Kawał dobrej roboty (?)

Komentarz do wydarzeń związanych ze stroną AntyKomor.pl

Po fajerwerkach związanych z wizytą prezydenta Stanów Zjednoczonych, która zaznaczyła się szczególnie „wypędzeniem” warszawiaków z ich domowych pieleszy, co zapewne znajdzie swoje upamiętnienie w muzeum firmowanym przez Erikę Steinbach (mógł być to ukryty element jej wyprawy do Polski), powoli wracamy do nadwiślańskiej normalności.

Oczywiście jeszcze przez parę dni będziemy analizować, a właściwie media uczynią to za nas, rzeczywiste i domniemane efekty pobytu prezydenta Obamy w naszym kraju, ale w gruncie rzeczy można tę wizytę już odhaczyć. Zobaczymy, czy dumnie zapowiadane działania Białego Domu znajdą swoje miejsce w rzeczywistości, czy też była to tylko słowna wata.

Zanim „pierwszy pół-czarnoskóry” prezydent USA, a zarazem laureat Pokojowej Nagrody Nobla w dziedzinie „miłych zapowiedzi”, zawitał w nasze progi, rzeczywistość kraju między Bugiem a Odrą rozjaśniała dyskusją o „granicach wolności słowa”, a zwłaszcza o niezapowiedzianych porannych „wizytach towarzyskich” funkcjonariuszy ABW w mieszkaniach internautów. O ile na temat charakteru tych wizyt rozpisywano się wszerz i wzdłuż, o tyle inny fenomen prasowy nie znalazł jeszcze dogłębnej analizy. Nie pretenduję do rozwikłania tego zjawiska, ale chciałbym wnieść swoje pięć groszy do dyskusji. Chodzi mi mianowicie o „symetrię” w polityce.

Każdemu po równo czy „według zasług”?

Pisząc o „symetrii”, mam na myśli pewne twierdzenie, które w związku z akcją w sprawie strony AntyKomor.pl zostało sformułowane w komentarzach medialnych, a mianowicie, że każdy panujący posiada swoich przeciwników. Mówiono i pisano, że dzisiejsi obrońcy „uciemiężonego” internauty sami byli zwolennikami zamykania witryn internetowych, gdy chodziło o nieżyjącego poprzednika dzisiejszej głowy naszego państwa. Cóż, pofatygowałem się, by odnaleźć w zakamarkach internetu stronę spieprzajdziadu.com, aby porównać jedną i drugą inkryminowaną witrynę. I cóż się ukazało moim oczom? Otóż strona „przeciwników” Lecha Kaczyńskiego okazała się już nieaktywną. Co ciekawe, zakończyła swoją działalność 14 kwietnia 2010 r. Lecz nawet nie to jest najciekawsze, chociaż świadczyć może o pewnej dozie wrażliwości osoby odpowiedzialnej za działanie w sieci. Najciekawszy stał się dla mnie komentarz, który stanowił uzasadnienie dla zawieszenia witryny. Otóż autor pisze w nim, iż zawiesza swoją działalność, ponieważ po prawie pięciu latach prowadzenia strony nie ma już zapału ani siły do dalszej pracy. Odchodzi więc na blogową emeryturę, a moment jest zaiste ciekawy - wygrana w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego. Okazuje się więc, że jego witryna zaistniała wręcz dosłownie w momencie wygrania prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego, a to wskazuje, że autor nie miał nawet zamiaru poznać działania nowej głowy państwa, lecz z założenia był przeciw Kaczorowi. Jednakże podziękowania są puentą najlepszą. Czytamy w nich: „Dziękuję wszystkim odwiedzającym, komentującym, wspierającym i krytykującym. Wszystkich zasłużonych nie wymienię, bo boję się kogoś ominąć, ale na pewno duże brawa należą się Garnkowi, który za dawnych czasów jako jedyny wspierał mnie aktywnie w produkcji artykułów, Jendrasowi, który do końca walczył na każdym froncie, Pelemu, który ładnych kilka miesięcy w pocie czoła tłumaczył wszystko na angielski oraz wszystkim Kustoszom, bez których nie powstałoby największe dzieło - Muzeum IV RP. Odwaliliście kawał dobrej roboty”. Oznacza to ni mniej ni więcej, że dla zwolennika Bronisława Komorowskiego „kawałem dobrej roboty” było opluwanie głowy państwa. Dosłownie opluwanie, gdyż na stronie można znaleźć takie smaczki, jak na przykład nieustanne aktualizacje, w których autorzy, wobec niezbitych faktów i wyliczeń, musieli zmieniać swoje wcześniejsze wpisy na temat działania braci Kaczyńskich. Tymczasem na AntyKomor.pl znajdowały się odniesienia do wypowiedzi Bronisława Komorowskiego ogólnie znanych nawet w mainstreamowych mediach. O symetrii więc mówić jakoś nie sposób.

Gra z rzutem bucikiem

Po zamknięciu strony przeciwnika prezydenta Komorowskiego medialny światek obiegła informacja, że na stronie znalazły się dwie gry, w których można było obrzucić go fekaliami lub strzelić do niego z fuzji. Nie podzielam zachwytów takimi gadżetami, lecz przy wypowiedzi Palikota o zastrzeleniu, wypatroszeniu i sprzedaniu na aukcji skóry Jarosława Kaczyńskiego, wirtualne gierki raczej bledną. Owszem, w internecie jest wiele takich „gierek”, które znajdują się nawet na stronach poświęconych grom internetowym, np. można rzucić sobie bucikiem w G.W. Busha lub strzelić na strzelnicy do znanego polityka republikańskiego w USA. To nie usprawiedliwia przemocy w sieci, ale nie ma jeszcze bezpośredniego odniesienia do rzeczywistości. Natomiast na stronie spieprzajdziadu.com znajdujemy jasną zachętę: „Wszystkich, którzy chcieliby napić się piwa z Ojcem Dyrektorem i wspólnie przenieść krzyż, zapraszam do kontaktu (wiecie jak). Zastrzegam sobie prawo doboru towarzystwa...” A rzecz dzieje się 15 sierpnia 2010 r. (jest to zrzut z innej strony autora), a więc w czasie największego zamętu wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu i po akcji Dominika Tarasa. Co więcej, niektórzy autorzy powyższej strony kontynuują działalność w sieci na innej stronie, a o stronie AntyKomor.pl piszą m.in. „Dlaczego nie zobaczyłem sobie wcześniej? Powód był prosty, do chwili informacji o zamknięciu strony, nie miałem pojęcia, że ona istnieje. Skoro ja - polityczny maniak - nie miałem pojęcia o tej stronie, to zaiste jej popularność musiała powalać na kolana. Zapewne czytywał ją autor z rodziną oraz ścisłe biuro polityczne PiS.” No cóż, powalająca na kolana skromność. Zasada jest prosta: jednym można więcej, a innym nic. Bo jakoś na nich o szóstej rano ABW nalotu nie robi.

PPR

Pamięć ludzka jest zawodna. Mało kto z nas pamięta diagnozę, jaką o expose premiera Tuska wygłosił w sejmie Jarosław Kaczyński. Mówił, że programem rządu są trzy słowa: pacyfikacja, petryfikacja i restauracja: pacyfikacja odnosząca się do działań wymierzonych w ludzi establishmentu, którzy złamali prawo, a po drugie pacyfikacja tych, którzy ośmielili się na ten establishment podnieść rękę. To już chyba mieliśmy (por. CBA i wiele innych działań, AntyKomor.pl to pikuś wobec nich), petryfikacja, czyli utrwalenie spacyfikowanej rzeczywistości i restauracja jako powrót do stanu sprzed afery Rywina. Nie mam jasności, czy jest już stan restauracji, czy ciągle jeszcze potrzeba utrwalaczy (systemu)?

Ks. Jacek Wł. Świątek
Echo Katolickie 22/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama