. Oczywiście, aby do naszego kraju dotarł gaz ze złóż pod Morzem Północnym, musi nie tylko upłynąć sporo czasu, ale też konieczne są dalsze uzgodnienia, precyzujące podpisane porozumienie. Trzeba też będzie niemało pieniędzy - nie tylko na budowę gazociągu, którym popłynąć ma gaz, ale także na jego zakup. Gaz norweski będzie bowiem droższy od rosyjskiego.
Bez tego "dalszego ciągu" umowa nie będzie miała żadnych konsekwencji. Mimo to bardzo dobrze się stało, że nareszcie uczyniono ten pierwszy krok, bez którego żadne następne nie byłyby możliwe. Obecnie zdecydowana większość użytkowanego w Polsce gazu pochodzi ze złóż rosyjskich. Tworzy to bardzo niebezpieczną sytuację braku wyboru. Dostawy gazu wymagają niezwykle kosztownego systemu rurociągów, ewentualnie specjalnych urządzeń przeładunkowych w portach. Nie da się ich zbudować szybko, w dodatku transport rurociągami, choć tańszy, pozwala na dostawy tylko z określonych złóż. Dlatego każdy kraj stara się zapewnić sobie dostawy z różnych źródeł. Nie chodzi tylko o ryzyko politycznego szantażu, ale także o groźbę wykorzystywania monopolu dla dyktowania cen. Dlatego bardzo niebezpieczna jest umowa, jaką podpisano za czasów koalicji SLD-PSL. Przewiduje ona wieloletnie dostawy gazu z Rosji w ogromnej ilości - według wielu prognoz - przekraczającej zapotrzebowanie naszego kraju. Polska zobowiązuje się do płacenia za taką ilość gazu bez możliwości zmniejszenia dostaw, zakazany jest także reeksport ewentualnego niepotrzebnego gazu.
Podpisaniu umowy towarzyszyły zapewnienia popierających ją polityków (nie tylko z SLD i PSL, ale także Andrzeja Olechowskiego i Henryka Goryszewskiego), że jest ona niezwykle korzystna i nie stwarza żadnych zagrożeń. Zapobiegać im ma to, że przez rurociąg przebiegający przez Polskę ma płynąć gaz na zachód Europy, a więc wstrzymanie dostaw do naszego kraju odcinałoby także od dostaw np. Niemcy. Argument to doprawdy dziwny, skoro doskonale wiadomo, że w polityce rosyjskiej dostawy surowców były wielokrotnie wykorzystywane jako narzędzie polityczno-gospodarczego szantażu. Państwowy monopolista Gazprom odgrywa zasadniczą rolę w rosyjskiej polityce - tej jawnej, i tej mniej jawnej.
Odmowa dostrzeżenia tego faktu przez polskich zwolenników umowy z Rosją jest doprawdy zdumiewająca. Dobrze, że nareszcie zyskujemy szansę uwolnienia się od monopolu. Czy jednak uda się sprawę doprowadzić do - odległego - końca? Z pewnością warto będzie za to nawet sporo zapłacić.
opr. mg/mg