Wyjątki

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (17/2002)

Rozmawiam czasem z menedżerem prywatnej firmy, człowiekiem młodym, ale już doświadczonym i dalekim od młodzieńczej niefrasobliwości. Rozmowy te wciąż są dla mnie ekscytujące niczym egzotyczna wyprawa w głąb nieznanego lądu, ponieważ z racji lat przeżytych w peerelu do końca życia nie wyzbędę się nieuzasadnionej nieufności do prywatnej inicjatywy i jeszcze mniej uzasadnionego zaufania do instytucji państwowych. U progu naszej niepodległości rodzice przeżywali spore rozterki, gdy ich pociechy zamiast państwowej posady szukały zajęcia u „prywaciarza”. Zresztą mieli trochę racji, jak o tym świadczą kariery różowych tygrysów kapitalizmu: wciąż słyszymy o cudownych dzieciach, które z partyjnych gabinetów wyruszyły na podbój rynku, ale po pewnym czasie — mimo swoich rzekomych zdolności — odświeżają stare znajomości i proszą o stołek w administracji państwowej. Dla wszystkich jednak stołków nie wystarczy, większość nie zna żadnego ministra, więc musi tułać się poza aparatem państwowym.

Przed paroma miesiącami ów menedżer powiedział mi, że zgłosił się do niego człowiek dobrze po pięćdziesiątce z prośbą o potwierdzenie, że nie ma dla niego pracy. Jak bowiem powszechnie wiadomo, po pięćdziesiątce zatrudnienie to marzenie. I wtedy ten młody zamiast „przybić stempelek”, zaczął się pastwić, wypytując, co też jego gość potrafi. Więcej, postanowił przyjąć go na okres próbny. Ponieważ ja też — jak wszyscy — wiem, że dyskryminacja ze względu na wiek jest jedyną powszechnie akceptowaną formą dyskryminacji w naszym nowoczesnym kraju (i jakoś żadna z licznych organizacji wyszukujących domniemanych pokrzywdzonych nie podejmuje na serio tej kwestii), wysłuchałem grzecznie tej budującej historii, ale pomyślałem, że to między bajki włożę. Tymczasem parę dni temu dowiaduję się, że ów człowiek pomyślnie przebył okres próbny i jest dzisiaj jednym z najlepszych pracowników. A więc cuda się zdarzają. Zwłaszcza wtedy, gdy w drugim człowieku widzi się bliźniego; trzeba jednak najpierw zdjąć okulary stereotypu.

Znacznie częściej słyszymy o innych „cudach”. Na przykład media wciąż wynajdują jakieś wyjątki, stawiające pod znakiem zapytania tezy głoszone przez ministra zdrowia, p. prof. Łapińskiego. Pan minister tak dużo i gęsto, i z zachwytem mówi o swoich pomysłach na system opieki zdrowotnej, że dla świętego spokoju zgadzam się z nim w pełni. Gdyby wszyscy się zgodzili, to przynajmniej nie musielibyśmy wysłuchiwać ministerialnych tyrad, przeplatanych obelgami. Tymczasem media i moi znajomi wciąż donoszą o wyjątkach: ten płaci o 30 proc. więcej za lek, tamta musi kupić darmową do niedawna szczepionkę przeciw żółtaczce. Te wyjątki są jednak budujące, zgodnie z zasadami logiki (co prawda już nieobowiązującej na maturze dzięki innej p. minister). Skoro minister mówi, że potaniało (a minister się nie myli — kto wątpi jest kryminalistą), to im więcej osób twierdzi, że podrożało, tym więcej musi być tych, którzy płacą znacznie mniej. Panie ministrze, proszę ich odnaleźć i postawić przed kamerą.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama