Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (37/2000)
Dzieci już tydzień chodzą do szkoły, podobno po to, żeby zmądrzeć. Gdy zmądrzeją, to wszystkim nam będzie lepiej, więc trzeba podnosić współczynnik skolaryzacji, bo doświadczenia krajów rozwiniętych pokazują, iż im bardziej naród wykształcony, tym lepiej mu się powodzi. Takie złote myśli są wygłaszane od wielu lat, a zwłaszcza od czasu, gdy odzyskaliśmy wolność. No i co?
No i nic. Rzeczywiście, sporo ludzi uwierzyło w magiczną moc wykształcenia i mimo biedy, o której słyszymy na okrągło, wiedza sprzedaje się jak świeże bułki. I tu pierwsze zaskoczenie: w kapitalizmie, gdy ktoś ma coś, czego inni chcą, sprzedaje tę rzecz i zaczyna mu się lepiej powodzić. Najwyraźniej u nas kapitalizm nie do końca wypalił, bo nie słychać, żeby nauczycielom lepiej się powodziło, choć sprzedają poszukiwany towar. Zresztą, czy wiedza rzeczywiście jest tak bardzo poszukiwana? Ostatnio trochę niedomagałem i słuchałem w łóżku różnych rozgłośni radiowych, zwłaszcza takich, w których prezenterzy rozmawiają ze słuchaczami. Karkołomne są nieraz propozycje do dyskusji na antenie, np. czy prezydent powinien być zaproszony na obchody 20. rocznicy strajków sierpniowych (przecież to nie jest święto państwowe; prezydent jako urzędnik przez pięć lat nie zgłosił odpowiedniej inicjatywy ustawodawczej, zaś jako człowiek nie przyłączył się do „Solidarności” — owszem, poparł myślą, słowem i uczynkiem Targowicę stanu wojennego).
Wielu spośród dyskutantów łatwo kwalifikuje swoich potencjalnych adwersarzy jako głupków. Ktoś łaskawie przyznał, że podział na mądrych i głupich nie pokrywa się z preferencjami politycznymi i nawoływał do ograniczenia wpływu głupich na decyzje podejmowane w naszym kraju. To świetny program, jednak gotów jestem się założyć (szkoda, że prezenter o to nie spytał), iż słuchacz zaliczał sam siebie do tych mądrych. Tak samo, jak czyni pozostałe trzydzieści parę milionów Polaków. I tylko nie wiadomo jak to się dzieje, że ci mądrzy wybierają do rządzenia tych głupich. W każdym razie mądrości u nas nie brak. Aż dziwne, że w ogóle ludzie posyłają dzieci do szkół, skoro w świetle najnowszych osiągnięć genetyki polskie dziecko jest wyposażone w mądrość wrodzoną, bowiem ma mądrych rodziców.
Oczywiście, mądrość dzisiejsza nijak się ma do mądrości z czasów peerelu, kiedy to nauka kwitła, a szkoły, podobnie jak wszelkie prawa, mieliśmy najlepsze na świecie. Aż szkoda, że się to wszystko rozleciało, przy okazji dowodząc, że mądrość jednak nie popłaca. Nawiasem mówiąc, ciekawe, gdzie są te epokowe osiągnięcia polskiej myśli technicznej, które wypełniały pracownie naszych uczonych. Finlandia ma swoją Nokię, dowodząc, że nowoczesność nie musi powstawać w USA lub w Japonii. Irlandzki PKB wzrasta o 13 proc., bo tak dynamiczny jest eksport. A u nas po jedenastu latach wolności wizji wciąż brak. Dziwne, że nie mają jej prezydenccy kandydaci, zamierzający przegrać nie tylko z Kwaśniewskim, który chce mieć wszystkich w domu, ale i z kretesem.
opr. mg/mg