Musimy inwestować w rodzinę

Rozmowa z ekspertem Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, współautorem raportu „Jakiej polityki prorodzinnej potrzebuje Polska?

Musimy inwestować w rodzinę

Musimy inwestować w rodzinę

Z Olafem Szczypińskim, ekspertem Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, współautorem raportu „Jakiej polityki prorodzinnej potrzebuje Polska?”, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Instytut Ordo Iuris przygotował raport pt. „Jakiej polityki prorodzinnej potrzebuje Polska?”. Na czym się Państwo skupili i jaki czas obejmują badania?

W raporcie staramy się uwzględniać najnowsze wyniki badań oraz aktualny stan prawny zarówno w Polsce, jak i w wybranych państwach Europy. Skupiliśmy się głównie na rozwiązaniach przyjętych w naszym kraju i badaniach dotyczących oczekiwań Polaków. Interesowało nas, czy rozwiązania prawne dotyczące rodziny mogą mieć wpływ na poziom dzietności. Tutaj z pomocą przyszły nam przykłady państw, w których na przestrzeni ostatnich lat wzrósł ten współczynnik. Gdy zestawiliśmy jego przebieg ze zmianami w prawie, okazało się, że te dwie rzeczywistości są ze sobą powiązane. Raport pokazuje, że inwestycja w rodzinę przynosi długofalowe korzyści. Dowodzi, że prowadzenie skutecznej polityki w tej kwestii jest afirmacją rodziny i staje się ekonomicznie opłacalne. Oczywiście państwo nie może zastąpić rodziny we właściwych dla niej funkcjach. Może jednak tworzyć takie rozwiązania, które będą ułatwiały ich realizację.

Jaki obraz polskiej polityki rodzinnej wyłania się z raportu?

Problem polega na tym, że w Polsce trudno mówić o spójnej polityce rodzinnej jako takiej. Sprowadza się ona bowiem głównie do instrumentów o charakterze pomocy społecznej. Wynika to z przyjęcia złego paradygmatu w myśleniu o rodzinie i rodzicielstwie w praktyce politycznej. Zapomniano o zapisach Konstytucji RP ustanawiających normę programową, zgodnie z którą państwo ma obowiązek troszczyć się o małżeństwo, macierzyństwo i rodzicielstwo. Oznacza to, że działania powinny być realizowane z uwzględnieniem tych wartości. Udzielane wsparcie nie może być różnicowane w oparciu o arbitralne decyzje. Obecnie funkcjonują w Polsce jedynie dwa instrumenty, które można uznać za przejaw rzeczywistej polityki rodzinnej. Są to: progresywna skala ulgi podatkowej w podatku dochodowym od osób fizycznych oraz relatywnie długi okres urlopu macierzyńskiego. Nie są one jednak wolne od wad, np. z ulgi podatkowej nie mogą skorzystać osoby prowadzące działalność gospodarczą. Niemniej stanowią one dobry punkt wyjścia do dalszych prac.

Jak wypadamy pod tym względem na tle innych krajów europejskich?

Polska jest krajem, w którym współczynnik dzietności należy do najniższych na świecie. Jego poziom w 2012 r. wynosił 1,29, co lokowało nas na 212 pozycji wśród 224 krajów świata. W Unii Europejskiej za nami są tylko dwa państwa. Nie wypadamy więc najlepiej. Na tle ustawodawstwa innych państw europejskich funkcjonujące w Polsce mechanizmy mają charakter skrajnie etatystyczny.

Co najbardziej doskwiera polskim rodzinom?

Brakuje nam komplementarnego systemu wsparcia rodziny, dowartościowania macierzyństwa i rodzicielstwa. Szczególnie jest to zauważalne, kiedy dziecko jest małe, zwłaszcza pomiędzy pierwszym a szóstym rokiem jego życia. Rodzice są skazani na jednostronnie prowadzoną politykę państwa. Nie mogą decydować, jaki model opieki i wychowania jest najlepszy dla ich dzieci. Jak wynika z sondaży, polskie matki bardzo chętnie spędzałby więcej czasu w domu, zajmując się dziećmi albo powierzyłby opiekę komuś z najbliższej rodziny. Tymczasem przymus ekonomiczny sprawia, że wracają na rynek pracy, by pomóc utrzymać rodzinę. W trakcie prac nad raportem zaobserwowaliśmy także silną korelację między poziomem bezrobocia a współczynnikiem dzietności. Trudna sytuacja na rynku pracy zawsze negatywnie odbijała się na decyzji o posiadaniu dzieci.

Jak temu zaradzić?

Potrzebujemy długotrwałej inwestycji w rodzinę, szczególnie wielodzietną. Statystyki pokazują bowiem, że w ciągu ostatnich kilku lat radykalnie zmniejszyła się liczba trzecich i kolejnych dzieci. Wysokość wsparcia powinna być określana przez sumę podatków pośrednich i akcyzy płaconych przez rodziców w związku z wychowaniem dziecka do 18 roku życia. Wydatki na rodzinę nie mogą być traktowane jak obciążenie budżetu, ale jako inwestycja, która zaprocentuje w przyszłości stabilnością demograficzną i ekonomiczną kraju. Całościowy system powinny charakteryzować następujące elementy: powszechność, bezpośredniość i wolność. To rodzice najlepiej wiedzą, czego potrzebują ich dzieci. Ważnym elementem tych działań jest także zmniejszanie kosztów pracy. Instrumenty prorodzinne tylko wówczas odegrają swoją rolę, jeśli będą stanowiły uzupełnienie dochodów osiąganych z pracy.

Prace nad raportem trwały do września, więc z przyczyn oczywistych nie uwzględniono w nim działań nowego rządu dotyczących polityki rodzinnej. Jak Pan ocenia te propozycje, m.in. 500 zł na dziecko?

Nie oznacza to jednak, że nie znaliśmy zapowiedzi. Propozycja, o którą pani pyta, to przykład powszechnego świadczenia na dziecko. Podobne rozwiązania funkcjonują w wielu państwach Europy. Trzeba jednak pamiętać, że to jedno świadczenie nie rozwiąże trudnej sytuacji demograficznej w Polsce. Polityka rodzinna nie może bowiem sprowadzać się jedynie do tego jednego instrumentu. Potrzebne są rozwiązania systemowe, szczególnie takie, które zapewnią rodzicom realną wolność w zakresie sposobu sprawowania opieki nad dzieckiem w wieku do rozpoczęcia obowiązku szkolnego oraz dowartościują macierzyństwo i rodzicielstwo, także w sferze języka i kultury. Warto podkreślić, że od 1 stycznia również samorządy mogą włączyć się w działania na rzecz rodzin mieszkających na ich terenie. Przykładem takich działań jest bon wychowawczy przeznaczony dla rodziców dzieci w wieku od pierwszego do szóstego roku życia.

W raporcie „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?” przytaczają Państwo badania, z których wynika, że młodzi Polacy chcę mieć dzieci - i to nie jedno, a dwoje czy troje. Skąd więc ten rozdźwięk między deklaracjami a rzeczywistością?

Wśród przyczyn rezygnacji z planów prokreacyjnych młodzi Polacy podają trudne warunki bytowe, niepewną przyszłość, nieodpowiednie warunki mieszkaniowe. Słowem, główną przyczyną jest brak bezpieczeństwa w wymiarze materialnym. Dopiero na dalszych miejscach znajdują się kwestie związane z rozwojem osobistym czy przesłankami ideologicznymi, które wskazuje niewielka ilość osób. Do tego dochodzą także wysokie koszty związane z wychowaniem dziecka. Nie są one w żadnej mierze rekompensowane przez państwo, które najbardziej na tym korzysta. W przyszłości to te nowe pokolenia będą płaciły podatki i utrzymywały system emerytalny.

W drugiej części raportu opisano, w jaki sposób współcześnie w Polsce postrzegana jest praca matek, które opiekują się dziećmi w domu. Często mówi się o nich pogardliwie „kury domowe”. Tymczasem po odchowaniu kilkorga dzieci nie mają nawet w minimalnym stopniu zapewnionej emerytury. Dotuje się instytucje opiekuńcze, a matka wybierająca zajmowanie się dzieckiem nie może liczyć na taką pomoc...

To prawda. Tylko w 2014 r. opieka przedszkolna pochłonęła ponad 8 mld zł. W tym samym okresie matki decydujące się zostać ze swoimi dziećmi w domu, bardzo często rezygnując z pracy zawodowej, nie dostały żadnego wsparcia. A wykonują de facto takie same obowiązki, co opiekunka w przedszkolu. Mamy tu więc do czynienia z dyskryminacją matek, która objawia się także w języku. Mamy zajmujące się dziećmi bardzo często określane są jako „bierne zawodowo”. W ten sposób wartość kobiety określa się przez pryzmat zysków płynących z jej działalność zawodowej. Zgodnie z tym paradygmatem jeśli kobieta zajmuje się domem, wychowuje dzieci, nie przynosi wymiernych korzyści, a zatem stanowi obciążenie dla systemu. W rzeczywistość jednak praca wykonywana przez matkę w domu - pod względem nakładu czasu i sił - przewyższa obowiązki wynikające z niejednego stanowiska. Presja ta powoduje, że polskie dzieci spędzają w przedszkolach najwięcej godzin w skali Unii Europejskiej, blisko tyle, co etat.

Jednak nie tylko podejście do zajmujących się dziećmi matek wymaga zmiany. Ciągle trzeba przypominać, że dziecko to nie koszt, a inwestycja. Jakie mogą być konsekwencje kryzysu demograficznego?

Długotrwale utrzymujący się niski poziom dzietności oznacza zapaść demograficzną i gospodarczą oraz postępujące wyludnienie kraju. Przemiany te będą stanowiły główną barierę rozwojową Polski. Proszę sobie wyobrazić, że przy poziomie dzietności rzędu 1,22 pokolenie dzieci będzie trzy razy mniej liczne niż pokolenie ich dziadków. Według prognozy GUS do 2050 r. ludność Polski zmniejszy się o 4,55 mln. Na szczęście niekorzystne trendy demograficzne mogą zostać zahamowane, a nawet odwrócone. Musimy tworzyć korzystne warunki dla rodzin, ułatwiając młodym ludziom powzięcie decyzji o posiadaniu potomka. Bezpieczna i trwała rodzina, oparta na związku małżeńskim kobiety i mężczyzny, to ostatecznie silne społeczeństwo i państwo.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 3/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama