Rozum ludzki nieraz wpada w pułapkę samouwielbienia, biorąc swoje własne wytwory za prawdę. Nawet naukowcy nie są wolni od tego problemu. Tymczasem prawda sama wychodzi nam naprzeciw
Jedna informacja zrobiła na mnie ostatnio duże wrażenie. Może powinienem wiedzieć to już dawno, ale nie wiedziałem. Otóż przeczytałem, że w 1949 roku Nagrodę Nobla otrzymał niejaki Egaz Moniz za stworzenie i zastosowanie leczniczej metody zwanej lobotomią.
Polegała ona na brutalnym wbiciu w oczodół metalowego szpikulca, który uszkadzał płaty mózgowe. Ponad połowa pacjentów nie przeżywała zabiegu. A w samych Stanach Zjednoczonych — jak można wyczytać na stronach internetowych — w latach 1935-1960 wykonano prawie pięćdziesiąt tysięcy tego rodzaju zabiegów. Dzisiaj medycyna wstydzi się tych praktyk. Norwegia zdecydowała się nawet na wypłatę rekompensat za uszczerbek na zdrowiu spowodowany tym zabiegiem. Jak to możliwe? — pomyślałem. Rok 1949 nie jest przecież jakimś odległym, sięgającym prehistorii czasem. To zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Nie po raz pierwszy okazało się, że to, co do niedawna uchodziło za szczyt naukowego opisu świata, honorowanego najważniejszymi nagrodami, dzisiaj jest powodem do wstydu. A ile podobnych przykładów można by jeszcze wymienić? Tylko ze swojego życia pamiętam, że kawa z pięć razy była już zdrowa i pięć razy niezdrowa. Podobnie jest z masłem. Raz uczeni zalecają je jeść, by po roku kategorycznie odradzać. Czekam jeszcze na odkrycie, że bieganie wcale nie jest zdrowe. Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, ale czego nasz świat już nie widział...
Dlaczego w świątecznym numerze przytaczam nieco brutalny przykład lobotomii? Po to, by przypomnieć starą zasadę, że nie wszystko złoto, co się świeci. Ale wśród fałszywego złota jest także prawdziwe, które nie traci blasku nawet po dwóch tysiącach lat. Takim prawdziwym złotem jest Boże Narodzenie. Wielu było już takich — i to od samego początku — którzy chcieli podważyć prawdę o tym, że w Betlejem prawdziwy Bóg stał się prawdziwym człowiekiem. Herezja zwana doketyzmem głosiła na przykład, że Jezus nie miał fizycznego ciała, a Jego współczesnym tylko tak się wydawało. W związku z tym Jezus tylko pozornie cierpiał i tylko pozornie umarł na krzyżu, nie mógł też bez ciała chorować (więcej GN 51/2015 na ss. 24—28). A to tylko jedna z wielu prób przygaszenia blasku Bożego Narodzenia. Jak zawsze ostatecznie nieudana. Ten blask raz po raz rozpala się nawet w mało spodziewanych miejscach. W Dubaju, emiracie arabskim, gdzie dominującą religią jest islam, pod koniec każdego tygodnia katolicki kościół pęka w szwach. Polecam reportaż z miejsc,
o których nikt dotąd szeroko nie pisał (GN 51/2015 ss. 100—105).
opr. mg/mg