Wymyślacze życia

Jeżeli dasz się wkręcić, zaczniesz myśleć tak, jak inni to zaprogramowali

Jeśli uważasz, że spędzane przed monitorem godziny, bezkrytyczne sięganie po zamieszczane na „ratlerkach” przaśne treści, śledzenie z wypiekami na twarzy losów bohaterów nowel filmowych, po raz siódmy rozwodzących się i mających za nic zasady, zaczytywanie się w brukowcach czy wierne tropienia losów „gwiazd” - to kwintesencja twojej wolności, możesz się grubo mylić. Jeżeli dasz się wkręcić, zaczniesz myśleć tak, jak inni to zaprogramowali. I nawet się nie spostrzeżesz, że bagno, w którym siedzisz, zacznie cię wciągać bez reszty. Chyba, że się w czas obudzisz…

Długo szukałem tytułu dla tego tekstu. „Wymyślacze życia”. Dziwne słowa, nieprawdaż? Dawniej byli bajarze, trubadurzy wędrujący z miasta do miasta, z wioski do wioski, za garść strawy i dach nad głową skłonni godzinami opowiadać niesamowite historie. Prawda mieszała się z baśnią, opowieści o odległych krainach, smokach, zamorskich bogactwach rozpalały wyobraźnię do czerwoności. Czasy się zmieniły, ludzka natura pozostała taka sama. Nie ma już wędrownych gawędziarzy, za to są wielonakładowe tytuły prasowe i szerokopasmowy internet. I zarobić można znacznie więcej.

Prawda kołem się toczy

Nie ma serwisu informacyjnego, „jedynki” tabloidu bez tzw. wrzutki. Jest ona potrzebna jak powietrze do oddychania! Jak koło zamachowe machiny, która musi nabrać rozpędu, aby dysponować odpowiednią siłą inercji. Uderzyć mocno i precyzyjnie. Oto przykład z minionego tygodnia. Jeden z wielu.

Tytuł z jednego z portali: „Jezus był żonaty? Badaczka ujawnia dowód na papirusie”. Po kliknięciu na tytuł otwiera się tekst. I co czytamy? „Papirus z IV wieku sugeruje, że Jezus mógł mieć żonę”. A więc już nie „dowód”, tylko „sugestia”. Klikam dalej. I co znajduję? Prof. Karen L. King „podkreśla, że odkrycie nie jest dowodem, iż Jezus był żonaty”. Ażeby było zabawniej: „Pochodzenie papirusu nie jest znane, a jego właściciel zastrzegł sobie anonimowość”. Na „deser” informacja z oficjalnej strony watykańskiej, zamieszczona kilka dni po odtrąbionej sensacji, iż papirus jest falsyfikatem. Można taki kupić bez większego trudu na jerozolimskim targu. Czyli wiadomo, że …nic nie wiadomo.

To bardzo klasyczny przykład manipulacji, z jakimi mamy do czynienia praktycznie na co dzień - w każdej dziedzinie życia. Przyzwyczailiśmy się do tego typu narracji na tyle, że nie dostrzegamy niuansów, które już na wstępie podważają jej wiarygodność. Niby wszystko jest w porządku. Ale, jak mówią, diabeł tkwi w szczegółach. Tym już znaczna część populacji raczej się nie przejmuje. Najważniejsze jest pierwsze uderzenie, impet, z jakim atakują słowa - w im czulsze trafiają miejsce, tym większe wrażenie. Tajemnicą poliszynela jest, że redakcje dużych pism zatrudniają osoby, których zadaniem staje się …wymyślanie tytułów. Mają być „mocne”, tzn. przyciągać uwagę, prowokować, oburzać albo wzruszać. Być skonstruowane w taki sposób, aby nie można było przejść obok nich obojętnie. W internecie mają zachęcać do najechania kursorem myszki na newsa. Każde kliknięcie zostanie skwapliwie odnotowywane przez serwer i w efekcie przełoży się na konkretne pieniądze. Stanie się składową współczynnika służącego określeniu ceny reklamy. Czyli przełoży się na brzęk monet. Dlatego np. nawet krótki tekst dzieli się na kilka mniejszych części, które trzeba kolejno otwierać. Ważny jest efekt finansowy, inne już niekoniecznie.

Przaśna nawalanka

Im więcej emocji, tym lepiej, ponieważ jest nadzieja, że wyartykułowany w ten sposób informacyjny „wykrzyknik” wybrzmi głośniej, zostanie zauważony przez odbiorcę. W tym głównie należy upatrywać źródła sukcesów tabloidów, które na polskim rynku prasowym od lat zajmują czołowe miejsca. Analogicznie - tę samą metodologię stosują portale internetowe. Oto przykłady z piątku 20 września br., zaczerpnięte z dwóch popularnych serwisów informacyjnych: „Polacy zamordowali starsze małżeństwo”; „Strażnik zmarł, nauczyciel pobity”; „Afera w banku!;” „Będą nowe ofiary upadku Amber Gold”; „Krwawe protesty w związku z filmem!”; „Ziobro: będę zadowolony, bo ich zmiażdżę”; „Film z mrożącej krew w żyłach akcji ratowniczej”; „Dramat emerytów. Muszą oddać pieniądze”; „15 najbardziej pijackich zdjęć gwiazd” itp. Co jest sednem przekazu? Skrajne emocje hiperbolizujące prezentowane treści, gloryfikujące konflikt, starcie interesów. Gra śmiercią, ludzką tragedią, kłamstwem. Sprowadzenie relacji międzyludzkich do nieustannej batalii, gdzie są ofiary, wygrani i przegrani, okrucieństwo i przemoc. Szkicowanie wizji świata, gdzie nikt nie powinien czuć się bezpieczny, bo zawsze jest ktoś, kto może stanowić zagrożenie dla wolności, podważyć istniejący porządek. Gdzie trwa permanentna, cicha wojna (na wojnie, jak wiadomo już od starożytności, najlepiej sie zarabia). Osobnym tematem jest koncentrowanie się na życiu celebrytów. Podglądactwo, plotkarstwo to cechy, których ludzie już dawno przestali się wstydzić. Więcej, okazało się, że można na nich nawet nieźle zarobić! Smutne i straszne.

Filozofia plasteliny

Inne sztuczki to np. formułowanie pytania w taki sposób, że brzmi ono jak zdanie oznajmujące (przykład z początku felietonu). Zapisze się w pamięci jako teza, opis fragmentu rzeczywistości - pomimo że niewiele ma z nią wspólnego. Idzie za nim tekst, zbudowany na domysłach, dywagacjach, przypuszczeniach, niepoparty żadnymi dowodami. Opublikowany, zmultiplikowany zaczyna żyć własnym życiem. Inni go cytują, traktując jako źródło sprawdzonej informacji. Tak rodzi się „fakt medialny”, czyli sytuacja, gdy prawda wirtualna, mająca często niewiele albo zgoła nic wspólnego z rzeczywistością, staje się elementem jej opisu. Dementi, nawet jeśli się pojawi, zwykle jest mocno spóźnione. W medialnym zgiełku nie zostaje nawet zauważone. Kłamstwo zaczyna triumfować! Puszczone w obieg zbiera swoje ponure żniwo.

Czyż „codzienne Polaków rozmowy” nie są dowodem na skuteczność opisanej wyżej swoistej „formacji”?

Zważywszy na fakt, że duża część młodego i średniego pokolenia wiedzę o świecie czerpie głównie z portali internetowych, świadomość mechanizmów, w jakie zostajemy permanentnie wkręcani, jest bardzo ważna. Pewnie niewiele da się zmienić, ale wiedzieć warto. Choćby dlatego, aby zachować odpowiedni dystans do proponowanych treści, uruchomić mechanizmy obronne i pokusić się o trud przeczytania tekstu do końca, a jeszcze lepiej - skonfrontować informację w kilku różnych źródłach. Problem w tym, że już dawno wykazano naukowo, iż ludzki umysł po pewnym czasie zachowuje w pamięci tylko nagłówki, tytuły, fragmenty lidów. Szczegóły roztapiają się w wielości informacji. W konsekwencji cała wiedza o świecie ogranicza się do znajomości wspomnianych nagłówków, stereotypów, wykrzykników. Na niech buduje się filozofię życia, stosunek do prawdy, ocenę wydarzeń. Emocje utrwalają tak zdobytą „mądrość”, konserwują bezkrytycyzm. Złudna pewność rozumienia rzeczywistości staje się dogmatem. Rzadko kto ma świadomość, iż w ten sposób stał się plasteliną. Myśli, działa, wybiera w taki, a nie inny sposób nie dlatego, że doszedł doń poprzez np. krytyczną analizę rzeczywistości, własnych potrzeb, ale dlatego, że pewne treści zostały w niego wdrukowane - bez jego woli. Został zaprogramowany! Ktoś za niego wybrał, podsunął pomysły, trendy, modę, ustawił w opozycji do tradycji, religii, zasad itd. Oczywiście - nie za darmo. Ale o tym wiedzą już tylko nieliczni, zarabiający krocie na ludzkiej naiwności.

Happening über alles!

Pisząc te słowa, robię to nie dlatego, aby zbudować kolejną opozycję. Rzeczywistości nie da się zmienić tak łatwo, jakby się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Media są i będą istotnym elementem naszej codzienności. Sztuką jest umieć wybrać, zbudować odpowiedni dystans do prezentowanych tam treści. W miarę możliwości tworzyć alternatywne platformy informacyjne, gdzie prawda nie zostanie zdeformowana, sama w sobie stanie się atrakcyjna.

W naszej codzienności rozpanoszyła się kultura happeningu. W sposób zdecydowanie najlepszy ( i najbardziej dosadny, bezwzględny) posługuje się tą metodą znany poseł z Biłgoraja. Co prawda skuteczność owych działań jest coraz mniejsza i trzeba ciągle sięgać po nowe prowokacje, krzyczeć, aby się nie pogrążyć w niebycie. Ale ciągle jeszcze zbyt wielu ludzi daje się nabrać.

Priorytetem wydaje się dziś przygotowanie najmłodszego pokolenia do odbioru, selekcji informacji, nabycie umiejętności oddzielania opisu od emocji. Trzeba pokazywać, że krytyczne myślenie ma przyszłość. Normalności nie mogą zastąpić igrzyska, krzyk - zwyczajnej rozmowy, kłamstwo w końcu samo się unicestwi, pociągając za sobą tych, którzy zrobili z niego główny sposób robienia karier i pieniędzy.

Echo Katolickie 40/2012

opr. aś/aś

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama