Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (7/2002)
Jedna pani senator przedłożyła, a pan przewodniczący klubu poparł propozycje zmian w ustawie z 17.05.1989 „o stosunku państwa do Kościoła katolickiego”. Ma owa pani senator nadzieję, że zmiany, jakie ona proponuje, „nie będą potraktowane jako zamach na świętą własność Kościoła”. To ostatnie zdanie odsłania profil ideowy i kulturowy pani senator. Dlatego nie widzę powodu wykazywać, że to rzeczywiście próba zamachu i to w wymiarze i sposobie niespotykanym w Polsce od lat siedemdziesiątych. Wszak chodzi o zmiany w ustawie jeszcze z czasów PRL, a więc o cofnięcie historii do czasów „pierwszego etapu polityki wyznaniowej PZPR”. Kościół przetrwał ów etap i następny, przetrwałby też etap proponowany przez panią senator.
W tym miejscu interesuje nas nie kwestia, czy to zamach na Kościół, lecz fakt, że tak naprawdę mamy do czynienia z próbą zamachu na państwo, a przynajmniej na państwo demokratyczne, uformowane w cywilizacji europejskiej.
Pani senator wyraża „przekonanie o konieczności przywrócenia (w kwestiach ekonomiczno-finansowych) nadrzędnej roli państwa w stosunku do Kościoła i związków wyznaniowych”. Właśnie o ten obraz państwa nadrzędnego w stosunku do Kościoła chodzi. Wprawdzie pani senator niby zacieśnia ową „nadrzędną rolę” do „kwestii ekonomiczno-finansowych”, ale to oczywisty kamuflaż, skoro na następnej stronie domaga się „rozszerzenia wiedzy państwa o ekonomicznych aspektach działalności kultowej”. A to oznacza zainteresowanie się państwa po prostu działalnością kultową, bo jak oddestylować od niej „aspekty ekonomiczne”? Każde ludzkie działanie ma „aspekty ekonomiczne”.
Pani senator niby zależy na zmniejszeniu deficytu finansów państwa, ale pragnie powiększyć zadania państwa o zdobywanie wiedzy o działaniach kultowych. Symptomatyczne jest użycie rzeczownika „przywrócenie” stosunków państwo—Kościół do czasów sprzed 19.05.1989. Wyobrażenie, jak daleko ma sięgać owo „przywrócenie”, daje nazewnictwo używane przez panią senator. Służba kapelanów w szpitalach i zakładach pomocy społecznej to, wedle niej, „działalność misyjna Kościoła wśród chorych”. Tak właśnie nazywało się to ongiś w instrukcjach dla lektorów wykonujących „dzieło laicyzacji”. (Wśród Czytelników „Gościa Niedzielnego” są na pewno tacy, których położono w szpitalu; czy spotkali się z „działalnością misyjną” czy też uzyskali posługę religijną?).
Kuriozalnych pomysłów pani senator jest niemało. Jak na przykład ten, by opłata za „ślub konkordatowy” była w części przekazywana „na rzecz gminy”, a pozostała część tej opłaty była traktowana jako darowizna na rzecz podmiotu prowadzącego działalność gospodarczą. Tak więc wyszło na to, że w „aspekcie ekonomicznym” pobłogosławienie małżeństwa to działalność gospodarcza!
Inaczej niż pan przewodniczący klubu nie uważam, by propozycje pani senator zasługiwały na poważne potraktowanie. Niepokoi natomiast żywotność wizji państwa totalitarnego. Bo jedną — i to ważką — z jego cech jest „nadrzędność” nad Kościołami, decydowanie o tym, co im wolno, definiowanie ich funkcji i zgoła wyznaczanie im zadań (jak u autorki propozycji zmian w ustawie: partycypować w kosztach, oczywiście w sposób wyznaczony przez państwo).
Rzeczpospolita — jak i inne państwa cywilizacji europejskiej — respektuje zasady autonomii i niezależności w ich własnych zakresach Kościoła i państwa. Jest to zasada konstytucyjna, przyjęta w Konkordacie jako podstawa stosunków państwo—Kościół. A może to właśnie są owe nieprawidłowości, o których wspomina pani senator?
opr. mg/mg