Czy katolik może wystąpić u Kuby Wojewódzkiego, co ma wspólnego kamera z młotkiem i po co są katolickie media?
Od 46 lat Kościół obchodzi Dzień Środków Społecznego Przekazu. Czy widać już tego owoce?
No właśnie - trzeba by najpierw zapytać, jakie one w założeniu miały być? Sama idea Dnia Środków Przekazu pojawiła się po raz pierwszy w dekrecie Soboru Watykańskiego II „Inter mirifica”. Był on poświęcony mass mediom i m.in. zawierał różne wytyczne i sugestie dla Kościoła, co w tej dziedzinie należałoby zrobić. W jednym z punktów znalazła się sugestia obchodzenia takiego właśnie dnia. Sobór definiuje też cele tego posunięcia: pouczenie wiernych o tej dziedzinie, wezwanie ich do modlitwy oraz zbiórka funduszy na media katolickie. Tak więc mamy tu cel edukacyjny, duchowy i materialny. Czy one są realizowane? Myślę, że to zależy od danego kraju czy Kościoła lokalnego. Choć osobiście raczej czułbym tu pewien niedosyt. Papież co roku ogłasza orędzie na Dzień Środków Przekazu - a ile osób je czyta i zna? W modlitwie powszechnej pojawiają się sporadycznie wezwania za media i ludzi mediów, ale ile osób w swej modlitwie prywatnej modli się w tych intencjach? W Polsce wyjątkiem jest Radio Maryja, którego słuchacze stanowią zwartą grupę i ,w odpowiedzi na apele płynące z radia, pewnie to robią. Ale raczej takie sytuacje, w skali świata nawet, należą do rzadkości. A wsparcie finansowe? Myślę, że jest wielu katolików, którzy wspierają swoje media. W przypadku prasy będzie to po prostu kupienie gazety lub czasopisma, dla przedsiębiorców - choćby wykupienie reklamy, która, obok sprzedaży, jest drugim głównym środkiem utrzymania mediów. W wypadku radia, telewizji czy portalu internetowego nie trzeba płacić bezpośrednio za słuchanie czy oglądanie, tak więc pozostaje darowizna lub znów wykupienie reklamy. Zatem Dni Środków Przekazu na pewno wpisały się w kalendarz Kościoła i można powiedzieć, że wydały jakiś owoc, ale wiele jest jeszcze do zrobienia w tej materii.
Po co w ogóle katolikom media?
Katolicy nie mogą być pozbawieni swojego głosu, nie mogą być pozbawieni możliwości wypowiadania pewnych stanowisk czy partycypowania w społecznych debatach, choćby na łamach prasy. Zauważam, że popularne osoby opowiadające się za wartościami chrześcijańskimi w komercyjnych mediach nie są dopuszczane do głosu, albo zaprasza się je do popularnych programów w charakterze maskotki, sympatycznego dziwoląga, kolorowego ptaka. Kilka dni temu oglądałem w internecie archiwalną audycję, w której gościem Kuby Wojewódzkiego był Wojciech Cejrowski. Choć gość traktowany był przez prowadzącego z ironią, to zmiażdżył prowadzącego intelektualnie i dał świadectwo pewnym wartościom i przekonaniom, odmiennym od tych, które są zazwyczaj wygłaszane na tej kanapie.
Czasem słyszy się trochę naiwne stwierdzenie, że Jezus z mediów nie korzystał, że my powinniśmy tylko głosić Ewangelię i nie szukać w tym nowinek technicznych. Niby jak miał korzystać, skoro ich w tamtym czasie nie było? Ale metody, których używał, były bardzo mocno ukierunkowane na komunikację. Mówił obrazowo, używał barwnych przykładów, wchodził na górę lub do łodzi, by być lepiej słyszanym. Ale oczywiście - bez życia Ewangelią i zapału oraz świadectwa życia tych, którzy ją głoszą, nie pomogą nam nawet najlepsze media. Jedno musi iść w parze drugim.
Jaka przyszłość czeka media katolickie?
Pisałem swoją rozprawę doktorską o błogosławionym Ignacym Kłopotowskim, kapłanie, dziennikarzu i człowieku nazywanym pionierem prasy katolickiej, który wyprzedził swoją epokę, zakładając zręby prasy katolickiej w Polsce jeszcze przed pierwszą wojną światową. Kilka dni temu, 7 września, obchodziliśmy jego wspomnienie. I. Kłopotowski stworzył, posługując się językiem fachowym, koncern medialny: wydawnictwa książkowe, kilka czasopism kierowanych do różnych grup odbiorców i sieć drukarni, do tego zgromadzenie sióstr loretanek, którego głównym charyzmatem jest praca wydawnicza. I ciekawe, że kiedy przeglądałem wydawane przez niego 100 lat temu gazety, to miałem pewnego rodzaju poczucie deja vu. Proszę sobie wyobrazić, że wtedy również prasa katolicka zmagała się z identycznymi problemami, jak obecnie. Tak samo przegrywała atrakcyjnością, sensacyjnością z gazetami świeckimi, miała mniejsze nakłady, ale istniała. I musi istnieć nadal, dlatego, że ludzie wierzący nie mogą pozostać bez swojego oręża.
A co ma robić, by nie przegrać?
Staraniem redaktorów tworzących media katolickie powinno być, żeby miały one wymagany poziom i żeby nie odbiegały jakością, zawartością, szatą graficzną i atrakcyjnością treści od tego, co proponują media świeckie. To się zresztą już dzieje i na przestrzeni ostatnich lat widać ogromną zmianę na plus. Ponadto media katolickie nie muszą zawsze być konfesyjne. Kościół to także świeccy, a zatem Kościół w mediach to także obecność w mediach ludzi świeckich, którzy potrafią zaświadczyć o swojej wierze i bronić związanych z nią wartości. W mojej ocenie pismo katolickie ma mówić o wszystkim, ma dotykać spraw z codziennego życia, pokazywać, czym żyje społeczeństwo z punktu widzenia etyki i pewnych wartości. Nawet, jeśli w danym artykule nie pada słowo Pan Bóg, to można przekazać bardzo dużo treści opartych o pewne podstawowe wartości i zaszczepić w czytelniku potrzebę głębszej refleksji. Moim zdaniem nie ma sensu epatować nachalnym moralizatorstwem. Lepiej pokazywać jak przez pryzmat Dekalogu interpretować problemy dnia codziennego i sfery publicznej. Likwidacja szkół, bezrobocie, inwestycje to problemy, które powinny gościć obok tematów religijnych. Wiara przenika całe życie człowieka, nie tylko jego życie duchowe, ale także społeczne i osobiste.
Wspomniany już bł. ks. I. Kłopotowski często polaryzował media na te dobre i złe. Czy taki podział ma sens w dzisiejszej rzeczywistości?
Nazywanie dobra i zła po imieniu zawsze ma sens. Chodzi przede wszystkim o stworzenie jasnych kryteriów. Przy czym nie chodzi tu o jakiś histeryczny ton, tylko spokojne i klarowne wyjaśnienie, że dane medium prezentuje wizję świata, czy ma linię programową, która podważa Dekalog, która nie da się pogodzić ze światopoglądem chrześcijańskim. Ale to problem o wiele bardziej złożony, bo tak naprawdę niewiele mediów jawnie deklaruje swą antykatolickość, zaś w wielu, obok artykułów czy audycji jawnie antykościelnych, pojawiają się takie, które są z nauką katolicką zgodne. I tu się zaczynają dylematy moralne i dziennikarzy, i odbiorców... Ale to naprawdę bardzo szeroki temat.
Czy zamiast tworzyć katolickie media Kościół nie powinien większej uwagi poświęcać kształtowaniu katolickich odbiorców?
To byłby ideał, gdyby udało się takiego odbiorcę wychować. Odbiorcę, który zna swoją wiarę, żyje nią i odrzuca wszystko, co jest z nią sprzeczne. To są właśnie ci „ludzie sumienia”, o których kiedyś apelował Jan Paweł II. Taki wychowany odbiorca po pierwsze umiałby wybrać treści dobre i oddzielić je od złych, umiałby skutecznie przeciwstawić się złu - choćby przez protesty kierowane do redakcji, umiałby wreszcie stanowczo zbojkotować media, które uparcie godziłyby w jego świętości. Dobrym przykładem są działania sprzed kilku lat, dotyczące bojkotu miesięcznika „Machina”. Szkoda, że była to jednorazowa akcja - w Stanach Zjednoczonych instytucja bojkotu konsumenckiego funkcjonuje dobrze i jest poważnym elementem demokracji.
Wracając do wychowania odbiorców mediów, to wszystkie dokumenty Kościoła o tym mówią... Ale jak na razie edukacja medialna w Polsce - czy to prowadzona przez Kościół, czy przez państwo - jest w powijakach. Niestety, ale na tym polu jest ogromny zastój.
Dla ks. Kłopotowskiego prasa i media katolickie stanowiły przedłużenie ambony. A jeśli z tej ambony padają nieraz zdania sprzeczne z wiarą, przepełnione nienawiścią?
To tak jak z młotkiem: można przy jego pomocy zbudować dom, albo rozbić komuś głowę. Ambona jest tylko miejscem, narzędziem, podobnie jak są narzędziem media... Wszystko zależy od tego, kto na tej ambonie stoi, co jest w sercu tego człowieka. Jeśli uważam, że kazanie było zaprzeczeniem Dekalogu - mam w sumieniu obowiązek powiedzieć to kaznodziei, zwrócić mu uwagę. Tylko, że my przyzwyczailiśmy się do zła. Narzekamy na nie, krytykujemy pokątnie, ale nie robimy nic, by tego zmienić. Tak samo jest z mediami. One nie są same w sobie ani złe, ani dobre. Jeszcze raz powtórzę - media są tylko narzędziami. Są one jednak o tyle niebezpieczne, że oddziałują na ludzki umysł, duszę, psychikę... Wpływają na nasze postawy, a nawet to, o czym dyskutujemy. Dlatego jest tak ważne, kto te narzędzia trzyma w rękach i nimi się posługuje.
Dziękuję za rozmowę.
MD
Echo Katolickie 37/2012
opr. ab/ab