Oni nie czekają na oklaski, ale właśnie na oburzenie. Im mocniejszy protest, im ostrzejsza krytyka, tym większy sukces spektaklu
Oni nie czekają na oklaski, ale właśnie na oburzenie. Im mocniejszy protest, im ostrzejsza krytyka, tym większy sukces spektaklu.
Zachęcamy w tym numerze do pokuty za grzechy swoje i cudze. Cóż lepszego można zrobić na początku Wielkiego Postu? Idziemy śladem prośby wyrażonej przez Matkę Bożą w Fatimie. Ale czy po stu latach, a tyle upłynęło od objawień fatimskich, sprawa pokuty jest nadal aktualna? Może świat i Kościół tak się zmieniły, że pokuta za grzechy nie jest już potrzebna? A może nawoływanie do pokuty było ślepą uliczką w historii Kościoła, do której nie warto wracać? Myślę jednak, że wszelkie wątpliwości dotyczące potrzeby pokuty rozwiewa przypomnienie spektaklu „Klątwa”. Co zrobić z ludźmi, którzy zaprezentowali skrajnie wulgarne sceny na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie? Nie będę ich opisywał, bo zapewne większość Czytelników mogła niektóre z nich zobaczyć w telewizji. Zacytuję tylko Piotra Zarembę, który był na przedstawieniu: „dla mnie to spektakl zrobiony przez złych ludzi dla innych złych ludzi”.
Co z takimi ludźmi robić? Nasłać na nich prokuratora, który zbada, czy nie zostało złamane prawo? Zapewne tak. Odebrać teatrowi publiczne pieniądze? Jak najbardziej. Jeżeli już ktoś chce niszczyć świętości, niech robi to za swoje pieniądze. Wyrazić oburzenie, co niniejszym robię, a przede mną zrobili inni? Oczywiście też. Tyle tylko, że teatralnym prowokatorom właśnie o to chodzi. Oni nie czekają na oklaski, ale właśnie na oburzenie. Im mocniejszy protest, im ostrzejsza krytyka, tym większy sukces spektaklu. Chorwacki reżyser „Klątwy” marzy zapewne o tym, żeby pod teatrem zebrało się w proteście pół Warszawy. Jeździłby wtedy po Europie w glorii największego artysty, któremu do reakcji udało się sprowokować tysiące obywateli. A następnym razem wymyśliłby zapewne coś jeszcze bardziej obrzydliwego. Zresztą istnieje duże prawdopodobieństwo, że niedługo tak właśnie się stanie, gdyż Oliver Frljić jest kuratorem artystycznym czerwcowego Malta Festival Poznań. Trzeba protestować, zapewne odebrać teatrowi publiczne pieniądze, domagać się interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich, ale takie działania, choć konieczne, nie rozwiążą zasadniczego problemu, którym jest nawrócenie Olivera Frljicia i całego zespołu. A to nie dokona się na drodze samej krytyki oraz presji społecznej, które są oczywiście ważne, ale jest możliwe dzięki pokucie za swoje grzechy, a potem za grzechy Olivera Frljicia i aktorów. Chorwacki reżyser napawa się oburzeniem, wobec modlitwy i pokuty jest bezbronny. W niezwykle interesującym tekście o rewolucji lutowej z roku 1917, która była preludium do rewolucji październikowej, Andrzej Grajewski czyni taką uwagę: „Dla wielu okrutna, bratobójcza walka, która nagle rozgorzała w całym mieście, jawiła się nie tyle jako przesilenie polityczne, ile jako ingerencja Złego w ludzką historię” (ss. 48–50).
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Wielu powtarza, że artysta ma prawo do przekraczania granic, że artyście więcej wolno. To nieprawda. Artystę obowiązują te same zasady moralne co sprzątaczkę, spawacza czy profesora.
Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 9/2017
opr. ac/ac