Kiedy peryferie stają się centrum

Rozmowa z założycielem wspólnoty Sant'Egidio i inicjatorem projektu korytarzy humanitarnych we Włoszech, o tym, co znaczy być na peryferiach, pokonywaniu lęku i znaczeniu tolerancji w polskiej historii

Z Andreą Riccardim, założycielem wspólnoty Sant’Egidio i inicjatorem projektu korytarzy humanitarnych we Włoszech, o tym, co znaczy być na peryferiach, pokonywaniu lęku i znaczeniu tolerancji w polskiej historii rozmawia ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny

Kiedy peryferie stają się centrum

Dlaczego jeszcze w latach 60. XX w., będąc bardzo młodymi ludźmi zdecydowaliście, aby wyjść na peryferie Rzymu?

– Ponieważ Rzym – stolica katolicyzmu, święte miasto – był w tym czasie miastem trzeciego świata. Tysiące osób mieszkało na przedmieściach w barakach. To byli ludzie bardzo ubodzy. Było smutne widzieć, jak czują się opuszczeni, pozbawieni nadziei, często wykorzystywani przez siły lewicowe. Wielu z nich – a w większości byli to emigranci – nie miało kontaktu z Kościołem. Trzeba więc było ożywić wspólnoty chrześcijańskie wśród tych ludzi. Zakładaliśmy szkoły dla ubogich, uczyliśmy ich życia w naszym kraju i naszego języka. Opiekowaliśmy się chorymi i starszymi. W ten sposób widzieliśmy, jak Kościół na nowo rodzi się na peryferiach.

Na początku przyjmowano Wasze zaangażowanie z pewną podejrzliwością.

– Jan Paweł II, kiedy odwiedził naszą wspólnotę, zrozumiał, że naprawdę pracujemy z tymi, którzy są od nas daleko. Okazał nam później dużo wsparcia i to on zadecydował, że wspólnota powinna mieć swój kościół w centrum Rzymu. Zostaliśmy zaproszeni do stałej obecności w kościele Santa Maria na Zatybrzu. W ten sposób zostały otwarte drzwi wspólnoty dla wielu, którzy przybywali do Rzymu i szukali jakiegoś kontaktu, relacji z kimś. Jan Paweł II, ze swoją pasją ewangelizowania tych, którzy są na peryferiach, dawał nam w tamtym czasie bardzo duże wsparcie.

Można więc powiedzieć, że w pewien sposób byliście pionierami tego, czego dzisiaj tak bardzo dla Kościoła pragnie papież Franciszek.

– Oczywiście w historii Kościoła zawsze istniało przekonanie o konieczności pomagania ubogim, ale dopiero w XX w. pojawia się myśl, aby relacja do ubogich znalazła się w centrum duszpasterstwa Kościoła. W czasie Soboru Watykańskiego II ukuto powiedzenie o tzw. opcji preferencyjnej na rzecz ubogich. Oczywiście mówiło się też o Kościele ubogim. Dzisiaj jednak, zbliżając się do nauczania Ewangelii, mówimy nie tylko o pomocy ubogim, ale o Chrystusie obecnym w ubogich. Ewangelia uczy nas, że Jezus utożsamiał się z ubogimi. Idąc za myślą św. Jana Chryzostoma, chcemy odnajdywać na nowo Jezusa w tych, którzy są najbardziej potrzebujący. Tego uczą nas także inni ojcowie Kościoła. Papież Benedykt XVI, kiedy odwiedził naszą wspólnotę, powiedział: „Przy waszym stole można się pomylić w ocenie, kto pomaga, z tym, komu się pomaga”.

Peryferie według papieża Franciszka to nie tylko ubóstwo materialne.

– Oczywiście są peryferie geograficzne, ale są też peryferie egzystencjalne. Kościół zawsze odradza się na nowo na tych peryferiach. W mojej najnowszej książce Peryferie. Szansa dla Kościoła piszę o tym, że Kościół, który odradzał się w V i VI w. odnajdywał swoje duchowe źródło w życiu monastycznym, które rozkwitało na peryferiach, na pustyni egipskiej, w pustelniach wokół Rzymu. Mógłbym podać tutaj wiele przykładów, wspominając szczególnie św. Franciszka. Mógłbym w ten sposób mówić też o papieżu Janie Pawle II, który przybył z kraju, jak sam powiedział, dalekiego. W tamtym czasie Polska była na peryferiach Europy. Także na peryferiach Związku Radzieckiego. Papież Franciszek zrozumiał rzecz bardzo ważną. Przybywając z kraju jeszcze bardziej oddalonego, z ogromnej metropolii Buenos Aires, która ma blisko 13 mln mieszkańców, popatrzył na nas z jeszcze innej perspektywy, z dalekiego południa. Zwrócił również uwagę na to, że w świecie nastąpił głęboki przełom. Oto cała populacja ludzkości zaczyna zamieszkiwać przede wszystkim w miastach. Ten świat miejski tworzy peryferie i to w tempie bardzo szybkim. W Afryce, dla przykładu, około 80 proc. populacji zamieszkuje w podmiejskich slumsach. Jaką nadzieję na przyszłość mogą mieć ci ludzie? Właśnie w tym kontekście widzimy, jak upadają koncepcje religijne, które obiecują sukces.

To znaczy?

– Chodzi o obietnice, że nawrócenie religijne automatycznie wpłynie na poprawę materialnego poziomu życia i uzdrowienie z chorób. Wybór peryferii nie oznacza jednak ucieczki od świata, ale przywrócenie światu nadziei tam, gdzie ją traci. Nie na sposób religii sukcesu, ale z wielkim zaufaniem w przesłanie Ewangelii dla ubogich. Samo chrześcijaństwo zrodziło się na peryferiach, w Nazarecie. Św. Piotr został rozpoznany w Jerozolimie za sprawą swojego akcentu, który ujawnił pochodzenie z peryferii Izraela. Maryja była dziewczyną, która pochodzi z Galilei, tzn. z peryferii. Były to peryferie geograficzne, ale też egzystencjalne.

Jak więc powinniśmy rozumieć centrum (miasta, Kościoła), jeśli uwagę skupiamy na peryferiach?

– Przede wszystkim uważam, że model europejskiego miasta jest wspaniałym projektem. Jest miejscem, gdzie ludzie się spotykają, gdzie istnieje coś takiego jak centralny plac. Dzisiaj jednak centrum tak rozumiane zanika. Współczesne miasta są pozbawione jednego centrum, a te, które są, zazwyczaj skupiają turystów albo urzędy wskazujące na obecność władzy. Stąd ludzie wolą zamieszkiwać peryferie. Nam jednak potrzebne jest miasto, które będzie miejscem spotkania. Oczywiście wielu ludzi wciąż zamieszkuje miasto, ale często żyją w samotności. Jest wyraźny kryzys więzów rodzinnych i więzów we wspólnotach.

Gdzie więc znajduje się centrum tego kryzysu?

– Kryzys jest zawsze przejściowy. Oczywiście wywołuje lęk, ale kryzys jest czasem dojrzewania. Nie powinniśmy być pesymistami. Nie możemy być zwyczajnie konserwatywni i pesymistyczni. W 1967 r. kard. Joseph Ratzinger powiedział, że przeciwieństwem konserwatysty nie jest postępowiec, ale misjonarz. Myślę, że to jest prawda.

Co oznacza to dla Kościoła?

– Papież Franciszek mówi prosto: wyjdźcie; wyjdźcie księża, wyjdźcie siostry zakonne, wyjdźcie świeccy. Wszyscy powinniśmy stać się ewangelizatorami.

Jest Pan inicjatorem korytarzy humanitarnych we Włoszech. Dlaczego wspólnota Sant’Egidio zaangażowała się na rzecz takiego właśnie projektu na rzecz pomocy uchodźcom?

– Idea stworzenia korytarzy humanitarnych rodzi się ze współczucia wobec uchodźców, głównie z Syrii. Są ofiarami wojny, której świat nie jest w stanie doprowadzić do zakończenia. Uchodźcy dotarli głównie do obozów w Jordanii i Libii. Trafili w ręce tych, którzy transportując ich do Europy chcieli na nich zarobić. Korytarze humanitarne to sposób na maksymalną realizację zasady solidarności. Z drugiej strony jest to sposób na zachowanie maksymalnego bezpieczeństwa. Jest to wybór uchodźców będących w największej potrzebie. Myślę tutaj o małej dziewczynce chorej na raka oka, która z rodzicami dotarła za pomocą korytarzy do naszej wspólnoty w Rzymie. Korytarze to mosty, które budują osoby wzajemnie się poznające i chcące sobie pomóc. To przyjęcie do rodziny chrześcijańskiej, która potrafi współczuć potrzebującym.

W Polsce żyjemy lękiem przed zmianami. Dopiero co wyszliśmy z komunizmu, ale nadal nosimy w pamięci czasy prześladowań i niesprawiedliwości. Dla nas obecność ludzi pochodzących z innej kultury czy religii wiąże się z kolejnymi niespodziewanymi zwrotami w życiu społecznym.

– Ale my też się boimy. Tyle że nie tylko zmian wynikających z obecności uchodźców, ale przede wszystkim boimy się przyszłości. Dlatego chciałbym powrócić do słów Jana Pawła II, który na początku swojego pontyfikatu powiedział: „Nie lękajcie się”. Wtedy dotyczyło to totalitaryzmów, wyzysku ekonomicznego i wielu innych niesprawiedliwości społecznych. Jestem pewny, że Polska zna ból emigracji. Tak wielu Polaków wyjeżdża obecnie i w przeszłości wyjeżdżało z kraju – do Niemiec, Francji, Stanów Zjednoczonych. Jesteście w wielu krajach. Znajomość historii Polski pokazuje jednak wyraźnie, że nie byliście w przeszłości krajem jednorodnym kulturowo i religijnie. Jan Paweł II zawsze mi powtarzał, że okresem najwspanialszym waszej historii była Rzeczpospolita Jagiellonów. Mieszkali z wami Litwini, Ukraińcy, Żydzi, a król Zygmunt August powiedział, że „nie jest królem ludzkich sumień”. Jan Paweł II wielokrotnie przypominał, że to był czas największych osiągnięć waszej ojczyzny. Historia Polski mówi więc sama o tradycji waszej tolerancji, o kraju, w którym nie było inkwizycji w porównaniu z katolicyzmem zachodnim tamtego czasu. Ponadto – jak wielu Polaków przyjechało w okresie komunistycznym do Włoch. Dlatego Polska to nie tylko doświadczenie totalitaryzmów, ale także historia tolerancji i wzajemnej akceptacji. Natomiast kultura lęku powoduje śmierć naszych krajów.

Andrea Riccardi: Historyk, wykładowca akademicki, w latach 2011–2013 minister współpracy społecznej krajowej i międzynarodowej w rządzie Mario Montiego, laureat Nagrody Karola Wielkiego (2009) za szczególne osiągnięcia w dziedzinie promocji zjednoczonej Europy oraz propagowania kultury pokoju i dialogu. W 1968 r., gdy był uczniem szkoły średniej, założył wspólnotę Sant’Egidio, niosącą wsparcie ubogim.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama