Chrześcijanina obowiązuje zasada, by mówić „tak, tak” i ”nie, nie”. Odnosi się to także do sytuacji dramatycznych, takich jak rosyjska agresja na Ukrainę
Jeden z redakcyjnych kolegów zapytał prowokacyjnie na portalu społecznościowym, kiedy Zachód zacznie mięknąć i wycofywać się z sankcji wobec Rosji albo znajdować tylne wyjścia, które umożliwiają współpracę mimo sankcji. Odpowiedzi posypało się sporo. Niektórzy zwrócili uwagę, że sankcje już są wprowadzane, ale z lukami, inni, że wszystko, co robi „Zachód”, jest „na alibi”, jeszcze inni, że nie ma co odpowiadać, bo to wróżenie z fusów.
Cóż… wiadomo nie od dzisiaj, że czymś innym są oświadczenia, czymś innym działania, a jeszcze czymś innym intencje. Zwłaszcza polityków. Publicyści zwracają uwagę na to, że Unia Europejska ogłasza kolejny pakiet sankcji, który sprawi, że Rosja straci klauzulę najwyższego uprzywilejowania w Światowej Organizacji Handlu, że Unia zakaże eksportu luksusowych produktów do Rosji i wstrzyma import stali z tego kraju, że Rosja zostanie wyrzucona z międzynarodowych instytucji finansowych (Banku Światowego i MFW).
A jednak nietknięta pozostaje ostatnia, kluczowa dla Rosji sfera gospodarki – import energii. Od wybuchu wojny na sprzedaży gazu, ropy i węgla Rosja zarobiła 10 mld euro. Czy to stopniowe przypieranie do muru, taktyka polityczna, czy raczej wyrachowanie? Zdaniem rządu Olafa Scholza dla niemieckiej gospodarki odcięcie się od dostaw ze Wschodu byłoby rujnujące (Niemcy importują 55 proc. gazu i tyleż węgla oraz 35 proc. ropy z Rosji).
Cóż… pieniądze nie śmierdzą, jak mawiali starożytni, aczkolwiek nie do końca mieli rację, bo te zarobione na krwi niewinnych cuchną i trzeba o tym mówić głośno. Na nic odświeżacze powietrza i dymki kadzidełek, puszczane w jedną czy drugą stronę politycznych układów.
Jacek Dziedzina w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” przypatruje się dyplomacji watykańskiej i jej działaniom w zakresie potępienia ludobójstwa, które na Ukrainie dzieje się na oczach całego świata. Ma rację, pisząc, że o wielu działaniach dyskretnych i zakulisowych, które ratowały pokój, wielokrotnie się nie dowiadujemy. Zgadzam się też z jego twierdzeniem, że natura dyplomacji stoi w pewnej opozycji do zasadniczej misji Kościoła. Dyplomacja to często formułki, eufemizmy, ukłony, bezproduktywne ściskanie dłoni. Rozumiem tych, którzy zadają sobie pytanie, czy chodzi o słabość tejże dyplomacji w kontekście utrzymania dialogu z Moskwą i rosyjskim prawosławiem. Pamiętam jednak, że w Ewangelii padają słowa: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie”. Dobrze, że w niedzielne południe z ust Ojca Świętego Franciszka popłynęły stanowcze słowa o wojnie „rozdzierającej serce”, o „masakrze”, o „barbarzyństwie zabijania dzieci, niewinnych i bezbronnych cywilów”, o bólu i krzyku cierpiących, o niedopuszczalnej agresji zbrojnej, choć w obliczu wspieranego przez Rosjan chaosu dezinformacyjnego być może należałoby wprost nazwać agresora agresorem, a ofiary ofiarami. Dla chrześcijanina „tak, tak” i „nie, nie” oznacza zawsze „tak” dla życia i „nie” dla śmierci. Święty Józef, którego uroczystość przypada w tym tygodniu, nie miał z tym wyborem najmniejszego problemu. Pewnie dlatego, że dokonując wyborów, kierował się jedną zasadą: czystą intencją. Od wszystkich innych trzeba się zdecydowanie odcinać.