Hydraulikowi polskiemu w hołdzie

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (24/2005)

Po burzach, które przetoczyły się przez Polskę, nastała nam burza medialna po wynikach referendów konstytucyjnych we Francji oraz Holandii. Choć dziś powiada się już, że to nie jest konstytucja ani nawet Traktat Konstytucyjny, tylko „symbol postępującej integracji". Jak zwal, tak zwał - najważniejsze, że wiadomo o co chodzi.

Wsłuchując się w komentarze, można było odnieść wrażenie, że wszystko to stało się za sprawą... polskiego hydraulika. Upowszechniono bowiem mit o groźbie zalania francuskiego rynku pracy przez fachowców tejże branży z Polski. Piewcy postępu tyle już razy obśmiewali spiskową teorię dziejów, że zdążyliśmy uwierzyć, iż tylko oszołomy dopatrują się we wszystkim wpływu masonów, żydów i cyklistów. Tymczasem eurofederaści dołączyli teraz do tego grona naszych hydraulików. Gdybym się spodziewał, że instalatorzy i hydraulicy znad Wisły, Odry oraz Warty staną się u progu XXI wieku taką wpływową grupą - zdolną do obalania fundamentalnych traktatów Unii Europejskiej -może pozostałbym w wyuczonym niegdyś fachu technika urządzeń sanitarnych... Przed rokiem, kiedy nastąpiła aneksja, podnosiły się głosy wieszczące, że przy naszym temperamencie i po doświadczeniach, jakie wynieśliśmy z lat komuny - kiedy byliśmy „najweselszym barakiem" w sowieckim obozie - rozsadzimy UE od wewnątrz, czyli, jak głosiła propaganda w czasach niezapomnianego towarzysza Gierka: Polak potrafi!

Wśród wielbicieli UE dominuje teraz gorycz, że odrzucono taki ważny dokument. Niektórzy mówią, że głosowania trzeba będzie powtarzać, aż do skutku. Taka to demokracja: chcemy zrobić wam dobrze, nawet jeśli sami tego nie chcecie i nie rozumiecie; będziemy więc was przekonywać - za wasze, zresztą, pieniądze - i to tak długo, aż uwierzycie, że my wiemy lepiej. A to wszystko, oczywiście, w imię postępu. Najgorsze bowiem jest to, że ów dokument - europejski bubel legislacyjny - zamiast porządkować rzeczywistość, wprowadza chaos i poddaje nas arbitralnym decyzjom biurokratów z Brukseli, którym się wydaje, że wiedzą lepiej, czego nam potrzeba.

Wmawiając ludziom, po marksistowsku - zgodnie z zasadami materializmu historycznego - że głosowanie na „tak" jest koniecznością dziejową, konsekwentnie zapominają, że człowiek pragnie być wolny. I właśnie dlatego nad Sekwaną głoszono przed referendum, że tylko niewolnicy zagłosują na „tak", a ludzie wolni na „nie". Nie wiadomo, dlaczego dokument, usiłujący nakreślić ramy „superpaństwa" - zupełnie jakby istniał „naród europejski" - miałby być ważniejszy niż budowa rzeczywistej wspólnej przestrzeni wolności wszystkich Europejczyków, poprzez likwidację wszelakich zbędnych ograniczeń, takich jak np. cła.

Miejmy więc nadzieję, że i my zdołamy zachować się w referendum jak ludzie wolni, a potem również obywatele Wielkiej Brytanii, Danii oraz Czech.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama