O filozofii New Age
Solidarność — mówił ks. Jerzy Popiełuszko — była i jest nadzieją milionów Polaków, nadzieją tym silniejszą, im bardziej jest ona zespolona z Bogiem przez modlitwę. Ziarno troski o dom ojczysty, rzucone w polską glebę w sierpniu 1980 roku, podlane krwią, cierpieniem naszych sióstr i braci musi przynieść dobre owoce. Tej nadziei nie wolno nam utracić. Bo w narodzie jest dość siły do twórczego działania i twórczej pracy dla dobra Ojczyzny.
W sierpniu 1980 r., podczas strajku w Hucie Warszawa delegaci robotników starali się znaleźć księdza, który mógłby odprawić w niedzielę 28 sierpnia Mszę Świętą na terenie huty. Ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński — na prośbę hutników — wyznaczył jako ich kapelana ks. Jerzego Popiełuszko.
Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, kto będzie śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy, przy bramie, przeżyłem pierwsze wielkie zdziwienie. Gęsty szpaler ludzi — uśmiechniętych i zapłakanych jednocześnie. I oklaski. I myślałem, że Ktoś Ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem — oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat wytrwale pukał do drzwi fabrycznych.
W ten sposób do duszpasterskich obowiązków ks. Jerzego Popiełuszki, spełnianych w parafii pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w Warszawie, doszła troska o warszawskich hutników i robotników z innych fabryk.
Wtedy zrodziła się potrzeba pozostania z nimi; wszędzie, gdzie zaczynam robić coś, staram się albo nie robić tego wcale, albo robić to bardzo poważnie i serce wkładać w to co robię.
Miał coraz mniej czasu dla siebie. W burzliwym okresie posierpniowej Solidarności cały czas był z nią — ze światem ludzi pracy. Był w Gdańsku, gdy wmurowali tablicę pamiątkową. Zorganizował poświęcenie sztandaru Solidarności Huty Warszawa. Wspierał swą obecnością strajkujących studentów pożarnictwa i Akademii Medycznej. I pomimo tak wielu zajęć nie zapominał o swych parafialnych obowiązkach — opiekował się służbą zdrowia, co tydzień, jako kapelan, odprawiał Mszę Świętą w Domu Zasłużonego Pracownika Służby Zdrowia.
Ale ten zryw polskiego robotnika, zryw ku wolności, nie trwał długo. Kiedy 13 grudnia 1981 r. stłumiony został zapał Polaków, zdławiono wysiłek robotników walczących o swe prawa „do lepszego jutra”, ks. Jerzy pozostał wierny ideałom Solidarności. Był wierny tym zasadom, które kazały mu trwać, choć wszystko wokół wydawało się mówić, że to już koniec.
Pozostałem z tymi ludźmi. Byłem z nimi w czasie triumfu i za to są mi bardzo wdzięczni. Pozostałem z nimi i w grudniową, czarną noc. Kiedy były rozprawy sądowe, chodziłem z ich rodzicami na rozprawy do sądu, siedziałem razem w pierwszych ławkach i oni wiedzieli, że ich rodziny są objęte opieką.
Po 13 grudnia całą swoją energię i siły poświęcił na zorganizowanie pomocy dla więzionych i internowanych działaczy niezależnych związków zawodowych. Nie myślał o sobie, choć prawie cudem uniknął aresztowania w pierwszych dniach stanu wojennego. Był jednym z najaktywniejszych współorganizatorów Prymasowskiego Komitetu Pomocy w kościele św. Marcina przy ul. Piwnej.
W czasie procesu hutników był z nimi. Tam prosili go, by odprawiać w ich intencji Mszę Świętą. Tak więc do odprawianej od października 1980 r. przez ks. Teofila Boguckiego Mszy Świętej za Ojczyznę dołączył ks. Jerzy i intencję za tych, którzy dla Ojczyzny cierpią najbardziej. Przejął jej prowadzenie na kolejne miesiące.
Od stycznia 1982 r. w ostatnią niedzielę każdego miesiąca odprawiał Msze Święte, i głosił homilię, w intencji Ojczyzny. Uczestniczyły w niej wielotysięczne rzesze wiernych z Warszawy i z różnych regionów Polski. Te Msze Święte za Ojczyznę stawały się coraz głośniejsze. W krótkim okresie stały się miejscem nie tylko modlitw, ale i manifestacji wierności Kościołowi, lekcjami szacunku człowieka i patriotyzmu.
Na ostatnią niedzielę stycznia nie opracowaliśmy razem żadnego programu, każdy z aktorów przyniósł do kościoła te słowa poezji, które miał w pamięci. Ale przekonaliśmy się, że to, cośmy zrobili ma sens i postanowiliśmy się przygotowywać staranniej. Ja wciąż grzebię w książkach, znów zacząłem czytać wiersze.
Był ciągle zabiegany. Organizował tysiące spraw, tych wielkich i tych najmniejszych. Rozszerzał wspólnotę „Solidarności Serc” na robotników, chłopów, górników, aktorów, intelektualistów, lekarzy, pielęgniarki, studentów... Zawsze chcący wysłuchać problemów innych. A przecież miał ciągle obowiązki parafialne: Msze Święte, spowiedź, kolędę, odwiedziny chorych, chrzty, śluby, pogrzeby... i z trudem wydzierany czas na modlitwę.
Od jesieni 1983 r. organizował cykle wykładów dla robotników, służące poszerzeniu świadomości społecznej, niezależnie od trwających już kilka lat cykli wykładów i dyskusji dla studentów i młodzieży.
Ważne jest dla przyszłości to, o co apelował wielokrotnie ksiądz Prymas — by ludzie podnieśli swą świadomość narodową, religijną, społeczną... Potrzebne są kursy szkoleniowe dla ludzi, wykłady z etyki zawodowej, coś na wzór uniwersytetów robotniczych z czasów międzywojennych. To jest podstawowa sprawa i Kościół powinien w tym uczestniczyć. Krótko mówić, chodzi o to, by kiedy nastąpi jakiś podobny zryw ludzi, zryw wolnościowy, nie tracono czasu na sprawy nieistotne...
Stał się nie tylko znany, ale i ... groźny. Dla władzy, ustroju, skostniałych struktur, osób nienawidzących Kościół. Od 1982 r. stał się obiektem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa. Był śledzony, wielokrotnie przesłuchiwany. Skrzętnie gromadzono wszelkie fakty, które mogły go zniesławić, które można było wykorzystać przeciw niemu.
Władze wielokrotnie próbowały wywierać nacisk na Kurię, na biskupa, pisano listy, w których stawiano zarzuty, często zmyślone. Były próby takiego bardzo prymitywnego dokuczania... Dwukrotnie malowano samochód białą farbą. Dwukrotnie były upozorowane włamania, ciągła inwigilacja. W drodze do Gdańska zatrzymano mnie i przez 8 godzi trzymano na komendzie pod Warszawą. I tak ciągle.
Często powtarzał przyjaciołom — ja nie pożyję długo...
Zginął 19 X 1984 r. Dwadzieścia lat temu.
Opr. Ks. Adam Szot
Na podstawie: Męczennik prawdy i nadziei, ks. Jerzy Popiełuszko, opr. A. Lewek, Warszawa 1986 i ks. J. Popiełuszko, Zapiski 1980-1984, Editions Spotkania 1985.
opr. aw/aw