Czterdziesty trzeci

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (47/2000)

Niezwykły finał kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych, kiedy po przeliczeniu blisko stu milionów głosów okazało się, że obaj kandydaci otrzymali prawie identyczną liczbę głosów, skłania do refleksji nie tylko nad rezultatami tej rozgrywki. Zarówno kandydat republikanów George Bush junior, jak i demokratów Al Gore nie zdołali przyciągnąć do siebie znaczącej większości wyborców, którzy podzielili się na dwie, praktycznie równe części. Spowodować to może szereg dalszych komplikacji, gdyż wiarygodność tak osiągniętego zwycięstwa może być podważana. Czterdziesty trzeci prezydent USA stanie więc przed niezwykle trudnym zadaniem, wynikającym zarówno z potrzeby rozwiązywania wewnętrznych problemów kraju, jak i złożonych kwestii światowej polityki. Stany Zjednoczone są największą potęgą świata, mają władzę, jakiej w tym stuleciu nie posiadało żadne inne imperium. Ich dominacja oparta jest na ogromnej przewadze militarnej. Na armię, która liczy blisko 1,5 miliona żołnierzy, przeznaczają 270 miliardów dolarów rocznie, podczas gdy wszystkie inne kraje europejskie "tylko" 170 mld dolarów. Mają najsilniejszą i najbardziej kreatywną gospodarkę na świecie, która od wielu dziesięcioleci określa najważniejsze kierunki rozwoju technologicznego oraz organizacyjnego przemysłu, a także przoduje w rozwoju nauki. Wreszcie, co w dłuższej perspektywie czasowej może być najbardziej znaczące, dominują w światowej kulturze. Dzieła amerykańskich filmowców, produkcja multimedialna, a także wiele innych produktów kultury masowej określają wyobraźnię znacznej części mieszkańców naszego globu. Cała ta ogromna władza może przypaść w udziale człowiekowi, który do swego programu zdołał przekonać zaledwie o kilka tysięcy wyborców więcej, aniżeli jego rywal. Była to najdroższa kampania w historii amerykańskich wyborów, kosztowała ponad 3 mld dolarów. Decydującą rolę odgrywały w niej sztaby wyborcze obu pretendentów, które - wykorzystując wszystkie zdobycze technik marketingowych - kreowały swych kandydatów, celując w gusta najliczniejszej grupy "klientów-wyborców". Przy takim podejściu starannie usuwano każdą osobistą cechę kandydata, wygładzając jego obraz na potrzeby różnych grup wyborców w taki sposób, że został on praktycznie wyprany ze wszystkich cech indywidualnych. Czy wybrany w ten sposób przywódca będzie miał dość autorytetu, aby narzucić społeczeństwu określoną wizję rozwoju? Czy może raczej, ustawicznie zapatrzony w wyniki sondaży, pamiętając o okolicznościach swej elekcji, będzie starał się odpowiadać na różne zapotrzebowanie społeczne, nie realizując żadnego zasadniczego programu. W ten sposób historia spłatałaby 43. prezydentowi największego figla. Teoretycznie obdarzając go zupełnie niezwykłymi możliwościami, w rzeczywistości uczyniłaby zakładnikiem różnych grup nacisków i interesów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama