Nie tylko ja dostrzegam sekularyzacyjny walec, który nabiera prędkości i miażdży każdy napotkany przejaw zdrowej religijności. Dostrzegają to również mądrzejsi ode mnie
Nie tylko ja dostrzegam sekularyzacyjny walec, który nabiera prędkości i miażdży każdy napotkany przejaw zdrowej religijności. Dostrzegają to również mądrzejsi ode mnie
Arcybiskup Filadelfii Charles Chaput stawia sprawę jasno: „Bóg nigdy nie był bardziej odrzucony przez zachodni umysł niż dziś”. Aż odetchnąłem z ulgą po przeczytaniu tych słów. Nie, absolutnie nie dlatego, bym miał się cieszyć z tak fatalnej kondycji duchowej naszej cywilizacji. Przeciwnie, taki stan rzeczy martwi mnie boleśnie. Ucieszyłem się dlatego, że znalazłem bratnią duszę. Nie tylko ja dostrzegam sekularyzacyjny walec, który nabiera prędkości i miażdży każdy napotkany przejaw zdrowej religijności. Dostrzegają to również mądrzejsi ode mnie, a wśród nich wspomniany amerykański hierarcha. Taki punkt widzenia przedstawił on w swojej najnowszej książce „Obcy w obcym świecie”, o której szerzej pisze ks. Tomasz Jaklewicz (ss. 22–24). Na szczęście książka nie kończy się postawieniem smutnej diagnozy. Jest też żarliwą katechezą o nadziei. Krótko mówiąc, wiara w Boga ma się w naszym świecie kiepsko. I koniecznie trzeba to widzieć, a jednocześnie nie wolno popadać w przygnębienie.
Promyk nadziei chciałbym widzieć chociażby w wystąpieniu ministra ochrony środowiska Jana Szyszki, który stwierdził, że w Polsce zasoby przyrodnicze są użytkowane zgodnie z Boskim nakazem: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Nie jestem specjalistą od ochrony przyrody, więc nie wiem, czy należy wycinać chore drzewa w Puszczy Białowieskiej, czy też pozostawić je swojemu losowi, jak mówią ekolodzy. Nie wiem też, czy inne działania resortu, którym kieruje minister Szyszko, są właściwe. Nabieram jednak naturalnego zaufania do urzędnika, który ma odwagę odwołać się do biblijnej zasady. Zapewniam, że tego rodzaju deklaracja wywołuje furię sporej grupy ekologów i na pewno nie ułatwia ministrowi pracy. Tym większy mój szacunek dla ministra. Bo cokolwiek mówiliby lewicowo nastawieni ekolodzy, biblijne słowa o czynieniu sobie ziemi poddaną jak były prawdziwe, tak dalej są. Polem, na którym zapewne rozegra się walka o chrześcijański kształt naszego społecznego środowiska, będzie dyskusja o konstytucji. Droga do uchwalenia nowej ustawy zasadniczej jest bardzo daleka i niekoniecznie musi się zakończyć powodzeniem. Jak zaproponował Andrzej Duda, 11 listopada przyszłego roku ma się odbyć referendum konsultacyjne, po którym – jeśli dobrze rozumiem intencje prezydenta – rozpoczęłyby się prace nad kształtem nowej konstytucji. Niezależnie od zawirowań, jakie pojawią się w trakcie dyskusji, jedno jest pewne – katolicy muszą odważnie zabiegać o wpisanie do nowej ustawy zasadniczej wartości chrześcijańskich. Obecna konstytucja nie jest pod tym względem najgorsza, ale nowa musi być odważniejsza. Arcybiskup Józef Michalik, który w latach 90. był przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski ds. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w rozmowie z „Gościem” stwierdził wyraźnie: „Trzeba uznać Pana Boga za niezmienne źródło prawa, wartości i obiektywnego porządku prawnego. Inaczej błędna będzie cała koncepcja osoby ludzkiej, a w związku z tym nieprawidłowe (subiektywne i chwiejne) określenie praw czy obowiązków. Pamiętać też trzeba, że o sile państwa decyduje siła moralna narodu. Tę buduje etyka życia obywateli (szczególnie elit stawianych jako wzorce), a z tym nie jest w Polsce od dziesięcioleci zbyt dobrze” (ss. 20–21).
Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 20/2017
opr. ac/ac