Przykładna zgoda

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (7/2008)

Przykładna zgoda

Maria Przełomiec, publicysta niezależny

Przykładna zgoda


Polskie media przychylnie skomentowały wizytę premiera Tuska w Moskwie. Niektórzy dziennikarze z zachwytem relacjonowali wyjątkowo, ich zdaniem, przychylne przyjęcie i „z daleka wyciągniętą do polskiego gościa rękę" prezydenta Putina. Inni bardziej powściągliwi pisali o dobrej atmosferze oraz o przyjaznych gestach.

Osobiście z ostateczną oceną rosyjskiej podróży nieco bym się wstrzymała. Kreml bowiem niejednokrotnie pokazał, jak gwałtownie może zmienić nastawienie do jakiegoś kraju, gdy ten podejmie działanie uznane za sprzeczne z rosyjskimi interesami. A ponieważ Polskę i Rosję zdecydowanie więcej dzieli niż łączy, okresy chłodu są niejako z góry wpisane we wzajemne stosunki.

Trudno przecież oczekiwać, że w zamian za dobre relacje z Moskwą Warszawa odstąpi od popierania prozachodnich dążeń Ukrainy czy Gruzji, demokracji na Białorusi, zaakceptuje gazociąg północny lub zrezygnuje z prób uniezależniania się od rosyjskich dostaw surowców energetycznych. Równie trudno spodziewać się, że Moskwa zaakceptuje polskie starania.

Wbrew zapowiedziom niektórych publicystów, 8 lutego raczej nie stanie się datą przełomową. Przynajmniej, jeżeli chodzi o polsko-rosyjskie stosunki. Do pewnego przełomu jednak doszło. Tyle tylko, że nie w Rosji, ale na naszym własnym podwórku. Po raz pierwszy polski prezydent i premier porozumieli się w jakiejś sprawie. Zamiast wymiany złośliwości pomiędzy przedstawicielami obu kancelarii, mieliśmy konsultacje na najwyższym szczeblu, a Donaldowi Tuskowi w Rosji towarzyszyła przedstawicielka Kancelarii Prezydenta, wiceszefowa biura ds. kontaktów zagranicznych Urszula Doroszewska.

To bardzo dobry znak. Do tej pory można było bowiem odnieść wrażenie, że głównym zadaniem nowych władz jest krytykowanie tego, co zrobiono podczas ostatnich dwóch lat, a głównym celem opozycji krytykowanie w czambuł wszystkiego, co robią nowe władze. Na tym tle odbywał się dodatkowo spór kompetencyjny zarówno między prezydentem Kaczyńskim i premierem Tuskiem, jak i pomiędzy wysokimi urzędnikami ich kancelarii. Widowisko mało budujące i ze zdziwieniem, bądź źle ukrywaną satysfakcją, obserwowane przez obce ambasady.

Trochę to niepoważne, jeżeli jeden urzędujący minister zajmuje się głównie „kryminalnym" uszkodzeniem laptopa przez poprzednika, a inny swój brak sukcesów tłumaczy wyłącznie zastanym bałaganem. W ten sposób można co najwyżej zdenerwować polski elektorat. Gorzej, gdy szef resortu spraw zagranicznych demonstracyjnie wynosi na zewnątrz kraju spory kompetencyjne, podważając autorytet prezydenta. Źle, gdy lider największej opozycyjnej partii tuż przed rosyjską wizytą krytykuje premiera za nieprzemyślaną, jego zdaniem, decyzję.

Krytyka jest dobrym prawem opozycji, ale aby była serio traktowana, nie może dotyczyć wszystkiego, no i nie powinna wyprzedzać faktów.

Przez wiele lat polityka zagraniczna była polem zgodnej współpracy ugrupowań rządzących i opozycyjnych. Oczywiście wtedy chodziło o tak fundamentalne dla Polski sprawy jak członkostwo w UE i NATO, czyli kwestie nie tylko leżące w interesie kraju, ale także (co być może dla polityków miało bardziej istotne znaczenie) popierane przez zdecydowaną większość wyborców.

Osiągnięcie obu tych celów znacznie wzmocniło międzynarodową pozycję Warszawy, nie do tego stopnia jednak, by można sobie teraz pozwolić na wynoszone na zewnątrz kłótnie i wzajemne podgryzanie.

Wizyta w Moskwie wydaje się dobrym krokiem, ale jak wspomniałam na początku, o jej pozytywnych bądź negatywnych skutkach zadecydują dopiero dalsze działania.

Ukraińscy politycy z niepokojem spoglądający na polsko-rosyjskie zbliżenie oczekują na gest ze strony Warszawy. Gest tym bardziej istotny, że Moskwa znowu zaczęła grozić Kijowowi zakręceniem gazowego kurka.

Po nieudanym przekonywaniu Rosjan do zmienienia trasy gazociągu północnego z morskiej na lądową (przez państwa bałtyckie i Polskę), warto wrócić do idei sprowadzania przez Ukrainę surowców kaspijskich. Wszystkie te sprawy wymagają ścisłej współpracy premiera i prezydenta.

Reasumując - panowie, jeżeli musicie, spierajcie się w kraju, różnice w polityce zagranicznej jeżeli są, powinny dotyczyć spraw merytorycznych. Za granicą krytykowanie przez przedstawicieli rządu prezydenta, a przez przedstawicieli prezydenta premiera, wzbudzi co najwyżej niesmak i przekonanie, że Polska jest krajem niepoważnym.

Oby konsultacje przed moskiewską wizytą były początkiem stałego zwyczaju, a nie pojedynczym incydentem.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama