Kolekcjonerstwo to sposób na nudę, wielka pasja, a także okazja do zarobienia
Kolekcjonerstwo to sposób na nudę, wielka pasja, a także okazja do zarobienia. Dla jednych bywa dziwactwem, wśród innych wzbudza podziw. Jak twierdzą sami zainteresowani, takie hobby jest nieszkodliwe i daje wiele radości.
Na giełdy staroci do Białej Podlaskiej przyjeżdżają pasjonaci z Lubelszczyzny i Mazowsza. Dawniej zjeżdżali też kolekcjonerzy z Brześcia - zrezygnowali, gdy zaczęły się problemy z przekraczaniem granicy. A szkoda! Bo swoje skarby podczas comiesięcznych targów prezentuje ok. 40 wystawców. Jednak nie wszyscy zbieracze chcą się chwalić posiadanymi zasobami - boją się włamań i kradzieży. A niektóre kolekcje są naprawdę cenne!
- Na topie są przedmioty związane z Białą Podlaską. Znam kilka osób zbierających tego typu rzeczy. Ich kolekcje są przeogromne. Takich zdjęć i dokumentów nie widziała większość bialczan. Pamiętam sytuację, że pocztówka z 1904 r. „poszła” na allegro za 700 zł. Albo kolekcja miniaturek odznaczeń... Byłem zaskoczony, że takie wyróżnienia istnieją także w Polsce. Kolega, który zbiera owe przedmioty, z pewnością zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce w skali kraju i jest potentatem na skalę województwa - opowiada pan Tomasz.
Kolekcjonerska pasja Henryka Marczuka, prezesa BKK, zaczęła się w 1961 r. od zbierania znaczków pocztowych. Potem pojawiło się zainteresowanie monetami.
- Ciekawi mnie też temat „papieski” i to we wszystkich postaciach. Zbieram bilety wstępu, chusty, plastikowe znaczki... Mam tego bardzo dużo. Kolekcja zajmuje sporo miejsca, ale radzimy sobie. Mam np. ok. 2 tys. kart i kopert papieskich, a wszystko jest z szacunkiem ułożone w albumach - chwali się pan Henryk.
Sugeruje przy tym, że zmieniły się czasy, jeśli chodzi o kolekcjonowanie i zdobywanie nowych okazów. - Dziś można kupić wszystko, byle mieć pieniądze - kończy.
Pan Marcin z Janowa Podlaskiego zbieractwem para się od ok. 8 lat. Jego pasja narodziła się... na strychu.
- Pojechaliśmy z żoną do babci. Na strychu znalazłem stary kołowrotek i kufer. Babcia pozwoliła mi zabrać je do domu. Od razu wziąłem się za czyszczenie i odnawianie. Kolekcja zaczęła rosnąć. Początkowo żona twierdziła, że zrobiłem w domu antykwariat, ale z czasem zaraziła się tą pasją. Później postanowiliśmy sprzedać przedmioty, które się powielały w naszych zbiorach, i kupić za to inne zabytki. Handluję od 2 lat - opowiada.
Jego kolekcja, łącznie z monetami, ryngrafami i medalami, liczy ok. 1,5 tys. okazów. W ich posiadanie wszedł dzięki targom, częściej jednak jeździ po wsiach i tam odkupuje starocia. Wszystkie poddaje renowacji, niektóre zostawia u siebie, inne trafiają na sprzedaż. Przyznaje, że jego zbieracza pasja jest nie tyle kosztowna, co czasochłonna.
- Na początku znajomi sceptycznie podchodzili do mojego hobby. Teraz, jeśli zauważą u kogoś na podwórku koło od żelaźniaka, natychmiast mnie o tym informują - wyjaśnia.
Do grona aktywnych kolekcjonerów należy też Andrzej Litwiniuk z Żakowoli Radzyńskiej. Jak przyznaje, stare meble gromadzi nie dla samego zbierania, ale po to, by zadbać o wystrój domu.
- Mam ładną starą szafę, stojący zegar i komody. Jednak najbardziej jestem zadowolony z pianina, które gościło na wystawach w Petersburgu w 1883 r. Są na nim medale z carem Mikołajem. Instrument jest w świetnym stanie, z klawiszami z kości słoniowej, kinkietami. Nigdy go nie sprzedam - deklaruje kolekcjoner.
Pytany, gdzie szuka nowych okazów, tłumaczy, że liczą się znajomości z innymi zbieraczami. Wiadomości o wartościowych sprzętach rozchodzą się pocztą pantoflową. A. Litwiniuk chwali się, że ma znajowych w całej Polsce. Spotyka się z nimi podczas giełd w Warszawie czy Wrocławiu. Nie ukrywa, że swoją pasję łączy z handlem.
- Kolekcjonowanie sprawia nie tylko satysfakcję, ale przynosi też pewne profity. Jeśli ktoś potrafi umiejętnie dysponować swoim towarem i w miarę korzystnie go wymieniać, to wcale nie dokłada do tego interesu; wręcz przeciwnie, coś mu jeszcze zostanie. To handel: jeden musi stracić, a ktoś inny zyskać - kwituje. Aby być kolekcjonerem trzeba mieć więc i czas, i smykałkę!
AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 41/2011
Bialski Klub Kolekcjonera świętuje 35 urodziny. Organizacja działa aktywnie i czeka na nowych pasjonatów.
BKK powstał 20 sierpnia 1976 r. przy Wojewódzkim Domu Kultury w Białej Podlaskiej. Siedziba klubu mieściła się w Wieży Bramnej w Parku Radziwiłłowskim. Od początku istniał przy instytucji kulturalnej, i tak jest do dziś. Obecnie działa pod patronatem Miejskiego Ośrodka Kultury.
Klub skupia 51 członków, którzy spotykają się w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Wcześniej należeli do niego ludzie w różnym wieku, teraz większość z nich stanowią emeryci. Dawniej w klubie istniała sekcja juniorów, do której włączano osoby do 16 roku życia. - Obecnie młodzież nie interesuje się zbieractwem; wolą siedzieć przed komputerem - mówią kolekcjonerzy. Najmłodszy pasjonat należący do bialskiej grupy ma 22 lata.
- W BKK są rolnicy, byli dyrektorowie, nauczyciele, lakiernik samochodowy, mechanik, emeryci i renciści, bo oni mają najwięcej czasu, żeby szukać interesujących okazów. Przekrój towarzystwa jest więc bardzo ciekawy - ocenia Tomasz Wróblewski, opiekun klubu. W grupie zapaleńców nie ma, niestety, ani jednej kobiety.
Chętnych, którzy chcieliby zapisać się do organizacji, odsyłamy do pana Tomasza. Można go spotkać w impresariacie MOK-u przy ul. Warszawskiej 11. Przynależność do klubu to sama przyjemność! Z pewnością też pojawi się szansa na poznanie nowych osób, a tym samym poszerzenie kontaktów potrzebnych do powiększania własnych kolekcji.
AWAW
W każdą trzecią niedzielę miesiąca kolekcjonerzy organizują giełdę staroci, a tym samym szansę kupna, sprzedaży i wymiany.
Swoje stoliki rozkładają przy budynku MOK-u na ul. Warszawskiej 11. Giełdy po części pokazują, jakie przedmioty interesują kolekcjonerów. Na sprzedaż wystawiane są: monety, znaczki, banknoty, stare sprzęty, ryngrafy, przedmioty ze srebra i mosiądzu, obrazy, książki... - wyliczać można by bardzo długo. Kiedy spytałam pana Tomasza, co zbierają kolekcjonerzy zrzeszeni w BKK, z uśmiechem skwitował: „Proszę mnie raczej spytać, czego nie zbierają...”.
Nowych nabytków szukają na giełdach w Warszawie, Lublinie i Białymstoku. Okazów wypatrują także w internecie.
- Kiedyś wsiadało się do „malucha” albo poloneza i robiło objazd po całym ówczesnym województwie bialskopodlaskim. Dawniej ludzie oddawali stare rzeczy za bezcen. Po takich łowach zbieraczom nie domykał się bagażnik. Dziś ludzie mają świadomość, że stare przedmioty mają swoją wartość, chociaż nie do końca wiedzą, jaką... Czasami proponują więc zawrotne ceny - opowiada T. Wróblewski.
Dodaje, że zbieranie staroci jest nierozerwalnie związane z handlem. Aby powiększać swoje kolekcje, należy kupować; by nabywać kolejne przedmioty, trzeba mieć pieniądze. Jednym słowem: kolekcjoner to człowiek z nosem do interesów!
- Jak można nie zarobić, kiedy za 20 zł kupuje się niekompletny 150-letni samowar, a po 10 minutach sprzedaje się go za 250 zł? Był zdezelowany. Żeby mógł działać, należało w niego włożyć ok. 200 zł. Na giełdzie poszedłby za 1,5 tys. zł. Zarobić można na wszystkim, trzeba tylko umieć się schylić - kwituje pan Tomasz.
AWAW
opr. ab/ab