Czy istnieje patent na szczęście? - odpowiada dr Grzegorz Łęcicki, wykładowca na UKSW i autor "Wyjątkowego poradnika szczęścia małżeńskiego"
Panie Doktorze, skąd pomysł na książkę? Co ją wyróżnia spośród innych poradników „małżeńskiego szczęścia”?
Napisałem we wstępie, że mój poradnik powstał na swoiste zamówienie społeczne. Kiedy bowiem opowiadałem uczniom i studentom rozmaite historie miłosne, wielu z nich namawiało mnie do spisania tych wszystkich obserwacji. To osobiste doświadczenie uzupełnione o świadectwa narzeczonych i osób samotnych, małżonków, wdów i wdowców stanowi, jak mniemam, ową cechę wyróżniającą mój poradnik od innych podobnych publikacji.
Za cechę charakterystyczną należy też uznać jasne i jednoznaczne odniesienie do nauki Kościoła o małżeństwie i rodzinie. Starałem się nie moralizować, nie narzekać, nie pouczać, ale wskazywać pewne fundamenty szczęścia.
Publikacji tego typu powstaje coraz więcej (dostęp do edukacji więc jest!), mimo to liczba rozwodów bynajmniej nie maleje... W czym tkwi problem?
Wzrastająca liczba rozwodów to skutek rewolucji obyczajowej, która się dokonała i wciąż dokonuje; ludzie przestali się liczyć z Panem Bogiem i Jego przykazaniami, odeszli od wiary, sami dla siebie są bożkami, szukają szczęścia tam, gdzie go nie ma. I nie liczą się nawet z własnym słowem; przysięga małżeńska dla niektórych niewiele znaczy, ot, jakiś tam tradycyjny obrzęd. Bardzo niebezpiecznym zjawiskiem jest także dominacja emocji nad wolą i rozumem.
Dziewczyny często mówią, że modlą się o dobrego męża, a rzeczywistości, jaka je dopada, daleko do ideału... Po czym poznać, że ten najmilszy z dnia ślubu nie okaże się pomyłką w (nie)dalekiej przyszłości?
Prawdziwa, autentyczna miłość nigdy nie jest pomyłką! Nim zacząłem opisywać narzeczeńskie i małżeńskie perypetie, starałem się najpierw - tak niemal katechizmowo - przypomnieć oczywiste prawdy o fundamentach szczęścia według chrześcijaństwa.
Oboje małżonkowie muszą uczciwie rozeznać swoją miłość i odnieść ją do Boga. Jeśli spotkanie, fascynację, miłość rozpoznają jako wolę Bożą i zwiążą się węzłem sakramentalnym - to można być spokojnym o ich dalsze wspólne losy. Bo wszelkie trudności, kryzysy będą się starali rozwiązywać razem z Chrystusem, a On nigdy nie zawodzi. Człowiek nie może budować szczęścia na sobie, jest grzeszny i zbyt słaby, by udźwignąć i swój los, i los współmałżonka. Musi więc budować na skale - na łasce Chrystusowej.
A jeśli u zarania związku miłość zastępuje rozsądek, tj. lęk przed samotnością, jak walczyć z rutyną i obowiązkiem?
Rozmaite są motywy ludzkiego postępowania. W swojej książce starałem się wyraźnie pokazać i zaakcentować to, że nieszczere wątki, których wspólną cechą jest brak prawdziwej miłości, zawsze się prędzej czy później ujawnią, i będą jak przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. Małżeństwa zawierane bez miłości, np. ze strachu przed samotnością, z wyrafinowania materialnego, mają u podstaw jakiś tragiczny egoizm, a to nigdy dobrze na przyszłość nie wróży.
Przedstawiciele starszego pokolenia dywagacje na temat małżeńskiego szczęścia zbywają argumentami, że dawniej młodzi przed ślubem słabo się znali, a mimo to dożywali złotego jubileuszu...
Dawniej słowo bardziej się liczyło. Jak zauważył Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” - wielką moc miała obrączka; ludzie bardziej szanowali siebie i innych, i mieli świadomość bojaźni Bożej, czego następstwem była większa odpowiedzialność za los współmałżonka i dzieci.
Dzisiaj, niestety, człowiekowi jakoś łatwiej porzucić męża czy żonę, a co najgorsze - także dzieci. Ich psychiczne okaleczenie przenosi się na kolejne pokolenia, nic więc dziwnego, że rozwodów jest coraz więcej; co jednak ciekawe - a tego chyba nikt nie zmierzył - że wraz z liczbą rozwodów nie przybywa w jakichś porażających proporcjach osób szczęśliwych. Rośnie też liczba ludzi samotnych. Mężczyźni nie chcą się żenić, kobiety nie planują wychodzić za mąż i rodzić dzieci, bo wybierają karierę zawodową. Oddzielenie aktywności seksualnej od miłości, liberalizacja norm moralnych, upadek obyczajów w kwestiach dotyczących ludzkiej płciowości, zredukowanie seksu wyłącznie do poziomu zabawy czy przyjemności - spowodowały, że zachowania dawniej naganne, teraz są powszednią i akceptowaną rzeczywistością.
Kryzys moralności, małżeństwa i rodziny był jedną z głównych przyczyn upadku zdawałoby się niepokonanego Imperium Rzymskiego. W naszych czasach obserwujemy bulwersującą rewolucję demograficzną, zwiastującą upadek kultury zachodniej; Europa i Ameryka Północna się wyludnia; społeczeństwa o korzeniach chrześcijańskich po prostu wymierają, bo oderwały się od wartości ewangelicznych, a wybrały skrajny, nieodpowiedzialny liberalizm.
Reasumując: czy istnieje recepta na szczęśliwy związek?
Tak! Prawdziwa miłość i posłuszeństwo woli Bożej!
WA
Co mnie zaskoczyło?
W trakcie pisania dzieliłem się swoimi przemyśleniami z różnymi osobami; wiele z nich potem mówiło, że to, co piszę, to rzeczy oczywiste, ale ujęte w jakiś nowy sposób: krótki, rzeczowy, ilustrowany licznymi przykładami. Ktoś stwierdził, że mój wywód jest... uroczo staroświecki.
A co mnie najbardziej zaskoczyło? Chyba to, że niektórzy opisywani przeze mnie bohaterowie miłosnych opowieści sami - wbrew oczywistym znakom - siebie unieszczęśliwiali. Ta dziwna tajemnica wolnej woli, dobra i zła w konkretnych biografiach - zawsze zaskakuje i zdumiewa.
Echo Katolickie 6/2010
opr. ab/ab