O kryzysie chrześcijaństwa
Teraźniejszość nie jest epoki specjalnego kryzysu chrześcijaństwa — wbrew temu, co się powszechnie myśli i mówi. Na przykład w IV wieku przeczący bóstwu Chrystusa arianizm opanował większość Kościoła. W IX wieku o tron papieski walczyli przedstawiciele rodów rzymskich, przypominających raczej gangi. Przez większość stuleci władza świecka wywierała bezpośredni i szkodliwy wpływ na sprawy Kościoła. Obecne trudności doktrynalne czy instytucjonalne wydają się w porównaniu z tamtymi mniej znaczące.
Także problemy uważane za typowe dla czasów współczesnych nie są niczym nowym — i nie chodzi tu tylko o kwestionowany nieomal co stulecie celibat. Odrzucanie zasad wiary, często gwałtowniejsze niż dziś, znane było od starożytności. Kościół starożytny zwalczał — i zwalczył — pogański zwyczaj wyrzucania „niepotrzebnych” dzieci nowo narodzonych (te zabójstwa uzasadniano tak jak dziś aborcję). O bliskim upadku wiary pod wpływem idei laickich marzą ich zwolennicy od wieku XVIII.
Nie znaczy to oczywiście, że dzisiejszy stan Kościoła nie budzi zastrzeżeń czy że nie ma on problemów. Gdzie one faktycznie leżą? Można sadzić, że m.in. we wpływie, jaki wywierają na wierzących pewne stare i nowe elementy cywilizacji obecnej.
Należą one do zespołu postaw i przekonań nazywanych serio lub ironicznie „postępowymi”. Cecha tej ideologii jest moralny relatywizm, uzależniający prawomocność zasad etycznych od zgody człowieka, sytuacji, pożyteczności itp. Zdaje się więc wielu osobom, że sumienie ma człowiek nie po to, by mu wyrzucało winy, lecz by go usprawiedliwiało. By usprawiedliwiało mordy w imię ideologii, zabijanie nie narodzonych, porzucanie małżonków, programowa swobodę seksualna, życie na cudzy koszt itd. Pozwala się na to w imię rzekomo wyższych niż miłość bliźniego wartości, takich jak dążenie do psychologicznie rozumianego „szczęścia” czy tolerancji. Liczni chrześcijanie skłonni są dziś takie poglądy akceptować. Kościół mówiący im „nie” spotyka się ze sprzeciwem.
Teolog nie widzi tu jednak „współczesnego kryzysu moralnego”, lecz kolejny powrót tego, co nazywa grzechem pierworodnym: postawy moralnej samowoli (opisane w Księdze Rodzaju „zerwanie owocu z drzewa poznania dobra i zła” oznacza bowiem, zgodnie ze znaczeniem hebrajskiego czasownika „poznać”, próbę zapanowania nad etyką. Tymczasem w pojęciu chrześcijańskim jedynym źródłem zasad moralnych jest Bóg, który jest Miłością.
Współczesne problemy na styku Kościół — świat można interpretować jako skutki relatywizacji etyki. Typowe dla owej ideologii postępowej myślenie socjalistyczne polega w gruncie rzeczy na odrzuceniu przykazania „nie kradnij” — w socjalizmie bowiem w imię potrzeb państwowych czy społecznych programowo kwestionuje się własność (konfiskata w komunizmie i rażąco wysokie podatki we współczesnej Europie). Kościół naucza, że jednostka stoi przed społecznością, a własność jest rzeczą święta, ale w samym Kościele wielu chadeków i związkowców uległo frazesom o socjalistycznej „sprawiedliwości społecznej”, uważając, że własność obywateli można w daleko idący sposób ograniczać. Sprzyja temu naturalnie fakt, że znaczna jej część pochodzi dziś z nadużyć; tak bywało i dawniej, dlatego płynęły krytyki aroganckiego bogactwa u proroków, w Ewangeliach i u Ojców Kościoła. Ten element problemu nie jest nowy. Powszechność legalnej czy nielegalnej kradzieży też świadczy rzecz jasna o erozji moralnego oddziaływania Kościoła.
Do tej samej kategorii należą „modne” problemy związane z ludzką płciowością. Skoro Jezus zabronił porzucania współmałżonka i powtórnego małżeństwa, uznając to za zdradę (cudzołóstwo), Kościół na rozwody przyzwolić nie może. Jeśli chrześcijanie praktykują je i usprawiedliwiają, oznacza to odejście od etyki zakorzenionej w Bogu na rzecz ludzkiej i względnej. Stanowi to dla Kościoła problem. Ale znowu: zjawiska te występowały i dawniej.
Skoro Biblia liczy życie ludzkie od poczęcia, nazywa nie narodzonych dziećmi, a nie „płodami”, a tradycja Kościoła stale odrzucała aborcję, nie może Kościół współczesny zająć innego stanowiska. Rozpowszechnienie aborcji jest oczywiście przejawem kryzysu, podobnie jak jej usprawiedliwianie przez część chrześcijan (choć rzadziej katolików — reklamowane w części prasy katolickie grupy proaborcyjne są z reguły propagandowa fikcją).
Postulat dopuszczania kobiet do kapłaństwa wynika oczywiście z przeniesienia na Kościół zachodnioeuropejskich opinii co do roli kobiet w społeczeństwie. W tradycji Kościoła i Biblii nie ma jednak do tego żadnych podstaw.
Kwestia celibatu księży jest zasadniczo odmienna, gdyż nie jest doktrynalna, Nawet w katolicyzmie nie praktykuje go, oprócz zakonów, Kościoły wschodnie. Kościół rzymskokatolicki uważa, że nie jest realne w pełni służyć Bogu i ludziom w kapłaństwie, a zarazem w pełni służyć swojej rodzinie. Wiele doświadczeń ten osąd potwierdza, mimo że słabość ludzka nieraz powoduje naruszanie celibatu. Wydaje się, że propozycje zmian w tej dziedzinie zależą obecnie od wrogich wstrzemięźliwości laickich poglądów na płciowość.
Spotyka się opinię, z pewnością błędną, że ideologia postępowa nie tylko wpłynęła na część katolików, lecz również dotarła do wnętrza Kościoła. Pojedyncze potknięcia przedstawicieli Kościoła nie oznaczają jednak porzucenia doktryny. Papież Jan XXIII i Sobór Watykański II, mylnie kojarzeni z postępem, faktycznie czerpali z tradycji katolickiej, szukając dla niej zewnętrznych form wyrazu odpowiedniejszych dla czasów dzisiejszych. Taka zmiana formy zewnętrznej było też wprowadzenie do liturgii języków narodowych. W tym wypadku nawiązano zresztą do zasady z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Dotąd była mowa o trudnościach płynących z zewnątrz. Jakie trudności kryć się mogą w wewnętrznym życiu Kościoła? Częsta i chyba słuszna opinia głosi, że sprawą najważniejszą jest tu miejsce świeckich w Kościele. Mówiąc o tym zaczyna się zwykle od błędów księży, może więc lepiej zacząć od świeckich. Przeważnie są bierni i puszczają mimo uszu katechizmową zasadę, że do Kościoła należą wszyscy ochrzczeni. Mówiąc „Kościół” mają na myśli księży, „onych” (zbitkę tę usilnie powielają media). Zamiast samemu podjąć chrześcijańskie obowiązki, oczekuje od księży jakiś usług religijnych. Zbyt mało jest aktywnych świeckich i ruchów religijnych. Wpływa to na życie społeczne — katolicy nie są w nim wystarczająco czynni, część czeka na instrukcje księży, część przeciwnie, głosuje za partiami laickimi z zasadami chrześcijańskimi będącymi na bakier. Odbija się tu naturalnie wpływ propagandy, dość skutecznie wmawiającej publiczności, iż istnieje jakaś sfera świecka, niezależna od Bożej prawdy i dziesięciu przykazań. Popularność takiego przekonania jest na pewno porażką Kościoła.
Wiedza religijna stoi nisko. Nie mam tu na myśli, jak i przedtem, tylko sytuacji w Polsce, również w innych krajach tylko mniejszość zna wystarczająco zasady swojej wiary, dokształca się czytając książki czy czasopisma religijne itd. Religijność świeckich jest w dużej mierze uczuciowa i uwarunkowana społecznie. Księża bierności świeckich oczywiście nie aprobuje. Ich rozwinięta rola wynika raczej z tej bierności, niż ja powoduje. Część duchownych sprzyja jej jednak pośrednio. Po pierwsze, przez współpracę ze świeckimi na zasadzie ich podporządkowania, z czym wieże się lęk przed opinia świeckich czy traktowanie ich jak petentów w kancelarii itp. Po drugie, częściej — przez takie ułożenie pracy Kościoła, by jej większość wykonać samemu. Księża pracują wtedy gorliwie i z satysfakcja, a tymczasem byłoby nieraz lepiej zrobić mniej samemu, a powierzyć coś ważnego innym. Jest to błąd, który w państwie nazywa się etatyzmem: władza upiera się przy robieniu rzeczy, które lepiej by wykonali sami obywatele, a przy okazji krępuje ich zdrowe inicjatywy Widać tu zły przykład struktur państwowych z całej obecnej cywilizacji.
Kościół ma więc problemy — choć wyglądają one z jego punktu widzenia inaczej niż z zewnątrz. Popularna opinia przynosi jednak przesadną obfitość diagnoz. Przypomina się słynny dowcip Stańczyka, który dowiódł, że najwięcej w Polsce jest lekarzy. Czasami można odnieść wrażenie, że speców od problemów Kościoła jest jeszcze więcej. (1997)
Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001
opr. mg/ab