O inicjatywie zatroskanych o stan języka polskiego hierarchów Kościoła
„Język jest bezcennym dobrem każdego narodu. Jednoczy go, pozwala budować jego moralną siłę i trwać mimo zmiennych kolei losu...” - ogłosili biskupi w skierowanym do wiernych liście pasterskim, który w minioną niedzielę został odczytany w kościołach.
To nie pierwsza tego typu inicjatywa zatroskanych o stan języka polskiego hierarchów Kościoła. W dokumencie, którego treść mieliśmy okazję poznać 17 stycznia, biskupi apelują do wszystkich Polaków, w kraju i za granicą, aby zaangażowali się w inicjatywy zmierzające do obrony kultury i piękna polszczyzny. Motywacją do tego powinno być „poczucie godności osobistej, szacunek dla samego siebie, dla naszych bliźnich, dla kraju ojczystego i jego kultury, która ujmuje i budzi uznanie poznających ją cudzoziemców”. Z ubolewaniem bowiem hierarchowie zauważają, że wraz z rozwojem kultury masowej w ostatnich latach nasiliły się zjawiska degradacji kultury i języka polskiego, zaś w mediach - „w telewizji i w radiu, w filmach, piosenkach, gazetach i na forach internetowych wyraźnie widać upadek języka i obyczaju”. Biskupi zachęcali, by wydać walkę wulgaryzacji, rozumianej jako „wprowadzanie do przestrzeni publicznej zwrotów prymitywnych i obraźliwych, niegodnych chrześcijanina i Polaka” oraz zubożeniu języka, związanym z komputeryzacją społeczeństwa i umasowieniem kultury.
W liście „Bezcenne dobro języka ojczystego” znajduje się także pochwała wszelkich inicjatyw podejmowanych w imię troski o dobro polskości. Episkopat dziękuje ludziom kultury, polonistom i bibliotekarzom, twórcom oraz pisarzom, dbającym o wyrażanie myśli w piękny sposób, budujący przestrzeń wzajemnego ubogacenia i dobra. Dostrzegają też kapłanów, którzy, głosząc słowo Boże, także troszczą się o językowe piękno przekazu. Episkopat wyraża aprobatę dla różnych ogólnopolskich inicjatyw, wymieniając coroczny plebiscyt na „Mistrza Mowy Polskiej”, „Dyktando Ogólnopolskie” czy kampanię społeczną „Cała Polska czyta dzieciom”. Jak podkreślają biskupi, niezrównanym mistrzem polskiej mowy był Jan Paweł II i zachęcają, by mówienie na co dzień pięknym językiem polskim stało się troską wszystkich, a szczególnie osób publicznych, na każdym poziomie i stanowisku.
GU
Internet i wiele innych multimedialnych technik w głównej mierze kształtuje współczesny język. Wpływa na jego degradację, ale może przyczynić się również do poprawy...
Nie bez powodu w polszczyźnie istnieją zasady pisowni i interpunkcji. Dzięki nim, w sytuacji, kiedy posługujemy się zapisem przekazu, nasza intencja będzie prawidłowo zrozumiana. Kiedy wielką, a kiedy małą literą? Kiedy „rz”, a kiedy „ż”? - uczymy się tego od dziecka, a w razie wątpliwości co do pisowni danego wyrazu z pomocą spieszy nam słownik.
Rozwój techniki przyczynił się do tego, że do dyspozycji mamy dziś nie tylko leksykony tradycyjne (książkowe), ale również elektroniczne. Jak wynika jednak z danych opublikowanych na stronie www.focus.pl, dotyczących badania „Poprawności językowej wśród internautów” w 2008 r., zaledwie 5-13% polskich internautów używa często jakiegokolwiek słownika. Ponad połowa nigdy nie zagląda do takich publikacji - czy to w formie klasycznej, czy elektronicznej. Z kolei 52% z nas ma zwyczaj poprawiania innych użytkowników Internetu, gdy ci popełnią błąd. 27% robi to często, a 17% uważa za nietaktowne. Swoje błędy zauważa ponad połowa badanych, a 80% z nas zwraca uwagę zarówno na treść, jak i formę czytanego tekstu.
Tymczasem, w tzw. zasobach Internetu, znajdują się również materiały, które pomogą nam doskonalić polszczyznę, ortografię czy teoretyczną wiedzę o języku. W wirtualnym świecie można bowiem znaleźć, oprócz wspomnianych wcześniej interaktywnych słowników, także różnego rodzaju testy wiedzy i quizy pomagające w sprawdzaniu, na ile nasz język jest jeszcze niedoskonały.
Prosto, krótko i skutecznie - tak dziś, zgodnie z nową językową „modą”, powinno się mówić i pisać.
Nim jednak ulegniemy tym trendom, warto zastanowić się nie tylko nad tym, co mówimy, ale także nad tym, w jaki sposób to robimy...Dzisiejsze tempo życia nie sprzyja, niestety, refleksji na temat języka ojczystego czy związanych z nim problemów i spornych kwestii. Wartości etyczne i estetyczne języka przestają się liczyć. Tymczasem sprawy te, często marginalizowane, wymagają bliższego oglądu. Kultywowanie poprawnej polszczyzny jest bowiem naszym obowiązkiem. I nie wystarczą tu tylko ogólnopolskie akcje propagujące poprawność językową, ale konieczna jest przede wszystkim świadomość poszczególnych ludzi, że za stan ojczystej mowy i jej dbałość odpowiadamy wszyscy razem i każdy z osobna.
„Mówimy niedbale i z błędami. Naszą mowę doprowadziliśmy do granicy, za którą słychać już tylko pohukiwania prymitywnych plemion z dawnej epoki. Większości młodych, którzy do jakości swoich wypowiedzi nie przywiązują niemal żadnej uwagi, to, jak sami mówią: „wieje” lub inaczej „zwisa”. Nie używają wyszukanego słownictwa, bo do komunikowania swoich potrzeb wystarczy im kilkaset najprostszych wyrazów. Ludziom od zawsze towarzyszyła mowa potoczna, ale ta dzisiejsza jest totalnie zniszczona i w niczym nie przypomina ojczystego języka...” - żali się jeden z forumowiczów.
Czy jego pesymizm jest słuszny? - Stwierdzenie, że następuje degradacja polszczyzny we wszystkich jej użyciach czy odmianach, nie jest do końca prawdziwe. Są bowiem w naszym społeczeństwie takie środowiska, gdzie język polski bardzo się rozwinął, jest bogaty (np. polszczyzna naukowa, artystyczna) - wyjaśnia prof. Krystyna Wojtczuk, językoznawca z Akademii Podlaskiej w Siedlcach. - Niestety, wraz z rozwojem mowy zauważa się również jej deklasację. Polszczyzna potoczna, codzienna, jest, istotnie, w nienajlepszym stanie. Przyczyniły się do tego takie zjawiska, jak demokracja - publicznie, np. w mediach, zabierają głos ludzie, którzy kiedyś nie mieliby szans na to, by przemawiać do szerszego gremium. Tymczasem rezygnacja z wysokich wymagań, także językowych, które powinniśmy stawiać osobom wypowiadającym się publicznie, prowadzi do przyzwolenia na bylejakość języka i myślenia - komentuje pani profesor.
Swoista moda na potoczność, która robi karierę także w mediach (a to one obecnie najsilniej kształtują masowe gusta), łączy się pośrednio z tzw. luzem językowym. Zwłaszcza ludzie młodzi przedkładają wypowiedź spontaniczną, emocjonalną nad wypowiedź regulowaną normami językowymi. Jednak - jak tłumaczy prof. Wojtczuk - nie możemy generalizować i stwierdzić, że młodzież jest w całości nosicielem polszczyzny niskiej, zdegradowanej. - Część z nich dba o kulturę języka, choć są również i tacy, którzy nie zwracają uwagi na to, jak i co mówią. Nagminnie posługują się wulgaryzmami, które stały się dla nich codzienne, normalne.
Język potoczny, czyli ten używany przez nas na co dzień, sam w sobie nie jest zły. Nie chodzi przecież o to, by nakłaniając kogoś bliskiego np. do zjedzenia obiadu, mówić: „Skosztuj, proszę tej niepospolicie smacznej potrawy, bogatej w mikroelementy i witaminy, które są nieodzowne w prawidłowym rozwoju organizmu”. - Styl potoczny jest dla nas czymś niezbędnym i podstawowym. Od niego bowiem zaczynamy poznawać język, on obsługuje sferę codzienną, bytową i nie można go zupełnie zredukować - wyjaśnia prof. Wojtczuk, jednocześnie dodając: - Są jednak dwie normy tej polszczyzny: staranna, wydoskonalona pod względem kulturowym, oraz niska - z owymi wulgaryzmami i innymi niedoskonałościami. Bo to nie jest jednolity rejestr.
Czy uzasadnione są zatem obawy, że współczesna polszczyzna jest w jakiś sposób zagrożona? - Na pewno czujność w stosunku do naszego języka jest wskazana. Polszczyzna, mimo że nie należy do języków „światowych”, ma wśród swoich europejskich kolegów ugruntowaną pozycję. Tylko od nas będzie zależało, czy ją obronimy, czy jednak pozwolimy na to, byśmy rozpłynęli się w europejskich strukturach. Bowiem języki narodowe umierają. Nie jest to więc coś, co jest nam raz na zawsze dane. To bezcenne dobro. Chrońmy je - apeluje prof. K. Wojtczuk.
opr. aw/aw