Uwierzyć w moc Ewangelii

Rozmowa o objawieniach maryjnych

Z Wincentym Łaszewskim, doktorem teologii, mariologiem, międzynarodowym autorytetem w temacie objawień, w szczególności związanych z fenomenem Fatimy, autorem książki „Rewolucja Maryi. Opowieść o Niepokalanym Sercu”, rozmawia Kinga Ochnio.

Pana najnowsza książka nosi tytuł „Rewolucja Maryi”. Słowo „rewolucja”, kojarzące się z buntem, rebelią, nie bardzo pasuje do Maryi...

Pierwotnie termin „rewolucja” oznaczał powrót do początku, zamknięcie pewnego cyklu naszej historii nachylonej ku Niebu. Oznacza to, że droga Maryi ma nas zaprowadzić z powrotem do raju, do czasu, kiedy człowiek żył w pełnym szczęściu będącym wynikiem doskonałego zjednoczenia z Bogiem. Nauczanie Jezusa, misję, którą nam pozostawia poprzez swoje czyny i słowa, nazywamy rewolucją. On zaproponował coś, co wywraca do góry nogami cały tzw. świecki, w znaczeniu pejoratywnym, porządek świata, zdominowany przez zło, pokusy, inne wartości, niż te, które nam Bóg wskazał w raju. To, co przynosi nam życie Maryi, jej wskazania w objawieniach (w książce skupiam się na Fatimie), nie jest niczym innym, jak rewolucją, postawieniem przed nami ewangelicznych, radykalnych, czyli rewolucyjnych wymagań, żebyśmy nasze życie zupełnie zmienili. Ona proponuje, byśmy przyjrzeli się przez lupę nauczania ewangelicznego wartościom proponowanym przez świat i stwierdzili, że większość z nich jest fałszywa.

Droga, którą proponuje nam Jezus, jest najpełniej chrześcijańska, czyli maryjna, przekazana przez Maryję, przede wszystkim w Fatimie. Tylko że my nie chcemy tej rewolucji. Chcemy jedną nogą stać na tym świecie, a drugą - na wartościach Ewangelii, i żeby jedno nie wykluczało drugiego. Tymczasem chodzi o pozbycie się komfortu. Zaufajmy Bogu jak Maryja. Stańmy całym ciężarem na nauce Chrystusa, uwierzmy w moc Ewangelii.

Od objawień w Fatimie minęło ponad 100 lat. Pan na nowo odkrywa znaczenie słów, które usłyszeli pastuszkowie. Pisze Pan: „Nikt z nas nie zna Fatimy. Orędzie znają tylko Hiacynta, Franciszek i Łucja…”, „To, co już znamy, wcale nie jest nam znane... Nie rozumiemy tego, co chciała nam powiedzieć Matka Boża Fatimska”.

Podczas jednego z kongresów w Fatimie świecki portugalski teolog do ponad kilkuset znawców objawień fatimskich z całego świata ośmielił się powiedzieć: „nikt z was nie zna Fatimy, bo nikt z was nie wszedł w przekaz Fatimy, tak jak Hiacynta, Łucja i Franciszek, w kręgu łaski. Nie zostaliście namaszczeni łaską, kiedy zaczęliście poznawać te prawdy”. Łucja, Franciszek i Hiacynta, kiedy otrzymali od Boga - przez Maryję - wezwania, podjęli się tego i za chwilę byli świętymi. Natomiast my tego orędzia tak naprawdę nie znamy, nie rozumiemy, nie czujemy jego potęgi, mocy, ponieważ nie czytamy tego w środowisku łaski, po generalnej spowiedzi, na kolanach, zgłębiając każde słowo jako słowo najgłębszej prawdy przekazywanej przez Niebo. Nie traktujemy ich jako skierowanych do nas osobiście. Tymczasem skoro są to objawienia uznane przez Kościół, to są dla każdego, kto się nad tym orędziem pochyli. Nasz kolejny problem polega na tym, że my te orędzie słyszymy, ale ono nie rezonuje w naszym życiu. Bóg w bardzo trudnych momentach daje nam zestaw ratunkowy. Otworzyliśmy, zajrzeliśmy do środka, ale go nie użyliśmy. Stąd papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI mówili, że ta misja nie została wypełniona, bo jeszcze nie uratowaliśmy świata narzędziami, jakie dał nam Bóg. Dziś w kryzysie Kościoła, wartości na świecie wołamy: „Boże ratuj”. A Pan Bóg mówi: „Rozpakuj zestaw, który już dostałeś, nic nowego nie otrzymasz”. Fatima, jak mówią papieże, jest jeszcze bardziej aktualna niż przed 100 laty. Szansa, którą Kościół, czyli my, otrzymaliśmy przy przemianach w 1989 r. jako efekt spełnienia jednego z życzeń Boga, przekazanego przez Matkę Bożą Fatimską, nie została przez nas podjęta. Zatem czas spróbować jeszcze raz, tym bardziej, że nasze pokolenie, zwłaszcza w Polsce, jest naznaczone szczególną łaską. To oznacza, że jeśli świat ma się zmienić, a Kościół wejść na drogę nawrócenia, drogę swojej prawdziwej misji, to zacznie się to w Polsce, bo jesteśmy niemalże ostatnim krajem, który kultywuje tradycyjne formy pobożności, czyli regularną spowiedź (mamy świadomość grzechu), codzienny (oby) różaniec, godnie przyjmowana, a nie w grzechu, Komunia Święta. Uczymy się patrzenia na wszystko wokół nas oczami Boga - to jest Polska dzisiaj. Dlatego możemy być optymistami, mówiąc o tym, że rzeczywiście w Polsce, mimo ataku, którego jesteśmy świadkami, to się wydarzy. Przynajmniej mamy ogromną szansę, szansę łaski.

Kilka dni temu miał premierę film braci Sekielskich, wcześniej mieliśmy do czynienia z profanacją wizerunku Maryi - to ciosy dla Kościoła. Pojawiają się pytania o jego kryzys. Jaka powinna być nasza, wierzących, odpowiedź, jak do tego ma się orędzie Maryi z Fatimy?

Jeżeli zadaje się tego typu rany Kościołowi (mowa o filmie), to nie jest to według mnie nic innego, jak zdrapywanie z Kościoła brudu, który jest na jego ciele. Popatrzmy na Kościół od dołu, jak na łódź Piotrową. Statek, kiedy płynie długo, a my płyniemy już ponad 2 tys. lat, na swym kadłubie ma mnóstwo brudu: wodorostów, małż, ślimaków, które spowalniają jego płynięcie. Trzeba ten Kościół rzeczywiście oczyścić, by znowu był piękny i gnany wiatrem Ducha Świętego prowadził nas do portu Niebieskiego. Nie mamy powodu bać się żadnej prawdy, nawet jeśli jest nam rzucana w formie inwektyw, z szyderczym uśmiechem, wśród obelg. To jest oczyszczenie Kościoła, które musimy przejść.

Natomiast jeśli chodzi o tęczowy nimbus wokół głowy Maryi - nie wiem, dlaczego nikt nie dodaje: i Jezusa - jest to dla mnie bardzo bolesna obelga rzucona chrześcijaństwu. W teologii ikony złoty nimbus jest najważniejszym elementem obrazu, bo on mówi o tożsamości postaci. Złoty nimbus to znak obecności Boga, czyli tożsamość Maryi to pełnia zjednoczenia z Bogiem. Kiedy złoty nimbus zostaje zdjęty, a w jego miejsce pojawia się tęczowy, to zmienia się tożsamość Matki Bożej i Jezusa. Ich tożsamością stają się barwy, mówiąc najogólniej, ruchów sodomickich. I to budzi we mnie przerażenie, bo oznacza, że oni chcą, by moja tożsamość się zmieniła: mam nie dążyć do zjednoczenia z Bogiem, mam nie być wierny wartościom Ewangelii... Żyjemy w takich czasach, że musimy być odpowiedzialni za swoją wiarę, czyli najwyższa pora ją znać. Tymczasem nie jesteśmy przygotowani do dialogu z naszymi wrogami, podjęcia dyskusji, bronienia naszych prawd wiary. Nikt tego argumentu, oczywistego dla każdego, kto zna teologię ikony, nie podniósł. Matka Boże mówi w Fatimie, że Jezus chce, by była lepiej znana i miłowana. Nie możemy jej miłować jako naszej prawdziwej Madonny, Mamy niebieskiej, jeśli jej nie znamy. Musimy być przygotowani, kiedy będziemy atakowani z różnych stron, aby naukowo, teologicznie, historycznie umieć odpowiedzieć.

Po drugie, musimy przestać się wstydzić naszej wiary. Dlaczego, kiedy na nasze ulice wychodzi kolorowy marsz w liczbie 300 osób, które chcą zmienić oblicze Polski, my nie powiemy: „a nas jest 30 milionów”? Dlaczego nie potrafimy się zebrać i zamanifestować naszą wiarę, dając do zrozumienia, że my się z tymi hasłami proponowanym przez garstkę ludzi nie zgadzamy. Zapominamy, że Kościół przez stulecia był „Ecclesia militans”, czyli Kościołem walczącym, a nie takim, który siedzi, obserwuje. Kiedyś Pan Bóg zapyta: „Nie broniłeś swojej wiary?”. Chrześcijaństwo nie jest bierne.

Czy właśnie takie zachowanie ma Pan na myśli, używając w książce sformułowania „komfortowy katolicyzm”?

W Apokalipsie słyszymy „obyś był zimny albo gorący”, a nie letni, bo tak jest najbezpieczniej. Komfortowy katolicyzm polega na tym, że jestem obserwatorem, widzem - niech Pan Bóg zrobi coś za mnie. Nie zaangażuję się, nie podejmę ryzyka, nie jestem gotowy, aby być chrześcijaninem walczącym, nie sięgnę po broń, nawet jeśli jest to tylko różaniec. Bo jeśli Matka Boża zaprasza nas do walki, to wiadomo, że nie wszyscy z boju wracają bez ran, żywi. Jeśli wiara jest dla mnie czymś najważniejszym, to oznacza, że jestem gotów cierpieć lub ginąć za nią, jeśli Bóg mnie do tej walki wzywa. To jest radykalne, prawdziwe chrześcijaństwo, to jest rewolucja Maryi, do której wzywa nas dziś Fatima. Inaczej Kościół przejdzie przez straszliwy kryzys, chrześcijaństwo przegra. Rewolucja Maryi jest zaproszeniem do tego, by wołać do Pana Boga o ludzi świętych. Pan Bóg zapyta: „A może ty?”. Jeśli odpowiem: „Ja nie”, to jestem jednym z komfortowych chrześcijan.

Kościół potrzebuje radykalnej zmiany - o to prosi Maryja w Fatimie. O jaką zmianę, odnowę chodzi?

Św. Jan Paweł II na pytanie, dlaczego Fatima jest taka ważna, powiedział, bo to orędzie jest zgodne z Ewangelią. Matka Boża w każdym objawieniu w Fatimie zaprasza, byśmy z rąk Jezusa wzięli Jego osobisty dar, czyli Ewangelię. Byśmy ten osobisty dar otworzyli, zaczęli czytać i wprowadzać w życie. Właściwie tyle. Ale my nie przyjmujemy Ewangeliarza z rąk Jezusa, bo chcemy dostać od Niego coś innego. Wydaje nam się, że wiemy lepiej, o co mamy prosić Boga. W objawieniach fatimskich Maryja mówi wprost: nawróć się, przestań popełniać grzechy, odwróć oczy od zła, zobacz, jaki ten świat może być inny. Szukasz szczęścia, prawdy. Uwierz, że ona jest, ale nie tu. Otwórz drzwi i wejdź w inną komnatę, komnatę Niepokalanego Serca, a zaśpiewasz razem ze mną hymn radości, bo Bóg chce, żebyś był szczęśliwy. Musimy uwierzyć, że Ewangelia jest dla nas, że jest mocą dla każdego wierzącego, czyli może w naszym życiu ujawnić swoją moc. To jest prawdziwa Fatima.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 21/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama