Schwarzenegger jak Reagan?

Czy nowy gubernator Kalifornii zdoła przełożyć sukces wyborczy na rzeczywiste osiągnięcia polityczne?

Kiedy Arnold Schwarzenegger został gubernatorem Kalifornii, w amerykańskich mediach zaczęto porównywać go do Ronalda Reagana. Obydwaj byli wcześniej aktorami w Hollywood, obaj też objęli rządy w najbogatszym stanie USA z ramienia Partii Republikańskiej. Na tym jednak większość podobieństw się kończy.

Schwarzenegger nie zrobi na pewno tak błyskotliwej kariery politycznej jak Ronald Raegan, gdyż nie zostanie prezydentem USA. Zabrania tego amerykańska konstytucja, która wymaga, by szef państwa urodził się na terytorium Stanów Zjednoczonych. Schwarzenegger, który jest z pochodzenia Austriakiem, urodził się w Grazu - i najwyższym stanowiskiem, na jakie może w przyszłości liczyć, mogłaby być funkcja sekretarza stanu (tak jak było w przypadku pochodzącej z Czech Madelaine Allbright) czy doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa (jak było np. z urodzonym w Polsce Zbigniewem Brzezińskim).

Poza tym Reagan, zanim został po raz pierwszy w 1966 roku gubernatorem Kalifornii, zajmował się aktywnie polityką. Od roku 1945 był działaczem ruchu związkowego filmowców w Hollywood, gdzie mocno starł się ze środowiskami komunistycznymi próbującymi zdobyć kontrolę nad tamtejszymi związkami zawodowymi. W 1962 roku, po skończeniu kariery aktorskiej, związał się z Partią Republikańską. Miał odpowiednie kwalifikacje do zajęcia się polityką, gdyż oprócz teatrologii studiował także nauki społeczne i ekonomię.

Schwarzenegger z kolei nie jest członkiem Partii Republikańskiej, choć cieszy się poparciem tego ugrupowania, a zwłaszcza byłego gubernatora Kalifornii, republikanina Peta Wilsona. Co ciekawe, prezentowany też często jako "kandydat ponad podziałami", może liczyć również na wsparcie miliardera Warrena Buffeta, związanego z Partią... Demokratyczną. Do chwili startu w kalifornijskich wyborach Schwarzenegger był bowiem bardziej kojarzony z demokratami niż z republikanami. Jego żoną jest dziennikarka Maria Shriver z klanu Kennedy'ch, siostrzenica zamordowanego w 1963 roku prezydenta z Partii Demokratycznej. Sam Schwarzenegger na początku lat dziewięćdziesiątych był natomiast oficjalnym instruktorem wychowania fizycznego innego prezydenta z obozu demokratów - Billa Clintona.

O ile Reagan był politykiem o wyrazistych poglądach, nie bojącym się mówić wprost tego, co myśli - np. nazwał Związek Sowiecki "imperium zła" oraz "skupiskiem nikczemności nowoczesnego świata" - o tyle poglądy Schwarzeneggera, który nie dał się do tej pory poznać jako znawca czy pasjonat polityki, pozostają w wielu kwestiach zagadką.

Znane jest jednak stanowisko obu w sprawie aborcji. Reagan był zdecydowanym obrońcą życia nienarodzonych. Za swojej kadencji próbował zmienić skład Sądu Najwyższego w taki sposób, by uzyskali w nim przewagę przeciwnicy zabijania dzieci w łonach matek. Nie udało mu się to, gdyż Senat odrzucił dwie prezydenckie kandydatury - sędziów Roberta Borka i Douglasa Ginsburga, zaś nominowana przez niego do Sądu Najwyższego Sandra Day O'Connor porzuciła swe konserwatywne poglądy i stała się zwolenniczką legalizacji aborcji.

Sam Reagan, który nigdy nie pogodził się z usankcjonowaniem przerywania ciąży i nazywał to "aktem brutalnej władzy sądowniczej", opublikował w 1984 roku książkę pt. "Aborcja i sumienie narodu". Pisał w niej m.in.: "Wszyscy prawodawcy, wszyscy lekarze i wszyscy obywatele muszą zatem być świadomi, że problem, z jakim mamy tu do czynienia, polega na tym, czy należy afirmować i ochraniać świętość każdego ludzkiego życia, czy też wyznawać taką etykę społeczną, według której życie pewnych ludzi uznawane jest za wartościowe, a życie innych traktowane jako pozbawione wartości. Jako naród musimy zatem dokonać wyboru między etyką świętości życia a etyką jakości życia."

W odróżnieniu od Reagana, Schwarzenegger opowiada się za legalnością aborcji oraz za innymi pomysłami, które tradycyjnym zwolennikom Partii Republikańskiej są raczej obce. Prawicowość jego programu ogranicza się głównie do postulatów ekonomicznych, zwłaszcza redukcji podatków, natomiast w sferze obyczajowej pozostaje on liberalno-lewicowy. Nic nie wskazuje więc na to, by miał być politykiem, który tchnie w Partię Republikańską nowego ducha i wzmocni jej tożsamość. Chyba że kalifornijskie zwycięstwo Schwarzeneggera jest zwiastunem głębszej zmiany orientacji w obozie republikańskim - z pozycji ideowych ku czysto pragmatycznym. Reagan bowiem nie bał się w wielu sprawach iść pod prąd opinii mediów i narażać się na ataki intelektualistów, natomiast Schwarzenegger stara się raczej schlebiać gustom medialnych elit.

Kłopoty Kalifornii

Kiedy Reagan był gubernatorem Kalifornii (od 1966 do 1974 roku), stan ten przeżywał wielki boom gospodarczy. Teraz Kalifornia znalazła się w poważnych tarapatach finansowych. Deficyt stanowego budżetu - 34,6 mld dolarów - zaczął niemal dorównywać federalnemu deficytowi budżetowemu USA. Stan ten został też dotknięty potężnym, jak na Stany Zjednoczone, kryzysem energetycznym.

Siłą napędową kalifornijskiej gospodarki po II wojnie światowej był przemysł zbrojeniowy, zwłaszcza zaś samolotowy, rakietowy i okrętowy. Swoje centrale w tym stanie miały takie koncerny, jak General Dynamics, Hughes, Litton Industries, Lockheed, McDonnell-Douglas, Northrop, Rockwell czy TRW. Po zakończeniu "zimnej wojny" i wyścigu zbrojeń ranga tych gałęzi przemysłu straciła na znaczeniu. Do 1992 roku Kalifornię opuściło aż 700 firm zbrojeniowych, zubażając ten stan o ponad pół miliona miejsc pracy. Podobny odpływ nastąpił także w branży informatycznej. Krzemowa Dolina, która niegdyś nie miała konkurentów na świecie, dziś jest jednym z wielu międzynarodowych centrów nowego przemysłu.

Zmieniła się także struktura ludnościowa Kalifornii - biali nie stanowią już bezwzględnej większości (jest ich 46,7 procent), przybywa natomiast w szybkim tempie Latynosów (32,4 procent) i Azjatów (10,8 procent). Z analiz demografów wynika, że jeśli obecne tendencje populacyjne utrzymają się, to w stanie tym za kilkadziesiąt lat językiem hiszpańskim będzie na co dzień posługiwać się więcej osób niż angielskim. Zdaniem niektórych, jest to zemsta za wojnę z lat 1846-1848, w wyniku której USA zagarnęły połowę ówczesnego terytorium Meksyku, głównie zaś stany Kalifornia i Nowy Meksyk.

Coraz większym problemem Kalifornii, zwłaszcza w porównaniu z innymi stanami, staje się także przestępczość. O ile w 1984 roku istniało tam dziesięć zakładów karnych, o tyle dzisiaj liczba więzień wzrosła do trzydziestu trzech. Na ich utrzymanie wydaje się więcej pieniędzy niż na funkcjonowanie trzydziestu czterech uniwersytetów stanowych. W zakładach tych odsiaduje wyrok aż 162 tysiące więźniów. Według wielu socjologów, ten wzrost przestępczości wynika z faktu, że począwszy od lat sześćdziesiątych Kalifornia stała się stanem przodującym w USA w budowie permissive society (społeczeństwa permisywnego), które to określenie w roku 1968 na campusach w Stanford i Berkeley uważane było za komplement. Zaczęto odrzucać wówczas tradycyjne normy społeczne, a promować wzorce "alternatywne", co wkrótce znalazło odzwierciedlenie w hollywoodzkich produkcjach filmowych. Nie jest więc przypadkiem, że największym skupiskiem homoseksualistów na świecie stało się dziś San Francisco.

Kolejnym problemem, z jakim stykają się dziś mieszkańcy Kalifornii, są plagi pożarów. Przy czym nie są to zwykłe pożary, lecz tzw. perfect fire (pożary doskonałe) - np. w październiku br. dziesięć tego rodzaju pożarów, szalejących wokół Los Angeles i San Diego, połączyło się w jeden megapożar. Ściana ognia, która powstała w wyniku tego, miała długość 60 kilometrów i wysokość 10 metrów. Wybuchy pożarów na tak wielką skalę są wynikiem zbyt dużego nagromadzenia łatwopalnego materiału w lasach. Nagromadzenie takie jest z kolei wynikiem prowadzenia w Kalifornii rygorystycznej polityki przeciwpożarowej. Ponieważ każdy najmniejszy ogień musi być jak najszybciej ugaszony, nie ma takiej sytuacji, jak w sąsiednim Meksyku, gdzie pożary wybuchają często, ale szybko się wypalają i to na nieznacznym obszarze. A to dlatego, że nie ma czasu, by nagromadziło się tam zbyt dużo łatwopalnego materiału. Amerykańscy ekologowie twierdzą, że jedynym wyjściem dla Kalifornii jest tolerowanie niewielkich, lokalnych pożarów, aby w ten sposób uniknąć wielkiego perfect fire. Na to jednak nie chcą się zgodzić mieszkańcy zalesionych przedmieść kalifornijskich miast - zresztą gdyby ponieśli straty w wyniku kontrolowanego pożaru i udowodnili, że nie zrobiono wszystkiego, by ratować ich majątek, podaliby straż pożarną do sądu i puścili ją z torbami.

Tak więc sytuacja stanu, w którym przyjdzie rządzić Arnoldowi Schwarzeneggerowi, nie przedstawia się różowo. On sam swoją kampanię wyborczą oparł na haśle: "Przywrócić dawną Kalifornię". Czy mu się to uda? Do tej pory - w filmach akcji - wychodził obronną ręką z najcięższych nawet opresji. Były to jednak wyreżyserowane widowiska. Wielkim spektaklem pozostawała też jego kampania wyborcza. Czas na realne wyzwania nadchodzi dopiero teraz.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama