Spojrzenie na emigrację

Losy Polaków na emigracji

Zmniejszający się rynek pracy, szczególnie na terenach zagłębiowsko-śląskich, powoduje, że wielu Polaków, niezależnie od wieku, udaje się za granicę w poszukiwaniu pracy.

Wydawało się jeszcze niedawno, że ten masowy exodus został zatrzymany. Dla wielu wyjeżdżających praca w Niemczech, Austrii, we Włoszech, Francji czy Grecji przestała być opłacalna, ponieważ mimo wielu wyrzeczeń i harówki po kilkanaście godzin na dobę niewiele odłożyli. Ale są i tacy, którzy świadomie wybierają emigrację, wychodząc z założenia, że i tak w kraju nie mają perspektyw. Największą grupę Polaków można spotkać w Rzymie, gdzie — jak podają miejscowe media — żyje i pracuje ponad 40 tys. Polaków. Liczna grupa rodaków przebywa także w Paryżu.

Rzym

Tradycyjnie miejscem spotkań Polaków na emigracji są kościoły, w których odprawia się nabożeństwa w języku polskim. Takich miejsc jest w Rzymie kilka, a centralne — to parafia św. Stanisława. Jednak najwięcej dzieje się u redemptorystów w kościele św. Alfonsa — w sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

— Mój poprzednik o. Marek Kotyński zaczynał przed czterema laty prawie od zera. Na pierwsze Msze św. w języku polskim przybywała zaledwie garstka rodaków. Obecnie w niedziele o godz. 10.00 kościół pęka w szwach, przychodzi około 400 osób. Ale to tylko część „rzymskich Polaków” — mówi o. Sylwester Cabała, rektor i proboszcz kościoła św. Alfonsa.

Dwudziestu ojców redemptorystów stara się organizować życie towarzyskie. Głośne w całym Rzymie stały się wieczory czwartkowe w języku polskim, na których m.in. wyświetla się filmy i prowadzi dyskusje na różne tematy.

— Naszym zadaniem nie jest szukanie dla Polaków pracy. Chcemy służyć rodakom pomocą w odnalezieniu się w realiach włoskich, podtrzymywać ich, by zachowali swoją godność i wiarę — tłumaczy polski zakonnik. — Wiadomo, jak ciężko jest, szczególnie na początku, emigrantom. Dla wielu Polaków, nawet tych wykształconych, Rzym jest miejscem harówki i gonienia za groszem, a nie miejscem skarbów kultury czy imprez towarzyskich. Wielu z tych, którzy przebywają tu nawet kilka lat, nie było jeszcze na Watykanie czy w Koloseum. Dlatego pragniemy, aby Wieczne Miasto zapamiętali i od tej strony.

Oficjalne dane co do ilości Polaków w Rzymie przebywający tam rodacy uważają za zaniżone. Tylko niewielu polskich emigrantów posiada zezwolenie, reszta pracuje na czarno. Muszą się liczyć z konsekwencjami na granicach, gdyż dopuszczalny pobyt w krajach Unii Europejskiej wynosi 3 miesiące. Niektórzy, aby nie podpaść celnikom, po trzech miesiącach powracają na kilka dni do kraju. Sprzyja temu transport autokarowy. Z Rzymu odchodzi do Polski kilkanaście autokarów tygodniowo.

— We Włoszech jestem od ponad sześciu lat. Początek był niezwykle trudny. Zanim trafiłem do Rzymu, starałem się dostać do Anglii, ale nie wpuszczono mnie tam. Z kolei we Francji znalezienie pracy było niezwykle trudne. Na szczęście we Włoszech miałem znajomych, którzy pomogli mi się zaczepić — mówi 30-letni Wojtek z okolic Suchej Beskidzkiej.

Wojtek i Agnieszka (obydwoje mają po 28 lat i pochodzą z Sosnowca) przed kilkoma miesiącami wynajęli mieszkanie w samym Rzymie, za które, jak na warunki włoskie, płacą niewiele. Dotychczas za podobną kwotę wynajmowali lokum w odległej o 30 kilometrów miejscowości, co znacznie utrudniało im dojazd do śródmieścia. — Płace dla mężczyzn wcale nie są wysokie. Na budowie Polak może zarobić około 1,6 mln lirów, co nie jest zbyt wysoką sumą — twierdzi Wojtek. — Kobiety przeważnie sprzątają mieszkania (12 tys. lirów za godzinę) albo opiekują się dziećmi, ale wtedy muszą być dyspozycyjne przez całą dobę i zarabiają ok. 1 mln lirów.

— Tym, którzy pragną przyjechać w celach zarobkowych, polecałbym najpierw przyjechać na wycieczkę i zorientować się, jak wygląda życie na emigracji, oraz jakie są koszty utrzymania (transport, żywność, mieszkanie) — dodaje Andrzej z Katowic, mający za sobą siedem lat za granicą.

Dla przebywających we Włoszech Polaków poważną barierą jest język. Niewielu z nich zna włoski. Uczą się go przeważnie, gdy mają styczność z pracodawcami, co wcale nie jest proste. — Dużo rozmawiam z ludźmi, dlatego poznanie języka przyszło mi łatwo. Obecnie jestem w stanie bez problemu zrozumieć program telewizyjny, co jeszcze niedawno było dla mnie niemożliwe — wspomina Wojtek.

Paryż

Dużo trudniejszy start mają Polacy chcący znaleźć zatrudnienie w Paryżu. Inna mentalność ludzi powoduje, że naszym rodakom mieszka się tu gorzej niż we Włoszech. Jak w każdym większym mieście europejskim miejscem spotkań licznie przybywających do Paryża Polaków jest polski kościół pw. Wniebowzięcia NMP przy ulicy Saint Honoré. To tutaj liczą na znalezienie pracy polscy emigranci, a na pomoc — kloszardzi.

— Od kilku lat sytuacja się zmienia. Coraz mniej Polaków przyjeżdża do Paryża w celach zarobkowych — mówi ks. Andrzej, jeden z pracujących tu kapłanów. — Trudno znaleźć pracę, a życie jest drogie. Poza tym wielką barierą jest język.

W Paryżu, podobnie jak w Rzymie, język jest przeszkodą nie tylko dla emigranta, ale i dla polskiego turysty. Francuzi swój język uważają za najważniejszy i porozumienie się w innym graniczy czasem z cudem. Tylko nieliczni przewodnicy czy hotelarze znają język angielski lub włoski. — Francuzi dochodzą do wniosku, że turyści i tak do nich przyjadą, a pracowników najemnych nie potrzebują — uważa Jan Ciesielski mieszkający w Paryżu od 12 lat.

***

Podróżujący autokarem rejsowym z Polski do Rzymu czy Paryża pasażerowie — to w 90 procentach osoby udające się do pracy. W czasie podróży głównym tematem jest praca lub możliwości jej załatwienia. Jola (25 lat), która skończyła prawo, od roku pracuje w rodzinie polsko-włoskiej. — Nie mogłam znaleźć pracy i na razie nie ma żadnych widoków, dlatego, póki nie mam rodziny, zdecydowałam się na wyjazd. Mam nadzieję, że po roku, najwyżej dwóch, powrócę i ułożę sobie życie.

— Staram się pomóc swoim dzieciom i wnukom. Syn stracił pracę na kopalni. Dlatego za namową koleżanki zdecydowałam się uzupełnić budżet rodziny we Francji. Z mojej skromnej emerytury wystarczało zaledwie na skromną egzystencję — żali się 56--letnia Eugenia z Chorzowa.

Wszystko ma swoją cenę. Wysiłki Polaków za granicą mogą się opłacić. A jednak warto się zastanowić, czy po przejechaniu 1600 kilometrów dojeżdżamy do ziemi obiecanej...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama