Różowa biało-czerwona

Czy Polska, zamiast biało-czerwonej flagi, ma być symbolizowana przez różową? Do takiego wniosku można dojść po Dniu Flagi 2013...

Żenujący spektakl zafundował nam prezydent Rzeczypospolitej w Dniu Flagi. Zamiast spodziewanego honorowania barw narodowych i nawiązania do tradycji, historii pokoleń, które żyły, pracowały i walczyły pod tymi właśnie barwami, stanął na czele głupkowatego pochodu infantylnych wesołków z różowymi okularami, różowymi balonikami i w ogóle w różu. Barw biało—czerwonych nie uświadczysz. Niezorientowany przybysz, wiedząc o obchodach Dnia Flagi, nabrałby niechybnie przekonania, że barwą narodową Polaków jest róż właśnie. A nie będę spekulował, co pomyślałby o naszym godle, widząc czekoladowy wyrób orłopodobny.

Wiem, wiem, chodziło o to, by było radośnie a nie ponuro i martyrologicznie, by było postępowo i po europejsku. To bardzo typowe dla propagandy postępowców: „To my wyznaczamy, co jest europejskie, światowe i w ogóle cool, a kto się z nami nie zgadza jest ponurym ciemnogrodzianinem z zaścianka.” Taka chwytliwa a bezsennsowna logika zero-jedynkowa, bez zastanawiania się nad sensem użytych słów. W efekcie mieszają radość z głupkowatością i nie potrafią zrozumieć, że pamięć o ofiarach nie jest przeciwieństwem radosnego obchodzenia świąt narodowych. Przeciwnie, to świadomość ceny, jaką płacili Polacy, byśmy dziś mogli świętować Dzień Flagi, pomnaża radość z osiągniętego sukcesu.

A co z europejskością? Być może za mało w życiu widziałem, ale nie mogę sobie ani przypomnieć, ani wyobrazić, by w którymkolwiek kraju europejskim, zresztą nie tylko europejskim, głowa państwa paradowała z karykaturą godła narodowego. To po prostu nie przystoi. Publiczne żarty z godła i barw narodowych mogą sobie robić — do pewnych granic — satyrycy ale nie prezydent. Nikt z królów, książąt, prezydentów czy premierów nie pozwoliłby sobie na podobny wygłup. Wiedzą oni dobrze, jak ważną rolę odgrywają symbole w integrowaniu narodu i jego utożsamianiu się z państwem.

O integracyjnej roli symboli wiedzą też organizatorzy drugomajowej hucpy, dlatego przyjęli róż jako symbol jednoczący tych, którzy wstydzą się polskiej historii i tradycji i koniecznie chcą je zmieniać. Z tego najpewniej powodu starali się jak najbardziej zmarginalizować symbole Rzeczypospolitej. W efekcie mieliśmy kuriozalny Dzień Flagi bez flagi. W ten sposób fajnopolacy usiłują leczyć swoje kompleksy, wynikające z poczucia bycia niepełnowartościowym Europejczykiem i, najprawdopodobniej, z ignorancji, braku podstawowej wiedzy o historii swojego narodu. Z kolei odrzucając przeszłość, nie wiadomo, z czego cieszyć się w Dniu Flagi.

A można by w tym dniu przypomnieć ważne fakty z naszej narodowej historii, z których powinniśmy być dumni i to bez zbytniej, kłującej postępowe oczy, martrologii. 2. maja to przeddzień rocznicy uchwalenia pierwszej europejskiej konstytucji. Pierwszej konstytucji w Europie nie uchwalili Niemcy, nie uchwalili Anglicy, Włosi ani Hiszpanie. Uchwalili ją nasi przodkowie a pół roku po nich Francuzi, z tym, że nasza konstytucja była efektem długiej i burzliwej dyskusji a francuska krwawej rzezi. To właśnie pamięć o Konstytucji 3. Maja powinna być naszym hitem eksportowym. Powinniśmy mówić o tym zawsze i wszędzie. Tymczasem poza Polską mało kto o tym wie a i wielu Polaków stara się zapomnieć.

3. maja to również rocznica wybuchu III Powstania Śląskiego. Przebieg i efekt tego zrywu, podobnie jak Powstania Wielkopolskiego, są zaprzeczeniem stereotypu o zamiłowaniu Polaków do heroicznych szarż z szablą, lecz bez głowy. Dobre przygotowanie, na podstawie doświadczeń dwóch poprzednich, i dobra koordynacja działań militarnych i dyplomatycznych, pozwoliły osiągnąć więcej, niż wydawało się możliwe. Po przegranym plebiscycie i propozycji Komisji Międzysojuszniczej, uzyskanie czegoś więcej niż dwa rolnicze powiaty, jawiło się jedynie w sferze nieziszczalnych marzeń.

Jeśli już rozpisałem się o rocznicach wydarzeń, którymi możemy dziś imponować Europie, to warto wspomnieć o Konfederacji Warszawskiej, której 440 rocznica minęła cicho i niepostrzeżenie w styczniu. Warto, bo, choć żyjemy w kraju rządzonym przez historyków, wielu Polaków ma o Konfederacji pojęcie dość blade.

Po bezpotomnej śmierci ostatniego z Jagiellonów — Zygmunta II Augusta, szlachta zawiązała konfederację, by umówić się co do podstawowych zasad funkcjonowania państwa i wyboru króla, co pozwolić miało i pozwoliło na uniknięcie chaosu, związanego zwykle z bezkrólewiem. Jednym z istotnych, związanych z tym postanowień, było zobowiązanie do nieużywania siły w sporach religijnych.

A iż w Rzeczypospolitej naszej jest różnorodność niemała z strony wiary krześcijańskiej, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny miedzy ludźmi rozruchy jakie szkodliwe nie wszczęły, które po inszych królestwach jaśnie widziemy, obiecujemy to sobie spólnie za nas i za potomki nasze na wieczne czasy pod obowiązkiem przysięgi, pod wiarą, czcią i sumnieniem naszym, iż którzy jestechmy różni w wierze, pokój miedzy sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w Kościelech krwie nie przelewać (...)

Tak się umówili i umowy dotrzymali, tworząc fundament, na którym zbudowali państwo niespotykanej w ówczesnym świecie wolności, demokracji i tolerancji. A jak to wygladało wtedy w Europie?

Akt Konfederacji Warszawskiej uchwalono 28. stycznia 1573. W tym czasie w Niemczech panował względny spokój i całkowita tolerancja religijna dla władców kilkuset niemieckich państewek. Ich poddani natomiast musieli wyznawać religię władcy. Przyjęta, zgodnie z postanowieniami zawartego w roku 1555 pokoju augsburskiego, zasada cuius regio, eius religio (czyj kraj, tego religia), określiła specyfikę niemieckiej wersji tolerancji. Warto ją zestawić z wygłoszoną nieco wcześniej deklaracją Zygmunta Augusta do poddanych: Nie jestem królem sumień waszych.

Ten stan niemieckiej quasitolerancji runął w gruzach w roku 1618. Przez kolejnych 30 lat katolicy i protestanci z niemiecką sumiennością mordowali się nawzajem w ramach wyniszczającej wojny trzydziestoletniej.

We Francji, pół roku przed naszą Konfederacją, rozwiązano problem hugenotów, wyżynając ich po prostu w czasie sławnej nocy św. Bartłomieja.

W Anglii na odwrót. Król Henryk VIII w roku 1534 zerwał z Rzymem i rozpoczął prześladowania katolików. Efekt pierwszej fali to 500 egzekucji. Próba narzucenia anglikanizmu Szkocji spowodowała wybuch w roku 1642 wojny domowej .

W arcykatolickiej Hiszpanii problemu z protestantami nie było. Nie było też problemu z Żydami, bo 80 lat wcześniej zostali wygnani z królestwa. Rozwiązano przy tym nie tylko problem Żydów, lecz również hiszpańskiego antysemityzmu. Nie ma Żydów — nie ma antysemityzmu. Proste. Czy rozdziera ktoś dzisiaj szaty nad hiszpańską nietolerancją i antysemityzmem? A w Polsce królowie nadawali Żydom przywileje i Rzeczpospolita nazywana była Paradis Judeaorum, czyli rajem dla Żydów. No to teraz mamy za swoje — zrobiono z nas antysemitów.

To tylko pobieżne zestawienie kilku zaledwie faktów z historii Polski i Europy, mała próbka bogatego dorobku polskiej kultury i myśli politycznej. To jest prawdziwy i niepowtarzalny dorobek — skarb, który powinniśmy pokazywać światu a nie bezmyślnie małpować wzory z importu. Kiedy wreszcie ci „światli i europejscy” wesołkowie zrozumieją, że w świecie liczy się to, co oryginalne. Podróbki mają niska cenę i nie wzbudzają zainteresowania. I tak nie przebiją gejowskich parad.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama