Szkoła wiary [GN]

Czy po 20 latach można uznać powrót katechezy do szkół za sukces czy raczej za porażkę?

Szkoła wiary [GN]

Autor zdjęcia: Henryk Przondziono

Wobec procesów zachodzących w polskiej religijności szkolna katecheza staje się jedną z ważniejszych przestrzeni przekazu wiary.

Przywrócenie nauczania religii do szkoły w 1990 r. spotyka się nieustannie z falą krytyki ze strony lewicowych polityków i ideologów, wątpliwości płyną też od ludzi Kościoła. O ile pierwsi chcieliby wyrzucić katechezę ze szkoły, o tyle drudzy mają przede wszystkim wątpliwości, czy szkoła jest dobrym miejscem przekazu wiary. Analiza procesów, jakie zaszły w nauczaniu religii w ostatnich dwudziestu latach, nie pozostawia wątpliwości, że wyprowadzenie katechezy ze szkoły byłoby błędem, ale problem, jak skutecznie realizować jej cele, jest jak najbardziej aktualny.

Krytyka polityczna i ideologiczna

Kiedy biskupi podjęli starania o przywrócenie katechezy do szkoły po tym, jak w 1961 r. ze względów ideologicznych została z niej usunięta przez komunistów, chodziło przede wszystkim o możliwość objęcia nauczaniem religii jak największej liczby dzieci. Bo choć katecheza przyparafialna działała sprawnie, jednak nie obejmowała wszystkich. Biskupi doskonale zdawali sobie sprawę, że religijne kształcenie dzieci i młodzieży ma zasadnicze znaczenie dla kształtu naszej religijności, szczególnie w obliczu spodziewanych procesów sekularyzacyjnych. Nic więc dziwnego, że starali się stworzyć dla katechezy jak najkorzystniejsze warunki. O tym, że było to działanie racjonalne, świadczą ostre ataki na obecność religii w szkole ze strony lewicy, która obawia się, iż dzięki temu Kościół będzie miał zbyt duży wpływ na społeczeństwo, a przez to nie uda się jej zwyciężyć w walce o rząd dusz Polaków i wprowadzić u nas liberalnych rozwiązań światopoglądowych.

Stąd jeszcze w 1990 r. związana ideowo z lewicą ówczesna rzecznik praw obywatelskich Ewa Łętowska zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego instrukcję ministra edukacji wprowadzającą religię do szkół. Ten jednak skargę oddalił, stwierdzając ponad wszelką wątpliwość, że nauczanie religii w szkole jest zgodne z ustawą zasadniczą. Także rozpatrzona w ostatnim roku skarga lewicy do Trybunału Konstytucyjnego, kwestionująca wliczanie stopnia z religii do średniej, została przez trybunał odrzucona. Niewątpliwie wyrazem walki z katechezą z pobudek politycznych jest blokowanie od 2007 r. przez rząd Donalda Tuska wprowadzenia religii jako przedmiotu maturalnego, mimo że uczyniono wszystkie niezbędne przygotowania, łącznie z pilotażowymi maturami. — Kościół jest gotowy w każdej chwili do wprowadzenia matury z religii, decyzja należy jednak do rządu — mówi GN bp Marek Mendyk, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego Episkopatu Polski.

Lewica nieustannie walczy z katechezą w szkole, ale na gruncie prawa jest tu bez szans. Dlatego próbuje dyskredytować obecność religii w szkole w inny sposób. Kiedy w tym roku Trybunał w Strasburgu wydał wyrok, że brak możliwości uczęszczania w Polsce na lekcje etyki, jako alternatywy dla katechezy, jest dyskryminacją, dla lewicy oznaczało to, że religię ze szkół należy wycofać. Tymczasem za brak lekcji etyki w szkole odpowiada Ministerstwo Edukacji, a Kościół zawsze postulował, aby taka możliwość istniała. „Kościół nie ma nic przeciw, by nauczanie religii w szkołach miało alternatywę w etyce, zawsze to postulowaliśmy” — komentował wyrok wieloletni przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego abp Kazimierz Nycz.

Krytycy katechezy szkolnej atakują ją również za rzekomo niski poziom, brak przygotowania katechetów czy nadzoru pedagogicznego nad ich pracą, a także wystawianie ocen za praktyki religijne, a nie za wiedzę. Silny jest także nurt ideologiczny, na przykład „Gazeta Wyborcza” nagłaśnia przypadki, gdy na katechezie jest przekazywana moralność katolicka dotycząca m.in. stosunku do aborcji czy homoseksualizmu jako zachowań niemoralnych, sugerując, że na takie stanowisko w świeckiej szkole nie może być miejsca.

Krytyka dobrze służy

Mimo czarnego piaru wytwarzanego wokół katechezy w szkole, dzięki pracy wykonanej w ostatnim dwudziestoleciu udało się jej osiągnąć poziom innych przedmiotów szkolnych. Paradoksalnie ostra krytyka była często wykorzystywana do podjęcia pracy w obszarach, w których wytykano niedostatki.

Zarzuty o braku wykształcenia nauczycieli religii spowodowały nadrabianie istniejących zaległości, powstały specjalne wydziały kształcące nauczycieli religii. — W efekcie wszyscy z 35 tysięcy katechetów uczących w szkole mają wykształcenie wymagane przez przepisy Ministerstwa Edukacji Narodowej — zapewnia GN ks. Piotr Tomasik, sekretarz Komisji Wychowania Katolickiego.

W 2001 r. Komisja Wychowania Katolickiego zatwierdziła podstawę programową katechezy i ogólnopolski program nauczania tego przedmiotu. Ks. Tomasik podkreśla, że były one konsultowane z Ministerstwem Edukacji Narodowej i zostały napisane w języku dokumentów oświatowych oraz według wymogów stawianych przez ten resort.

Zwraca też uwagę, że choć katecheza od strony merytorycznej, np. w zakresie zatwierdzania podręczników, podlega stronie kościelnej, kwestie metodyczne (m.in. zgodności z programem, dyscypliny i organizacji pracy) podlegają wizytacjom normalnego nadzoru pedagogicznego.

Jego słowa potwierdza dyrektor jednego z najlepszych liceów w Polsce, a także poseł PO i członek sejmowej komisji edukacji Cezary Urban ze Szczecina. — Nauczyciele katechezy podlegają takim samym zasadom pracy jak wszyscy inni — zapewnia GN. I podkreśla, że w żadnym razie nie odstają poziomem od pozostałych. — Gdy dyrektor zgłasza, że katecheci źle pracują, są oni upominani, a jeśli to nie pomaga — nawet zwalniani z pracy — podkreśla ks. Tomasik.

Gdy w 2007 r. minister edukacji Roman Giertych wprowadził przepis o wliczaniu stopnia z religii i innych dodatkowych przedmiotów do średniej, podniosły się głosy krytyki, że nie ma jasnych kryteriów oceniania katechezy, a media podawały przykłady, gdy katecheci brali pod uwagę praktyki religijne. Choć kryteria oceny z religii istniały od 2001 r. i jednoznacznie wskazywały, że ocenie podlega wiedza, a nie wiara ucznia, Komisja Wychowania Katolickiego opracowała w 2008 r. nowe kryteria oceny, przypominające wcześniejsze wskazania.

Warto też zwrócić uwagę, że powrót katechezy do szkół nie dotyczy tylko Kościoła katolickiego, ale także innych Kościołów i związków wyznaniowych i jest przez nie oceniany pozytywnie. — Mimo różnych słabości katecheza w szkole stała się trwałym elementem naszej edukacji i nie należy tego niszczyć — ocenia w rozmowie z GN prawosławny abp Jeremiasz, prezes Polskiej Rady Ekumenicznej.

Katecheza w szkole akceptowana

Według najnowszych statystyk podawanych przez Komisję Wychowania Katolickiego, w ubiegłym roku szkolnym na lekcje religii w szkole w skali całej Polski uczęszczało 95 procent uczniów. Frekwencja ta maleje z wiekiem, w podstawówkach na religię chodzi ponad 98 procent dzieci, a w szkołach na poziomie licealnym 91 procent. W środowiskach bardziej zlaicyzowanych, jak duże miasta, frekwencja jest mniejsza, np. według badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, w archidiecezji warszawskiej w 2007 r. na lekcje religii chodziło ponad 87,5 procent uczniów. Z kolei na wschodzie Polski frekwencja jest wyższa niż średnia. Jak podkreśla dyrektor wydziału katechetycznego kurii drohiczyńskiej ks. Krzysztof Mielnicki, w jego diecezji ok. 98 procent uczniów uczęszcza na religię na wszystkich poziomach edukacji, niezależnie od wieku. Ks. Tomasik zwraca uwagę, że frekwencja na katechezie szkolnej praktycznie od dwudziestu lat jest niezmienna i utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie.

Z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że blisko 40 procent rodziców jest za katechezą w szkole, a za powrotem do sal parafialnych tylko 12,7 procent. Także badania młodzieży Warszawy pokazały, że większość, bo 40 procent, oceniła katechezę jako dobrą lub bardzo dobrą, a tylko 8,5 procent jako złą. Te statystyki pokazują, że religia w szkole jest akceptowana, a utrzymujący się wciąż bardzo wysoki odsetek uczniów z niej korzystających jest pozytywnym ewenementem w dobie laicyzacji.

Warto zestawić te dane z innymi procesami zachodzącymi w naszej religijności. Z jednej strony rozluźnia się związek wiernych z parafią, spada uczestnictwo w niedzielnych Mszach świętych (obecnie wynosi tylko 40 procent), a z drugiej rodzina w coraz mniejszym stopniu jest miejscem przekazu wiary. W tej sytuacji katecheza w szkole, obejmująca 95 procent dzieci i młodzieży, jest wyjątkową szansą na ich formację religijną. Proponowany przez niektórych duchownych powrót religii do parafii, jako sposób na ściślejsze związanie z nią wiernych i głębszą formację, wydaje się bardzo ryzykowny. — Biorąc pod uwagę dzisiejszy rytm pracy rodziców i postawę samej młodzieży, na religię do sal parafialnych uczęszczałoby zaledwie 30 procent uczniów — prognozuje ks. Mielnicki. Jego opinie potwierdza praktyka. Gdy prowadzący jedyną parafię w ponadsześciotysięcznym Wołczynie kapucyni zorganizowali katechezę w salach parafialnych, zgłosiła się piątka młodzieży.

Powrót katechezy do parafii z pewnością mocno ograniczyłby też obecność religii w życiu publicznym i pogłębił zjawisko „prywatyzacji” wiary. Dlatego zamiast rozważać wycofanie religii ze szkół, warto pracować nad takim rozwojem katechezy szkolnej, aby skutecznie przekazywała wiedzę i formowała religijnie, a także szukać form włączenia młodzieży w życie parafialne.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama