Spotkać Jezusa w Ewangelii (5)

Propozycja "egzystencjalnego" podejścia do Ewangelii, jako Księgi związanej z osobą Chrystusa oraz osobą czytelnika. Rozdział 5 - Cuda


Spis treści


CUDA WIDZIANE W PERSPEKTYWIE CAŁEJ EWANGELII

 

Powrót do jedności

Współczesny katolik słyszy o tylu „cudach” (lub wydarzeniach pretendujących do tej nazwy) — ukazywaniu się świętych, postaciach, które widać na szybach, Słońcu wirującym na nieboskłonie — że drzewa przesłaniają w końcu las i nie wiadomo już właściwie, z jakim lasem ma się do czynienia. Do tego chrześcijańskiego świata z mnóstwem tzw. „cudów” znakomicie pasują słowa świętego Pawła na temat bogów świata pogańskiego: „A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie — jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów — dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8, 5—6). Również w dziedzinie cudów konieczny jest powrót do jedności, powrót do tego, co istotne.

Święty Paweł w cytowanym już fragmencie podaje nam ponadto zasadę tego powrotu: „Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3, 11). Jasne spojrzenie chrześcijanina na kwestię cudów oznacza przede wszystkim rozważenie cudów Chrystusa, który jest jedynym fundamentem naszej wiary, oraz rozważenie ich w świetle Zmartwychwstania. Bowiem to właśnie ono i tylko ono stanowi probierz i kryterium w porządku wiary, jak mówi nam święty Paweł: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15, 14). Próżna — czyli pusta, wycieńczona, pozbawiona treści, zdechrystianizowana.

Nasza wiara w cuda ugruntowana jest zatem całkowicie na Zmartwychwstaniu Chrystusa, które jest nieodłącznie cudem nad cudami i tajemnicą nad tajemnicami. Tajemnicą nad tajemnicami, ponieważ przekracza ono wszelkie dane ludzkiej kultury. Dlatego i dziś na ogół ludzie uśmiechają się i odchodzą, gdy słyszą o zmartwychwstaniu — tak jak to uczynili Ateńczycy na Areopagu (zob. Dz 17, 32). A jednak Zmartwychwstanie jest cudem nad cudami, ponieważ ta tajemnica jest wydarzeniem, które wykracza zarówno ponad kulturę, jak i ponad naturę; jest zatem wydarzeniem ponadkulturowym i ponadnaturalnym, lecz nie stoi w sprzeczności ani z kulturą, ani z naturą, tylko je dopełnia, całkowicie przekraczając zarówno oczekiwania, jak i możliwości. Oznacza to zatem, że Bóg wkracza, w jedyny w swym rodzaju sposób, w porządek stworzenia — w którym zazwyczaj jest ukryty — aby dać nam w Zmartwychwstaniu, przez Chrystusa, przeznaczoną dla nas pełnię.

 

Milczenie Boga w przyrodzie

Wszyscy doświadczamy tego, czemu wyraz dał Teilhard de Chardin: „Bóg nigdy nie ukazuje się otwarcie spod powierzchni zjawisk”. Zwycięża tu Jego dyskrecja, a wolność nasza i wolność natury jest wolnością zdobytą za taką cenę; często jest to ciężka próba, a w wielu przypadkach chciałoby się powiedzieć: skandal. Nie chodzi tylko o to, że niektórzy ludzie nie odkryją nigdy Boga w tym świecie, lecz bardziej jeszcze o to, że jest On obecny w naturze pewnych zjawisk, które Go przesłaniają i zniekształcają. Mam tu na myśli cierpienie i śmierć. Są to zjawiska niezwykle bolesne, lecz nie są przecież całkowicie negatywne: są ceną rozwoju, a zaludnianie ziemi wymaga naprzemiennego odradzania się i odchodzenia pokoleń. Mimo to cierpienie i śmierć, wrośnięte w życie, stają się w świecie przyrody miejscem okrucieństwa i wzajemnego niszczenia się istot żywych (Darwinowskie struggle for life), zaś w ludzkiej historii — wielu form ludzkiego bólu, a przede wszystkim cierpienia niewinnych i dzieci.

Otóż, znając i widząc te spiętrzone cierpienia i śmierć w przyrodzie i w historii, Bóg nie powstaje przeciw nim; pozwala przyrodzie iść jej szlakiem życia i śmierci, a kołom jej rydwanu miażdżyć niezliczone zastępy wciąż odradzających się istot żywych, które bezlitośnie wydaje na śmierć. Ukażmy tu całą dramatyczność tej sytuacji, odwołując się do zakończenia poematu Alfreda de Vigny, Le Mont des Oliviers („Góra Oliwna”), w którym odczytuje on krzyk Jezusa na krzyżu jako wołanie całej udręczonej ludzkości w obliczu śmierci, przedstawionej tutaj jako ostatnie słowo natury, pozostawione w historii bez widocznej odpowiedzi ze strony Boga.

Jeśli jest prawdą, że w świętym Ogrodzie
Syn człowieczy powiedział, co Pismo przytacza;
Milczący, ślepy i głuchy na krzyk stworzeń;
Jeśli Bóg opuścił nas jak świat poroniony —
Sprawiedliwy postawi wzgardę przeciw śmierci
I odpowie już tylko chłodnym milczeniem
Na wieczne milczenie Bóstwa.

Jeśli to „wieczne milczenie Bóstwa” jest prawdą, Vigny ma rację. Czy jednak tak jest?

Prawdą jest, że deizm, będący ubocznym produktem Objawienia, okaleczył tajemnicę Boga, eliminując z niej — jako będący nie do pomyślenia — cud: tajemnicę Chrystusa zmartwychwstałego w sercu naszej historii. Bóg został zredukowany do roli użyteczności pierwotnej — jak widzieliśmy na początku poprzedniego rozdziału — przypadło Mu w udziale nadać światu ruch „prztyczkiem”, po czym poproszono Go, by zniknął! Przypisano Mu nawet ukrytą obecność w naturze, aby zadowolić roszczenia tak zwanego „czystego” rozumu, chociaż tak pojmowany rozum pozostawia człowieka w nieuleczalnej nędzy zła, cierpienia i śmierci...

Taka wizja Boga w zamyśle miała zaspokoić racje rozumu, który — szczególnie począwszy od XVIII wieku — poczuł się zagrożony przez Objawienie. Tymczasem taka wizja Boga popełnia nieświadomie straszliwy błąd: wydaje pozostawionego bez żadnej obrony człowieka we władanie śmierci, pozbawiając go — w imię okaleczonego i okaleczającego deizmu — „Boga i Ojca Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 3), który przeciw śmierci rozpościera dla nas swą moc życia w Zmartwychwstaniu.

 

Dobra Nowina Zmartwychwstania

Bóg pozostaje milczący tylko na tyle, na ile nasza tożsamość wymaga Jego dyskrecji. Jest taki tylko do pewnego stopnia, bowiem Jego całkowity brak wyraźnego przejawiania się przerodziłby się w zgorszenie, jakie odczuwał Vigny. Nie niszcząc naturalnych uwarunkowań naszej historii, objawia w niej jednak to, czego sama natura nie mogłaby o Nim powiedzieć, i to, co jest nam potrzebne, by nie zwątpić w nas samych i w Niego. To, co Bóg od zawsze nosi dla nas w swym sercu, może zatryumfować dopiero na końcu i dlatego objawia On to w historii przez Zmartwychwstanie Chrystusa, w którym nigdy nie przestaniemy widzieć decydującego wydarzenia dla naszej wiary.

Jeśli przemilcza się Dobrą Nowinę, którą jest Ewangelia Zmartwychwstania, i jeśli redukuje się tajemnicę Boga do tajemnicy stworzenia, pozostawiającej nas samym sobie w obliczu natury i śmierci, doprowadza to prędzej czy później do zgorszenia, wynikającego z pozostającego bez odpowiedzi pytania o zło, o cierpienie i o śmierć. Zwłaszcza w naszych czasach, gdy ludzka wrażliwość została po chrześcijańsku oczyszczona, dzieło stworzenia bez Bożej Miłości, objawionej w Jezusie Chrystusie, jawi się jako skandaliczna przemoc, która może zdyskredytować obciążanego odpowiedzialnością za nie Boga.

Nie sądzimy, by tych kilka wstępnych uwag rozwiązało wszystkie kwestie, jakie rodzą się w związku z cudami (ogólnie) i w związku z cudami z Ewangelii (w sposób szczególny). Możemy jednak przynajmniej nauczyć się odkrywać w cudach opisanych w Ewangelii człowieczeństwo Tego, który je czyni, oraz sposób przyjmowania ich. Opisane w 11. rozdziale Ewangelii według świętego Jana wskrzeszenie Łazarza, wprowadza nas w pierwsze zagadnienie, zaś opisane w 9. rozdziale tej samej Ewangelii uzdrowienie ślepego od urodzenia — w drugie.

 

CZŁOWIECZEŃSTWO JEZUSA W CUDACH (J 11)

Przeczytajmy tę historię i wychwyćmy z niej kilka najważniejszych wątków.

1. „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić” (J 11, 11). W tych słowach Pana znajdujemy co najmniej dwa ważne pouczenia. Przede wszystkim śmierć fizyczna, biologiczna, w oczach Jezusa jest naprawdę jedynie snem. Dlaczego? Prawdziwą śmiercią jest ta, która odrywa nas od Boga: tę właśnie śmierć Jezus miał na myśli w sporze ze swymi przeciwnikami, szukającymi jedynie własnej chwały, a nie chwały Bożej (zob. J 5, 44; 12, 43). Nie chcieli oni przekroczyć samych siebie, „wyrzec się” siebie, by ofiarować się innym. W porównaniu z tą śmiercią duchową, czyniącą z nas „żywe trupy”, śmierć fizyczna zostawia nas w rękach Boga. To On uczynił naturę albo raczej stworzenie, do którego odnosi się śmierć. Śmierć nie wykrada nas miłości Boga, który jest „Bogiem żywych” (Mt 22, 32) i który nas wskrzesi, jak to najpierw uczyni ze swoim Synem w ludzkim ciele. Dlatego Jezus mówi: „Łazarz zasnął”.

2. Drugie pouczenie: śmierć Łazarza będzie okazją do jego „przebudzenia” ze śmierci, nie zaś do zmartwychwstania w sensie ścisłym. W Zmartwychwstaniu bowiem, które objawia dopiero sam Chrystus we własnej Osobie, On jest „Pierworodnym spośród umarłych” (Kol 1, 18), „śmierć nad Nim nie ma już władzy” (Rz 6, 9). Jego Zmartwychwstanie jest prawdziwie zasadą „odrodzenia” (Mt 19, 28), drugiego stworzenia świata. Odzyskane przez Łazarza życie jest nadal życiem podległym śmierci; jest ono jedynie znakiem zmartwychwstania, a nie samym zmartwychwstaniem. W istocie swej jest ono „przebudzeniem”, które nie zwalnia ze zmartwychwstania, lecz — jako cud — antycypuje Zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie Chrystusa jest racją bytu „przebudzenia” Łazarza. W języku niemieckim istnieją dwa różne słowa na określenie tych wydarzeń: Erweckung (przebudzenie) Łazarza i Auferstehung (zmartwychwstanie) Chrystusa6. Tych dwóch rzeczywistości nie należy traktować tak samo.

W Zmartwychwstaniu Chrystus objawia się jako „drugi”, „ostatni Adam” (1 Kor 15, 45). Łazarz ponownie pogrąża się w śmiertelnej egzystencji „pierwszego Adama”.

3. „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11, 16). Te słowa Tomasza są słowami miłości: nie opuścić nigdy Chrystusa, nawet za cenę własnego życia lub tak zwanego sukcesu. Podobnie mówi Piotr: „Życie moje oddam za Ciebie”, to znaczy: oddam siebie za Ciebie. Czy potrafimy powiedzieć w ten sposób z całą szczerością Chrystusowi jako chrześcijanie, jako konsekrowani dla Pana i jako kapłani?

4. Zaprowadzono Jezusa do grobu Łazarza (zob. J 11, 34). Nie sposób powstrzymać się od myśli, że dla Jezusa było to jakby zapowiedzią Jego własnej śmierci. Już niedługo On również zostanie złożony w grobie, ale najpierw wydany na śmierć. Myśl o niej przyprawi Go o nie skrywane drżenie (zob. J 12, 27). Wyzwanie, jakim jest dla Niego śmierć Łazarza, od trzech dni (dla Żydów była to granica nieodwracalności) leżącego w grobie, nie wywołuje wahania Jezusa, podobnie jak wyzwanie, jakim stanie się dla Niego Jego własna śmierć, które zastanie Go całkowicie zdecydowanym. Czyż to nie „chwale Bożej” (J 11, 4) miała „służyć” śmierć Łazarza, jak mówi sam Jezus?

5. Jezus płacze przed otwartym grobem (zob. J 11, 35). Tak! Jan opisuje tę scenę, przywołując słowa świadków: łzy Jezusa są znakiem Jego miłości. Jednak czy nie ma w nich jeszcze czegoś innego, jeśli nie większego? Uważam, że tak właśnie jest. Pierwszy na to „coś więcej” wskazał Mauriac. Jakże Ten, w którym dopiero co wyznano Mesjasza, gdyż jest „zmartwychwstaniem i życiem”, jakże On może płakać nad grobem swego przyjaciela? Czyż nie powinien — przeciwnie — w sposób umiarkowany, lecz rzeczywisty radować się (zob. J 11, 15), tak jak to czynił, będąc z uczniami jeszcze daleko, przed wyruszeniem do Betanii? A On płacze. Płacze z pewnością z tego powodu, który naszym zdaniem powinien Go właśnie od płaczu powstrzymać: płacze dlatego, że On, „zmartwychwstanie i życie”, nie może uwolnić ludzi od konieczności umierania! Płacze z powodu swej mesjańskiej godności, pozbawionej jeszcze skutków zmartwychwstania. Płacze dlatego, że ludzkość dla swego pomnożenia i uczestnictwa w Jego chwale musi jeszcze niezliczoną liczbę razy przejść przez śmierć! Płacze dlatego, że w ten sposób jest „pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8, 29), iż Jego mesjańska godność nie może ich uwolnić od skończoności, przejawiającej się w historii jako śmiertelność!

6. Przystępując do dzieła, Jezus się modli (zob. J 11, 41—42). Modli się w obliczu śmierci Łazarza, podobnie jak w obliczu zbliżającej się własnej śmierci modli się podczas Ostatniej Wieczerzy — Jego modlitwa jest wówczas eucharystią. Nie jest ona modlitwą zwątpienia ani skargi, lecz uspokojenia, uwielbienia i dziękczynienia. Jest wyrazem pewności: pewności bycia zawsze wysłuchanym, czego inni powinni być świadkami.

Później, w Eucharystii, inni również z niej skorzystają: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje” (Mt 26, 26). Jego Ciało będzie bowiem Ciałem Zmartwychwstałego, któremu śmierć już nie będzie mogła zaszkodzić, a dla przyjmujących je będzie zadatkiem ich własnego zmartwychwstania (zob. J 6, 54).

Tutaj ciało Łazarza, przywrócone do życia na tym świecie, jest dopiero znakiem tego, co stanie się z Chrystusem przekraczającym wszelką śmierć. Jest to jednak „znak” i dlatego powinien zostać odniesiony przez Chrystusa do Ojca, który Mu dał go sprawić, aby ludzie uwierzyli, że „jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce” (czyli „wszystkich”, dla których przyszedł na ten świat), oraz aby w ten sposób „wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu” (J 5, 21. 23). I za tę chwałę Mesjasza, którą Syn otrzymuje od swego Ojca, by nam pozwolić z niej skorzystać, za tę chwałę, której znakiem jest „reanimacja” Łazarza, On właśnie „dziękuje”.

7. Wreszcie (zob. J 11, 43) pada rozkaz, wydany donośnym głosem, jakby wydający go znał już skutek swych słów. A skutkiem tym jest posłuszeństwo martwego Łazarza wobec głosu Chrystusa, który wzywa go do życia i przywraca „powiązanemu opaskami” wolność. „Pozwólcie mu chodzić” (J 11, 44). Tak mówi Chrystus do wszystkich, których w jakikolwiek sposób uwalnia. Tak jest w przypadku kobiety oskarżonej o cudzołóstwo: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8, 11). Również do uczniów powiedział na początku swej publicznej działalności: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1, 39).

O jakiego rodzaju „widzenie” chodzi w stosunku do cudów Jezusa? Uzdrowiony niewidomy od urodzenia pomaga nam to zrozumieć.

PRZYKŁADNA POSTAWA NIEWIDOMEGO OD URODZENIA WOBEC ZDUMIEWAJĄCEGO CUDU JEZUSA (J 9)

Tę historię, zachwycająco żywą, można podzielić na pięć aktów.

Akt pierwszy: wydarzenie i postawione pytanie.

W. 1—5: Spotkanie z niewidomym od urodzenia. Niewłaściwie postawione pytanie uczniów na temat przypisania winy oraz pewność Jezusa, że to spotkanie zostało Mu dane jako okazja do ukazania, kim jest: „światłością świata” w samym sobie i dla tych, którzy zechcą Go przyjąć.

W. 6—7: Zamiast słów — gest. Jezus po prostu bierze trochę błota, ale błota uczynionego z Jego „śliny”! Jest to pewnego rodzaju namaszczenie oczu, po którym następuje obmycie w sadzawce Siloam — w źródle „Posłanego” — i uzdrowienie! Nie badamy tu struktury cudu, choć sposób postępowania Jezusa aż się o to prosi, lecz jego znaczenie, problem, jaki stawia, objawienie serc, do którego prowadzi.

Akt drugi: zdumienie tłumu, niezbitość faktu.

W. 8—9a: To ten czy nie ten? Pytanie, które rozstrzygnąć może jedynie sam obdarowany, stawia go na drodze „świadków”, choć on nie wie, dokąd poprowadzi go potwierdzenie własnej tożsamości: „To ja jestem. Jeśli to ty, co się z tobą stało?”

W. 9b—12: Świadectwo o wydarzeniu, zawarte w wiernym opisie. Niewidomy od urodzenia niczego nie dorzuca ani niczego nie ujmuje. Nie przemilcza autora „cudu”, Jezusa, choć nic więcej o Nim nie wie. Prawdę mówiąc, niewielkie znaczenie ma stawiane mu pytanie: „Gdzież On jest?”; On jest w nim i w jego odzyskanym wzroku. Niewidomy od urodzenia będzie uparcie trzymał się tego argumentu o zniewalającej dla niego sile, pozwalającego mu wiedzieć, co ma myśleć o człowieku, który go uzdrowił. Wie jedynie, co On uczynił dla niego, lecz ta świadomość go nie opuszcza.

Akt trzeci: początek procesu.

W. 13—14: Dla rozstrzygnięcia należy odwołać się do osób uprawnionych: faryzeuszy! Oni odkrywają istotną okoliczność: cud został dokonany w dniu, w którym nie powinien być dokonany — w szabat. Zarzut jest absurdalny: jeśli ten, kto „narusza” szabat, jest błogosławionym Boga do tego stopnia, że uzdrawia niewidomego od urodzenia, to zakaz pracy w szabat nie może mieć już w stosunku do Niego wartości kryterium osądu — On jest ponad tym zakazem. Boga mniej obchodzi szabat niż ów człowiek, który działa z wyraźnym Jego poparciem. Niewidomy od urodzenia w swej prostocie uświadamia to sobie natychmiast, zaś jego przeciwnicy nie potrafią do tego dojść, gdyż od początku odrzucili taką możliwość. Dlatego całe ich postępowanie jest jedną wielką odmową, choć wydaje się, że pragną się czegoś dowiedzieć.

W. 15: Kolejny opis zdarzenia.

W. 16—17: Potępienie Jezusa na podstawie przekroczenia Prawa i równoczesne pojawienie się właściwego punktu widzenia: „Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?” Jak może cieszyć się poparciem Boga?

W. 17: Wyznanie niewidomego od urodzenia, który wyciąga poprawne wnioski z wydarzenia: „To prorok” (czyli człowiek Boży, przynajmniej w tym działaniu, w którym Bóg mówi i „wypowiada się” przez niego).

W. 18—23: Odwrócenie istoty rzeczy przez błędną procedurę. Faryzeusze starają się zyskać na czasie, kwestionując sam fakt i domagając się potwierdzenia tożsamości niewidomego przez jego rodziców. Czysty wybieg proceduralny, wymyślony tylko po to, by uniknąć wyciągnięcia wniosku, który już się sam narzuca. Rodzice uchylają się od pełnej odpowiedzi: wyczuwają pułapkę i nie chcą wystawić się na atak faryzeuszy. Ich syn w żaden sposób nie daje się zastraszyć: ma w sobie niepodważalny argument, od którego nie może odstąpić, nie negując równocześnie samego siebie i nie negując wraz z nim „proroka”. Podtrzymuje go sam fakt. On sam jest chodzącym dowodem.

Akt czwarty: decydująca konfrontacja prostoty i odmowy.

W. 24—27: Tak zwany powrót do faktu, jednak z założeniem, że nie może mieć on żadnego znaczenia, ponieważ jego autor został z góry potępiony.

W. 27: Ostra ironia niewidomego od urodzenia, która demaskuje zamiary przeciwników Jezusa. Skoro tak uparcie wracają do tego wydarzenia, to chyba po to, by dostrzec jego prawdziwe znaczenie i by mu się podporządkować. Ale nic z tego.

W. 28—29: Gniewne ujawnienie (gdy zabrakło racji) uprzedzenia, stojącego u podstaw całej postawy nieprzyjaciół Jezusa. „Uprawniona” pogarda wobec innych, odwołująca się rzekomo do Mojżesza, a w rzeczywistości wynikająca z odrzucenia od początku Jezusa, o którym „nie wiedzą, skąd pochodzi”! To najbardziej zdumiewa!

W. 30—33: Decydujący argument niewidomego od urodzenia na temat znaczenia cudu, który „nadaje” Jezusowi boski autorytet.

W. 34: Podobnie jak Jezus został przez swych nieprzyjaciół odrzucony „a priori”, tak i niewidomy od urodzenia zostaje również odrzucony. Nie jest ważne to, co mówi, lecz to, kim jest: grzesznikiem, gdyż tak ocenia go decyzja kasty religijnej! Ekskomunikowany przez faryzeuszy, przeszedł w ten sposób całkowicie na stronę Jezusa. Należy do tych, którzy nad chwałę pochodzącą od ludzi przedkładają chwałę pochodzącą od Boga (zob. J 12, 43 — postawa wyjaśniona w J 3, 20—21).

Akt piąty: prostota wynagrodzona; świat do góry nogami.

W. 35: Jezus wychodzi na spotkanie swego „świadka”, nadal Go nie znającego. Świadek trzymał się swego oświecenia, które było jeszcze niepełne, ale którego nie opuścił. Choć tego nie wiedział, w rzeczywistości szedł już za Jezusem. Czy odważylibyśmy się powiedzieć, że trzymał Go za rękę, choć nie znał jeszcze Jego twarzy?

W. 36—38: Niewidomy powierza się całkowicie Jezusowi w swej otwartości i absolutnej prostocie sumienia. Niech ten „prorok”, w którego niewidomy uwierzył na podstawie jego czynów, powie mu, kim jest, a uzdrowiony uwierzy mu odtąd na podstawie jego słowa! Zapytany w ten sposób, Jezus może mówić. Tak też się dzieje. U stóp Jezusa niewidomy zostaje wynagrodzony.

W. 39—41: Jezus zabiera głos, by wyciągnąć wniosek na temat sensu Jego misji. Ten, kto twierdzi, że „widzi”, a mija Go obojętnie, jest ślepy; ten, kto wie, że jest grzesznikiem, lecz otwiera się na Niego, jest prawdziwie „widzącym” (jak uczniowie na początku publicznej posługi Jezusa). Wrogowie Jezusa należą do ludzi pierwszego rodzaju, niewidomy od urodzenia — do drugiego. Świat zostaje przewrócony do góry nogami, a według Jezusa — postawiony dopiero na nogach. A co z nami? Stoimy na nogach czy na głowie?

DLA DALSZEJ REFLEKSJI

1. Czy sądzicie, że dla zrozumienia cudów Jezusa konieczne jest odwoływanie się do wiary w Jego Zmartwychwstanie?

2. Spróbujcie odszukać w historii o niewidomym od urodzenia (J 9) trzy możliwe postawy wobec cudu Jezusa: wahanie, odrzucenie i przyjęcie.

3. Czy człowieczeństwo Jezusa ukazane we wskrzeszeniu Łazarza jest odpowiedzią na nieludzkość natury, przejawiającą się w śmierci? Czy rzeczywiście mamy prawo oczekiwać czegoś więcej, czy po prostu my jesteśmy zbyt wymagający?

 



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama