Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (44/2001)
„Ponad wszystkimi panuje na wyżynach potężna i opiekuńcza władza, która chce sama zaspokoić ludzkie potrzeby i czuwać nad losem obywateli. Ta władza jest absolutna, drobiazgowa, pedantyczna, przewidująca i łagodna. Można by ją porównać z władzą ojcowską, gdyby celem jej było przygotowanie ludzi do dojrzałego życia. Ona jednak stara się nieodwołalnie uwięzić ludzi w stanie dzieciństwa. Lubi, gdy obywatelom żyje się dobrze, pod warunkiem wszakże, by myśleli wyłącznie o swoim dobrobycie. Chętnie przyczynia się do ich szczęścia, lecz chce dostarczać je i oceniać samodzielnie. Otacza ludzi opieką, uprzedza i zaspokaja ich potrzeby, ułatwia im rozrywki, prowadzi ważniejsze interesy, kieruje przemysłem, zarządza spadkami, rozdziela dziedzictwo. Że też nie może oszczędzić im całkowicie trudu myślenia i wszelkich trosk ich żywota!” — taką wizję władzy demokratycznej roztaczał Alexis de Tocqueville w swoim słynnym dziele „O demokracji w Ameryce”.
Być może dziewiętnastowieczny myśliciel jest dzisiaj, jak mawiał pewien mój znajomy o Platonie, „cokolwiek nieświeży”. Modele demokracji bywają różne, więc zapewne da się znaleźć kontrprzykłady na niektóre spośród hipotez de Tocqueville'a. Rozważmy na przykład ostatnie zdanie w cytowanym fragmencie. Możemy być szczególnie dumni z tego, że to właśnie nasza polska demokracja podejmuje od jesieni 2001 r. pionierski wysiłek oszczędzenia obywatelom trudu myślenia, pokazując w ten sposób różnym de Tocqueville'om, że Polak potrafi.
Najłatwiej ludzi odzwyczaić od myślenia wtedy, gdy nie uzależnili się jeszcze od tego zgubnego dla siebie nawyku. Zatem światła władza stara się przede wszystkim utrwalić naturalną bezmyślność młodego pokolenia. Służyć ma temu błyskawicznie podjęta decyzja o przesunięciu terminu wprowadzenia nowej matury na okres bliski końcowi bieżącej kadencji oraz zlikwidowaniu wymogu obowiązkowego egzaminu z matematyki.
Matematyka, a raczej sprawdzian z umiejętności kupiecko-rachunkowych, okazała się zbyt trudna dla sporej części przyszłego elektoratu piszącej próbną maturę. Poza tym, a może przede wszystkim, zbyt trudne okazało się przełknięcie gorzkiej pigułki dla obecnego elektoratu zasiadającego w nauczycielskich pokojach — kiepskie wyniki nie są bowiem bez związku z kiepskim przygotowaniem. Tak więc będzie można „odpuścić matmę” w imię mitycznych talentów humanistycznych, które rzekomo uniemożliwiają ułożenie proporcji albo obliczenie średniej arytmetycznej.
Pani minister Łybacka ruszyła do boju z hasłem współczucia dla ucznia — humanisty, ale w istocie (jak w wierszu „mówimy partia, myślimy Lenin”) chodzi jej o nauczycieli. Temu służy zniesienie oceny zewnętrznej — przecież nawet „stara” matura mogłaby być oceniana przez zewnętrzną komisję. Zamiast rzetelnego egzaminu resort da szkołom komputery. Używane i wycofane z banków — dopowiedział min. Belka. Bo szkoła, podobnie jak nasza demokracja i Platon, ma być cokolwiek nieświeża, zaś utrzymanie ludzi w stanie dzieciństwa wyklucza prawdziwy egzamin dojrzałości.
opr. mg/mg