Dlaczego sposób mówienia o Bogu zmienia się w przeciągu wieków
Świadomość ludzka jest zanurzona w czasie, rozwija się i kształtuje w kulturze, w której żyje. Mowa, w której wyraża się ludzka świadomość, odzwierciedla obraz i sposób postrzegania otaczającego nas świata. Tym samym mowa ludzka jest zjawiskiem dynamicznym, rzeczywistością znajdującą się ciągle "w drodze". Jednym ze sposobów wyrażania ludzkiej samoświadomości jest mówienie o Bogu. W kulturze chrześcijańskiej język religijny został ukształtowany przez obrazy i symbole należące do odległej nam współczesnym kulturowo epoki. Problem relacji między współczesnym postrzeganiem świata a ukształtowanym w świecie biblijnym językiem religii chrześcijańskiej jest tematem artykułu Paula Konrada Kurza. Autor, z perspektywy postmodernistycznej cywilizacji zachodniej, ukazuje negatywne aspekty konfliktu językowego i pojęciowego między współczesnym postrzeganiem świata i człowieka a jego biblijnym odpowiednikiem. Jednocześnie szuka nowych dróg reinterpretacji biblijnej mowy o Bogu, usiłując znaleźć odpowiedź na sygnalizowane zmiany w świadomości ludzkiej, jakie zaszły w ciągu dwóch tysięcy lat religii chrześcijańskiej. Kontrowersyjne chwilami tezy autora są, z jednej strony, wyrazem trudności, jakie przeżywa język religii chrześcijańskiej w kulturze zachodnioeuropejskiej, z drugiej zaś, wezwaniem do ciągłego poszukiwania nowych form wyrazu tożsamości chrześcijańskiej we współczesnym świecie (Red.).
Przez wieki Bóg był niezbywalną częścią naszej mowy, która jest tętniącym centrum kultury. To, co wypowiadane, staje się publiczne. Mowa kształtuje świadomość, mówiony i pisany język łączy ludzi w naród. Kto się wypowiada, ten jest obecny. Kto z tego rezygnuje, skazuje się na to, że jego obecność jest niedostrzegana. Mowa jest wyrazem rozumienia, komunikacją skierowaną do partnera rozmowy, wiadomością o jakimś wydarzeniu czy też o zachowaniu. Mowa wyraża, wyjaśnia, ocenia.
Przez wiele pokoleń Bóg był pojmowany jako podstawa interpretacyjna świata. W hierarchii wartości znajdował się On na najwyższym szczeblu. Na żadnym poziomie nie był wyłączony poza nawias, wykluczony, zapomniany. Bóg należał do kultury, do rozumienia świata, do politycznej historii, do rodziny i narodu, do samorozumienia istoty ludzkiej. Obraz Boga Stwórcy, Boga Opiekuna czy Boga Sędziego nie był zepchnięty w refleksji ludzkiej na margines. Nie tylko księża i teolodzy, ale także matki i ojcowie, nauczyciele i wychowawcy mówili o Bogu w taki sposób, że dzieci Mu ufały, młodzież nie odrzucała Go po pierwszych doświadczeniach okresu dojrzewania, zaś młodzi ludzie, wchodząc w wiek dojrzały, traktowali wiarę w Boga jako dziedzictwo rodziców oraz jako posag otrzymany w darze od społeczeństwa. Społeczność rodzinna, krewni i znajomi żyli w ciągłym odniesieniu do religii. Przyznawanie się do religii i do Boga były tożsame. Zwyczaje i myślenie przekazywały Wszechmocnego. Zauważany, wzbudzający lęk, czczony Stwórca świata należał do osobistej historii życia.
Niedziela jako dzień Pański była także dniem wyznaczającym rytm życia ludzkiego. W owych czasach tydzień nie był jeszcze postrzegany przez pryzmat weekendu, a rok z perspektywy urlopu. Podział czasu był ukierunkowany na przeżywanie "czasów świętych". Przestrzeń, w której ludzie żyli, nie była jeszcze podzielona na obszary zamieszkane i rezerwaty przyrody, nie była uregulowana drogami szybkiego ruchu. Technika i gospodarka nie miały tak wszechmocnego znaczenia. Efektywność nie opanowała jeszcze myślenia polityków i wyborców.
W dzisiejszym świecie już uczeń jest w stanie wyjaśniać świat bez odwoływania się do Boga. W ciągu ostatnich stu lat agrarny świat i agrarna świadomość wyparowała z głów większości współczesnych ludzi, żyjących w kręgu zachodniej cywilizacji. Oparty na zdobyczach techniki świat dociera dzisiaj do każdej wsi. Przeżycie ludności nie zależy już od deszczu i suszy, od błogosławionego urodzaju we własnym regionie. Środki spożywcze są produkowane, konserwowane i przechowywane według przyjętych standardów, następnie zaś kupowane przez konsumentów w supermarketach. Produkcja i konsumpcja, dochód i standard życia określają świadomość. Zanika świat, który był doświadczany przez pory roku, wzrost, wpływy pogody i urodzaj. Jeśli zbiory rolne jednego z krajów zindustrializowanych wypadają któregoś lata poniżej oczekiwań, napawa to radością farmerów pszenicy np. w USA. Konsument jednego z państw zindustrializowanych nie odczuwa z tego tytułu żadnych przykrych niedogodności. Nie cierpi głodu ani nie jest zmuszony do ograniczeń, nie musi czekać z lękiem na przyszłoroczne zbiory.
Bóg, doświadczany w czasach biblijnych, wpierw w społeczności nomadów, później zaś w społeczności agrarnej, nie jest już podobnie doświadczany w społeczności zindustrializowanej. Organizacja technicznego świata nie uwzględnia Boga w swych rachubach. Z kolei obrazy biblijne nie odzwierciedlają współczesnego fenomenu technicznej produkcji. Niemniej jednak również w "technicznym" społeczeństwie jest możliwy, a nawet konieczny stosunek człowieka do natury. Jeśli chrześcijanie wierzyliby rzeczywiście, a nie tylko "niedzielnie" w Boga Stwórcę, niosłoby to za sobą polityczne następstwa. W społeczeństwach, w których produkcja i ukierunkowanie na zysk znajdują się na pierwszym miejscu, ludzie zachowują się faktycznie jak wrogowie Boga obecnego w Jego stworzeniu.
Na podobieństwo świadomości społecznej w ostatnich pokoleniach uległa zmianie świadomość indywidualna. Proces ten wywołał daleko idące konsekwencje. Naukowy obraz świata, myślenie według praw ekonomii, wymagania odpowiedniego standardu życia, pojęcia wartości i publiczna opinia wpłynęły w trwały sposób na zachowanie i relację ludzi do religii. Pozostanie przy życiu nie zależy już od lokalnych zbiorów, a oczekiwanie na godne życie w podeszłym wieku nie jest uzależnione od rodziny, lecz od wypłat emerytury. Celem nie jest przetrwanie, jak miało to miejsce w społeczeństwie agrarnym, lecz długie życie w wolności i dobrobycie. Praca "w pocie czoła" stała się pracą, której towarzyszy uczucie stresu. Krytyczne, stawiające pytania myślenie kształtuje świadomość. Zmieniły się również nasze zależności. Przywiązanie do Stwórcy jako Tego, który podtrzymuje stworzenie, jest prawie nieodczuwalne, a relacja do Boga Ojca nie jest już pojmowana w kategoriach patriarchalnych. Relacja ta stała się relacją bardziej otwartą, mniej jednoznaczną, niewolną od pytań. Bóg, który obiecywał liczne potomstwo, był związany z człowiekiem biblijnym, uważającym potomstwo za wartość. Obietnice mleka i pszenicy obiecywały biblijnemu człowiekowi żyzne doliny. Nie przypadkiem objawienia przyszły z pustyni, nie zaś z miasta; z miejsc, które nie zapewniają ochrony, nie zaś z obszarów, które oferują bezpieczeństwo i pewność egzystencji.
W ciągu niewielu pokoleń, wraz ze zmieniającymi się stosunkami, uległa przekształceniu świadomość ludzi. Dzisiaj nikt nie musi już myśleć o Bogu, aby wyjaśnić świat. Wiara w Stwórcę nie jest częścią naukowej interpretacji świata. Rozumienie i zainteresowania są obecnie inaczej ukierunkowane. W obszarze postrzegania niejednego współczesnego człowieka Bóg nie pojawia się na horyzoncie. Z jego myślenia znikło to, co nieskończone.
Starotestamentalne obietnice i słowa Jezusa były skierowane do ubogich. Nomadzi, później zaś rolnicy, rzemieślnicy i pracownicy najemni musieli codziennie troszczyć się o wodę, chleb i płody ziemi. Ci, którzy byli zależni od przyrody, prosili Pana natury o dobre dary, doświadczając codziennie zależności od nich. Obraz świata -- słońca, księżyca i gwiazd -- należał do tego życia według praw natury. Dzisiaj nie znamy ani podobnego rodzaju zależności, ani nieba pełnego gwiazd nad pustynią, ani przeżywanej w samotności ciszy, prowadzącej do medytacji. Biblijne objawianie było wypowiadane w społeczeństwie nastawionym na walkę o przetrwanie. Ojcowie i synowie o wielkich nazwiskach przejmowali je. Obraz Boga był następnie przekazywany w rodzinie i w rodzie, określając tożsamość jednostki i narodu. My zaś jesteśmy obywatelami raczej anonimowego społeczeństwa masowego, społeczeństwa dobrobytu. Ten, kto jedzie szybko po zakupy do supermarketu, nie czuje się przynaglony do prośby o codzienny chleb. Ma potrzeby, ale one nie kierują jego myśli do Boga.
W ten sposób trudno nam pojąć tę jakże odmienną rzeczywistość, gdy słuchamy świadectwa objawienia skierowanego do ludzi, żyjących według natury i doświadczających ubóstwa. Ich przeżycia są bowiem odmienne od naszych. Nie znamy ich troski o ziemię i wodę. Oświeconego obywatela mało interesuje ich skłonność do oddawania kultu Baalowi i składania mu ofiar. Bogowie i boginie płodności nie zajmują naszej świadomości. Nasi bożkowie są innego rodzaju. My jednak nie nazwalibyśmy ich w ten sposób, przynajmniej nie na forum publicznym. Istotne troski i potrzeby biblijnych ludzi nie przenikają do naszych sytuacji życiowych. Nasze obrazy życia i miast, wyobrażenia pracy i odpoczynku, nowe sposoby wyrażania kultu i obrazy katastrof mają niewiele wspólnego z wyobrażeniami tamtych czasów. Objawienie przekazywane ustnie przez pokolenia było skierowane do nomadów i ludzi żyjących z roli, troszczących się nade wszystko o przetrwanie. Ich zażyłość z sąsiadami, zwierzętami i roślinami była konkretna, potrzeby były łatwe do ogarnięcia wzrokiem. Także wtedy, gdy objawienia zostały spisane, życie nie odczuwało ich jako abstrakcji, zaś nowożytna anomimowość nie upokarzała nikogo.
Do ludzi żyjących w społeczeństwie agrarnym docierały także słowa Jezusa. W chwili, gdy Jezus używał obrazów siewcy czy wzrostu na określenie rzeczywistości Królestwa Bożego, były to obrazy zrozumiałe dla każdego. Skąpe w roślinność wzgórza były pastwiskami, ziemia była uprawiana przez rolników, drzewa pielęgnowane w ogrodach, jezioro i rzeka służyły rybakom do połowu. Wszechobecna była troska o wodę, a nie troska o zanieczyszczenie wody. Mówiono o źródłach, nie o zaporach wodnych. Zboże, oliwa i wino były doświadczane konkretnie w ich wzroście, przetwarzaniu i przechowywaniu. To, co dojrzewało, zbierały ludzkie ręce. "Owoce ludzkiej pracy" były gromadzone przez domowników, przechowywane w domu, używane z oszczędnością.
Gdy zmieniają się relacje do rzeczywistości, ulega zmianie myślenie, wraz z nim mowa, a ze sposobem wyrazu relacja do Boga. Bóg Biblii został objawiony w społeczeństwie o charakterze patriarchalnym. Obecnie dominującą formą życia jest partnerstwo (prawie) jednakowo uprawnione. Zamiast w dużych rodzinach wielopokoleniowych, wraz z ich funkcją ochronną i socjalną, żyjemy w małych rodzinach. Zasiedziałe rodziny zostały zastąpione bądącym w ciągłym ruchu partnerstwem, zawieranym na pewien czas, czy też egzystencją jednostek, żyjących w oddali od rodziny. Jako dowód tego rodzaju zmian może służyć przykład dobrego ojca rodziny, który w Starym i Nowym Testamencie jest modelem społecznym, wskazującym na wyobrażenie o Bogu. Jaki sens ma dzisiaj tego rodzaju obraz, jeśli ojciec rodziny jest nieobecny albo w ogóle nie odczuwa się za nim tęsknoty? Co oznacza mowa o domu, jeśli człowiek w miastach żyje w wynajmowanych mieszkaniach, zmieniając je według potrzeby? Jak przemawia do nas mowa o ojcu, jeśli wielu mężczyzn nie chce być nie tylko ojcami, ale i wychowawcami, jeśli życie jako single jest przedstawiane jako droga do sukcesu, społecznie propagowany wzorzec niezależności? Zmienione formy i obrazy życia zmieniają wszystkie relacje, również tę do Boga. Nasza świadomość jest w wielu aspektach odmienna od tej, o której mówi się w Biblii. Tam, gdzie produkcja jest kierowana za pomocą maszyn i komputerów, "owoc pracy ludzkiej" nie jest już bezpośrednio dziełem rąk ludzkich. Obecne formy pracy ustrukturyzowały inaczej życie, zmieniły zachowanie człowieka.
Także dla tych osób, które w niedzielę idą do kościoła, są zabezpieczenia życiowe ważniejsze niż błogosławieństwo aury. Nie tylko tam, gdzie ziemia jest nieurodzajna, używa się chemicznych nawozów, lecz korzysta się z nich wszędzie, aby osiągnąć lepsze plony. Człowiek może kierować płodnością ziemi. Nie pozostawia się chwastu ani roli, ani złemu nieprzyjacielowi. Proces oczyszczania ziarna eliminuje nieurodzajne zarodki, herbicydy i pestycydy zabezpieczają przed niechcianym wzrostem. Obraz złego nieprzyjaciela, który przychodzi nocą i sieje chwast na rolę, nie przyszedłby dzisiaj nikomu do głowy. Podobnie było nie do pomyślenia w czasach biblijnych, że ziemia może być zatruwana przez ścieki na skutek działań przemysłowych, czy też niszczona w efekcie nadmiernego stosowania środków chemicznych w gospodarstwach rolnych. Nieprzyjacielami ziemi jesteśmy dzisiaj my sami. Ludzie są odpowiedzialni za rozprzestrzenianie się obszarów pustynnych, za zanieczyszczenie i wysychanie rzek, a nawet za zmiany klimatu. Odpowiedzialność wobec natury, również za wodę i powietrze, stała się rzeczywistością o charakterze politycznym.
Starania ludzkie, aby przetrwać, przybrały dzisiaj inne formy. Dla większości ludzi chodzi nie tyle o bochenek chleba na jutro, ile o zachowanie energii do życia, miejsca pracy, radości życia, o zdolność do jego afirmacji. Zróżnicowana pod względem samorządowym, politycznie złożona organizacja dzisiejszego społeczeństwa byłaby trudna do wyobrażenia dla ludzi epoki biblijnej. Zorganizowana solidarność jest czymś innym niż zalecana miłość bliźniego. Współodpowiedzialność za ludzi żyjących w Trzecim Świecie jest czymś więcej niż pomoc sąsiedzka. Wielu współczesnych zachowuje się dzisiaj nie mniej moralnie czy socjalnie niż wcześniejsze pokolenia. Niemniej jednak moralność i bycie osobą społeczną stawiają obecnie inne wymagania. Niektórzy reprezentanci Kościoła skłaniają się w działalności pastoralnej do tego, aby ciągle przypisywać ludziom poczucie winy za błędne postępowanie. Wielu obywateli potrzebuje jednak bardziej zachęty do życia niż piętnowania win. Nie wszyscy mogą spełnić wymagania, do których wzywa Kościół i społeczeństwo. Nie każdy jest w stanie wypełnić moralne zobowiązania. Czy te osoby muszą więc zostać wykluczone ze wspólnoty chrześcijańskiej? Jakiego Boga mają czcić ci, którzy zostają wyłączeni?
Jako że formy pracy, wymagania stawiane przez wykonywaną pracę, możliwości spędzania wolnego czasu oraz sposoby zachowywania wpływają na świadomość człowieka, mają one związek z naszą relacją do Boga. Jaki obraz człowieka zakłada kaznodzieja mówiący o Bogu? W jaki sposób woła do Boga wspólnota? Pod postacią jakich obrazów i z jakimi potrzebami ludzie szukają Boga? Czy ich osobowy Bóg jest identyczny z obrazem Boga, który głosi Kościół, czy też pokrywa się z nim tylko częściowo? W jaki sposób myślą o Bogu księża, członkowie wspólnoty (świeccy), oddaleni od Kościoła czy też intelektualiści? Na podstawie jakich założeń nasza świadomość wchodzi w relację z Bogiem? Czego oczekujemy od Boga? Gdzie chcielibyśmy Go spotkać? Dokąd zajdziemy bez Niego? W jaki sposób Dobra Nowina może być głoszona w naszym społecznym kontekście? Jak może wejść pojmowany jako sacrum Bóg w świat poddany procesom sekularyzacji? Problemy te będą nas bezpośrednio dotyczyć wówczas, gdy w mowie o Bogu rozpoznamy naszą egzystencję.
O trudach walki o przeżycie informują już pierwsze strony Biblii. Bóg Stwórca zostaje przedstawiony w dobitny sposób jako Ten, który karze ludzi za ich winę. Po wypędzeniu z raju w życiu ludzi pojawia się wola samostanowienia, agresywność, która nie wyklucza zabójstwa. Walka o przetrwanie przeniosła się do historii ludzkości, nawet jeśli miejsca, przyczyny i warunki konfliktów uległy zmianie. Czując się zagrożonymi, ludzie nazywają innych wrogami. Podejmują walkę w życiu, aby zaznaczyć wobec innych swą społeczną pozycję. Dlatego też wielu ludzi odczuwa dzisiaj ciężar osiągnięcia sukcesu, jaki na nich spoczywa, jako wyraz walki o przetrwanie. Ten, kto musi żyć jako chory pośród zdrowych, jako słaby pośród dobrze finansowo uposażonych, skłania się (zakładając wiarę) do innych wyobrażeń Boga niż jakiś inżynier, urzędnik czy dyrektor. Jak bardzo doświadczenie bycia ubogim jest odległe dla osób dobrze usytuowanych finansowo? Czy jest możliwe, aby osoba tego rodzaju pojęła biblijne przesłanie skierowane do ubogich? Dzieje się tak jedynie wtedy, gdy jest ona zdolna do współcierpienia, współczucia, które prowadzi do idącego za poznaniem działania. Prawdą jest jednak, że również osoby dobrze sytuowane finansowo odczuwają boleśnie egzystencjalny lęk: przed niepowodzeniem, przed niezrealizowaniem wymagań, co doprowadzi do pogorszenia standardu życia, lęk przed utratą wewnętrznego pokoju, osobistej wolności, dobrych relacji partnerskich, oczekiwanego społecznego uznania. Lęk przed konkurencją, przed przerastającymi własne siły wymaganiami, przed chorobą i przegraną w życiu, wreszcie lęk przed śmiercią są dzisiejszymi doświadczeniami ubóstwa. Z tego powodu również nowożytne społeczeństwo jest pod wieloma względami społeczeństwem walczącym o przetrwanie.
Walka o przetrwanie jest więc darem czy też żądaniem Stwórcy? Czy jest ona następstwem ludzkiej natury, czy też stosunków społecznych? Agresywność opisana w biblijnych historiach stawia nam pytania. Czy warunki życia były we wszystkich czasach takie, że łagodność nie wystarczała do przetrwania, że ludzie bez potwierdzania samego siebie nie byli w stanie przeżyć? Jezus w swych radykalnych mowach wypowiedział się przeciw agresywnemu działaniu. Jego przykazanie przebaczenia i troski o bliźniego przeciwstawia się każdej praktykowanej formie agresji. Jak daleko jednak osobiste zachowanie może być traktowane jako polityczny wzorzec? Czy to wymaganie Jezusa jest możliwe do realizacji przez jednostki i uformowane grupy?
Gdzie Bóg spotyka człowieka w tym ciągle na nowo kształtowanym przez ludzi świecie? Gdzie znajdują się bramy, otwierające przystęp do świata nauczania Jezusa i w jaki sposób możliwa jest dzisiaj jego realizacja? Jak można doświadczać Ducha Chrystusowego w społeczeństwie zindustrializowanym? Jakie spojrzenie, jaką trzeba mieć dzisiaj świadomość, aby było to możliwe? W jakiej relacji musi się być wobec przeciwnika, wobec tego, kto nad nami góruje, kto kieruje się w życiu sprytem i podstępem? Jakiego rodzaju bliskość trzeba przypisać w swym życiu chorym, słabym i ubogim?
W biblijnych czasach Tora, jako prawo nadane przez Mojżesza, zaostrzyła świadomość ludzi o Bogu i ich bliźnich. Ten, kto stosował się do przykazań, wiązał się tym samym z Bogiem przymierza oraz z Jego ludem. Jahwe stał się obecny w indywidualnym i wspólnotowym postępowaniu. Wiara wyrażała się w czynach. Bóg Izraela był nie tylko Bogiem, który obiecywał błogosławieństwo, ale także Bogiem, który nadawał prawa. Współczesny człowiek zatracił w dużym stopniu tamtą świadomość Boskiego wymiaru zawartego w Mojżeszowych przykazaniach. Jego oświecony umysł przyznaje mu prawo do samostanowienia i określa moralność. Jezus wymagał od swych uczniów czegoś więcej niż jedyni przykazań. Uczniowie winni urzeczywistniać w życiu ducha prawa. Powinni połączyć miłość Boga z pełną troski miłością bliźniego, wyzbywając się agresywności i obojętności. Ich wiara winna wyrażać się w postawie otwartości wobec ludzi i Boga.
Chrześcijańskie narody jedynie w rzadkich przypadkach były wolne od agresywności, naznaczającej bieg historii ludzkiej. Przykazanie miłości Jezusa pozostawiło w niej nieznaczne ślady. Historyczna znajomość walk, wojen i zbiorowych mordów doprowadziła w czasach nowożytnych do wątpienia w chrześcijaństwo chrześcijan, wątpienia w opatrznościową bliskość Boga. Pytania zrodzone po tragedii Auschwitz, pojmowane jako pytania w ramach teodycei, nie dostały zadowalającej odpowiedzi ani od Żydów, ani od chrześcijan. Czy wraz z biegiem historii ludzkiej Bóg stał się kimś bardziej obcym dla nowożytnego człowieka, obstającego przy własnej autonomii? W XX w. papieże wielokrotnie nawoływali do pokoju. Czy nie powinni byli bardziej bezpośrednio wymienić z imienia wrogów pokoju w świecie? Czy wobec agresywności narodów polityczny rozsądek jest czymś ważniejszym, skuteczniejszym niż wyznanie wiary? W dzisiejszych czasach wiadomo, że żadna wiara nie może być przeżywana w oderwaniu od politycznego rozsądku.
Przypisywanie ludzkiej agresywności Bogu działającemu w historii jest problemem starym jak świat. Jest to problem wiary, który również dzisiaj Bóg kieruje do nas. Jeżeli nie wierzycie, nie ostoicie się, ostrzegali biblijni prorocy. Wierzący, żyjący w zindustrializowanym świecie, pytają, jaka winna być ich relacja do Boga, jak Bóg winien być obecny w ich życiu. Kiedyś chrześcijanie wierzyli, że Bóg jest gwarantem społeczeństwa monarchicznego. Dzisiaj pytają, czy Bóg akceptuje społeczeństwo demokratyczne. A może dystansuje się On od naszych politycznych rozwiązań? Jaki stosunek powinni mieć chrześcijanie do demokracji, w jaki sposób winni być zaangażowani w jej struktury?
Nasze doświadczenia są inaczej ukierunkowane niż w czasach biblijnych, średniowiecznego cesarstwa czy też w państwie okresu baroku. Czy nowożytna wiedza o świecie blokuje biblijną świadomość? Czy nowożytna wola samostanowienia o sobie i nowożytne zdobycze są ukierunkowane przeciwko przesłaniu Ewangelii? Czy zdolność wiary zaniknęła w nas w sposób znaczący? W świetle tego, co powiedziano, należy jednak przyznać, że nasze doświadczenia nie prowadzą jedynie do zaniku wiary. Rozwijają się na różnych poziomach w sposób bardziej zróżnicowany, wnikliwy, z głębszą świadomością samego siebie i własnych wątpliwości. Także wydarzenia naszej historii wskazują na obecność wiary w naszym życiu. Nasze doświadczenia mogą także objawiać bliskość Boga. Nasze wyobrażenia też wskazują na relację do Niego. Musimy je jednak ciągle odkrywać. Należy szukać dla nich wyrażającej je mowy, nadawać im odpowiednie formy wyrazu. Wielu współczesnych jest wrażliwych na Ducha Bożego. Wielu szuka kontaktu z Bogiem i pokoju, będącego owocem relacji z Nim, uznaje nieprzemijające znaczenie Dobrej Nowiny Jezusa. Tajemnica wcielenia Syna Bożego pozostaje jedynym w swym rodzaju wydarzeniem w historii rodzaju ludzkiego. Wielu wierzy w obecność zmartwychwstałego Chrystusa i Ducha posłanego od Niego.
W chrześcijańskich wspólnotach praktykuje się socjalną pomoc niesioną ubogim, chorym, ludziom w podeszłym wieku, szukającym azylu i bezdomnym. Chrześcijanie w sposób zorganizowany towarzyszą umierającym, wstawiają się za potrzebującymi pomocy w Trzecim Świecie, domagają się wolności dla niesprawiedliwie uwięzionych. Nie tylko więc w wymiarze kultycznym, ale także w wymiarze społecznym przejawia się dzisiaj obecność Jezusa. Seminaria mówią na temat wiary językiem, który nie zamyka Dobrej Nowiny chrześcijaństwa w skrzyniach, w których przechowywane są starocie. Zachęcający do działania Duch Boży pogłębia zrozumienie, dodaje odwagi, ofiaruje wewnętrzną wolność i pokój. Duch Boży wieje nie tyle tam, gdzie chce, lecz tam, gdzie może. Jego powiew nie jest ograniczony do budynków sakralnych, form cywilizacyjnych, poziomu intelektualnego czy zaprogramowanych czasów. Kto jednak zamyka się na Niego, nie ma do Niego przystępu.
Bóg jest wolny wobec każdej formy życia. Czy jako osoby ciągle zajęte przez pracę, czas wolny, zadania, zainteresowania, plany, przyjemności, mamy wystarczająco czasu dla Boga? Czas jest brakującym towarem, a nasza uwaga jest wielostronna, często podzielona. Coraz rzadziej żyjemy w grupach, w których można liczyć na wzajemne wsparcie. Należymy do anonimowej masy, która cierpi na brak orientacji w życiu. Z wielu stron docierają do nas wiadomości, wmawia się nam różne potrzeby. Konfrontowana ustawicznie z tego rodzaju żargonem nasza świadomość coraz rzadziej słucha tylko jednego głosu. Prostota i niewinność zagubiła się w nas. Mówienie o Bogu konkuruje z masą innych informacji. To, co nieprzeniknione, napastuje nas, zaś anonimowe głosy opanowują nasze wnętrze.
W dzisiejszym świecie przyrost demograficzny nie podlega prawie żadnej kontroli. Czy taki przyrost demograficzny jest zjawiskiem uwzględniającym dobro stworzenia? Czy zjawisko to nie wymaga właściwej odpowiedzi ze strony chrześcijan? Dzisiaj ludzie kształtują świat w sposób niewyobrażalny dla żadnego z autorów biblijnych pism. To, co nowe, wyraża się nie tylko w wiedzy o świecie, ale także w mowie. Przesłanie chrześcijańskie musi więc dzisiaj wkroczyć na drogę prowadzącą do nowych form językowych. Nie wystarcza już, w wymiarze pastoralnym, ciągle powtarzać istniejące od dawna formy wyrazu. Coraz więcej młodych ludzi oddala się od Kościoła, nie rozumiejąc mowy, którą on głosi. Ich sposób postrzegania, zainteresowania, problemy i oczekiwania, ich cielesność i duchowy horyzont nie znajdują w Kościele partnera, który przemawia do nich w zrozumiały sposób. Język liturgii i głoszenia Ewangelii nie dociera. Jakim językiem przemawiałby dzisiaj Jezus do młodych ludzi? Bez wątpienia odniósłby się do świata doświadczeń i wyobrażeń swych słuchaczy, zwracając uwagę na ich poszukiwanie sensu życia i oczekiwania. Proces wzajemnej komunikacji zakłada wspólny język mówcy ze słuchaczami. Nie wystarcza przytaczać biblijny sposób wyrażania się i przekazywać go dalej w ustalonych od wieków pojęciach. Formuły wiary, odpowiadając stanowi świadomości czasu, w którym powstawały, niosły ze sobą wyjaśnienia i nowe zrozumienie. Odległa od teraźniejszości mowa stawia słuchaczy przed problemem jej interpretacji. Jezus przemawiał urzekająco żywą mową.
Dzisiejsi słuchacze Słowa Bożego przeżywają wiele trudności, aby zaakceptować obraz Boga Ojca, zrozumieć Ukrzyżowanego, wyobrazić sobie Zmartwychwstałego, aby dawać świadectwo Jego Duchowi Świętemu. Nie może jednak być tak, by przeżywane przez słuchaczy doświadczenia świata i samego siebie były pomijane. Zwykłe odtwarzanie minionych wydarzeń, powtórzenia według ustalonych stereotypów, wzbudzające zakłopotanie parafrazy czy też jedynie uroczyste zapewnienia nie prowadzą do rzeczywistej aktualizacji Słowa Bożego. W jaki sposób mogą przemówić do dzisiejszych słuchaczy liturgiczne czytania, mówiące o połączonym z okrucieństwem wyzwoleniu izraelskich niewolników z Egiptu i o ich cudownym przejściu przez Morze Czerwone? Jak przejdą krytycznie myślący ludzie nad wątpliwościami i pytaniami, które wzbudzają w nich te opowiadania? W jaki sposób dotyczy ich ta historia? Jakiego rodzaju mogłoby być ich wyzwolenie? Czy wystarczają nam czytania, opowiadające o dawnych historiach plemiennych, które nas nie dotyczą? Co mówią historie o patriarchach, którzy w wymiarze kulturalnym nie byli naszymi ojcami? Co przekazują piękne opowiadania o pasterzach ludziom, którzy w społeczeństwie zindustrializowanym nie znają żadnych pastwisk? W jaki sposób docierają do nas historie o cudach jako doświadczenia wiary?
W jaki sposób pamięć biblijnego wydarzenia prowadzi do naszej teraźniejszości? Jaki związek może mieć nasza historia odpowiedzialności, winy i wolności z biblijną historią objawienia? Gdzie może być odczuwana obecność Boga siedmiodniowego dzieła stworzenia, jeśli nasze rozumienie świata nie wskazuje już na Niego? Gdzie znajduje do nas przystęp mowa o Bogu, jeśli świat naszych wiadomości ją wyklucza, jeśli nasza mowa i symbole ignorują Boga? W świecie ukierunkowanym na korzyść i przyjemność nie ma miejsca na to, co niewidzialne. Czy wobec tego negatywna teologia osiągnęła nowy, społeczny wymiar jako rodzaj znaku wskazującego na Boga?
Historia Bożego objawienia musi być dalej opowiadana, obecność Boga winna być świętowana w liturgii. Tam, gdzie opowiada się biblijne wydarzenia, przyprowadza się ludzi do tego, co jest opowiadane. Z opowiadania rozbłyska światło dawnych wydarzeń, z liturgicznej celebracji teraźniejszość tego, co świętujemy. Spisane z inną świadomością historie muszą być starannie przemyślane. Budzą one odwieczne ludzkie pytania o stworzenie i o normy życia, o ludzkie konflikty, o winę i zbawienie. W wersach psalmisty żali się i żywi nadzieję również nasza dusza. Żarliwe wypowiedzi świadomości dawnych czasów, pierwotne historie początków i historie interpretacji dziejów, mowy na temat prawa, mowy proroków, niosące pocieszenia i obietnice -- wraz z ich historycznym uwarunkowaniem -- mogą nas jeszcze dzisiaj dotykać. Egzegetyczna wiedza, duchowe rozumienie, twórcza fantazja i komunikacyjny język są jednak nieodzownymi elementami interpretacyjnymi, aby ułatwić ich przeniesienie w naszą teraźniejszość. Kontekst i sposób patrzenia biblijnych pism jest bowiem obcy dla współczesnego człowieka. Również stosunki, panujące w czasach Jezusa, są pod względem kulturalnym i historycznym odległe od tych, które dominują w naszych czasach. Tak trudno jest nam wyobrazić sobie dzisiaj żarliwe oczekiwanie na Mesjasza, odczuwane mocno w czasach Jezusa. Ta mesjańska nadzieja nie przemawia do nas. Zainteresowania tamtych ludzi i ich sposób pokonywania trudności życiowych różni się od naszego. Doświadczenie śliny jako uzdrawiającej siły nie przemawia do nas spontanicznie. W sytuacji tej należy uświadomić sobie obcość tamtego doświadczenia i odkryć je na nowo.
Nasza zdolność wsłuchiwania się w słowa Jezusa nie zanikła jednak, nasza wola nie pragnie odłączyć się od Niego. Nasze myślenie i odczuwanie jest nadal wrażliwe. Dawne społeczeństwo plemienne w zbyt małym stopniu rozwinęło indywidualną świadomość osoby. Także w społeczeństwie agrarnym zbyt mało dochodził do głosu język, podkreślający wartość jednostki. Chrześcijaństwo jako religia księgi rozwinęło tego rodzaju język w efekcie podejmowanego ciągle wysiłku interpretacji. Wszędzie tam, gdzie chrześcijańska religia była pełna życia, żywotny był również jej język. Liczne etapy oświecenia, zrodzone na chrześcijańskim gruncie, poszerzyły tego rodzaju mowę, uczyniły ją bardziej różnorodną w sposobie wyrazu. Nowe, postawione w czasach współczesnych pytania powiększyły wiedzę, pogłębiły ją i uczyniły bardziej spójną.
Przyrodniczo-naukowe myślenie uformowało przede wszystkim świadomość w wymiarze horyzontalnym. Skarlała natomiast świadomość w wymiarze wertykalnym, która objawia relację do Boga. W biblijnych opowiadaniach spotyka się z czytelnikiem (słuchaczem) prosta, naturalna, ukierunkowana na lud wybrany i otwarta na Boga świadomość. Tamta prostota myślenia, związana z niewinnością wypowiadanych słów, zaginęła w nas. Nasza nowożytna świadomość stała się nie tylko wyjątkowo pożądliwa, lecz także wietrząca podstęp, nieufna wobec prostych prawd. Stworzyliśmy nasz własny, oparty na sprycie, sposób postrzegania świata. Nie jesteśmy żądni poznania naszego powołania, z trudem potrafimy usłyszeć głos Bożej łaski.
Obszary rozwoju kultury i historyczne epoki wpływają na rozwój ich własnej świadomości. Wielu powątpiewa w to, że każda z tych epok prowadziła do bezpośredniej relacji z Bogiem, jak to uważał Leopold von Ranke w XIX w. Relacja między historią zbawienia a historią świata nie jest łatwa do określenia, jeszcze trudniejsze jest nazwanie miejsc, zjawisk czy osób historii powszechnej, w których historia zbawienia się konkretyzuje. Już Jezus oddzielił swą relację do Boga od stosunku do cesarza rzymskiego, akceptując jednocześnie porządek polityczny reprezentowany przez jego władzę. Tam, gdzie dawniej cesarz troszczył się o porządek, dzisiaj czyni to państwo republikańskie. Republika jako współczesna forma rządów nie przejawia żadnego zainteresowania Bogiem. Chrześcijanie muszą uznawać praworządne państwo republikańskie, uczestniczyć aktywnie w kształtowaniu świata i służyć Bogu swym sposobem postępowania w świecie. Podczas gdy wcześniej pamięć o Bogu była chroniona na płaszczyźnie wspólnotowej i działaniami zainteresowanych tym władz, obecnie jest ona w przeważającym stopniu pozostawiona jednostce. Indywidualistyczny wymiar oświecenia przyniósł także straty. Rozum człowieka ponownie cechuje zarozumiałość. Ukierunkowany na panowanie nad innymi, często nietolerancyjny umysł człowieka rozproszył jego świadomość, uczynił ją zatwardziałą, wypychając z niej obecność przekazywanych obrazów Boga.
Praca nad świadomością jest zawsze pracą nad mową, ta zaś jest wyrazem poszukiwania Boga. Człowiek współczesny, któremu dana jest tego rodzaju świadomość, winien się czuć zachęcony, aby jego pojmowanie Boga nie było związane z naiwnymi wyobrażeniami. Refleksja nad relacją do Boga winna odpowiadać poziomowi całej niewiele wysiłku. Duża liczba osób wyznała dziecięcą wiarę w wieku dojrzewania, nigdy jednak później nie pogłębiła jej poważniej biblijnie. Wielu ludziom przeszkadza "wtrącanie się" Jezusa w ich świadomość, przeszkadza krytyczne podejście do ich postępowania.
Wielu współczesnych reaguje w nadwrażliwy sposób na autorytatywnie przedstawiane nauczanie o Bogu, często nawet odrzucając je. Pragną własnymi drogami szukać Boga życia. Ludzie, którzy podkreślają własną autonomię, przybierają szybko postawę obronną wobec biblijnych przykazań i kościelnych norm, które wkraczają w ich wewnętrzny świat. Podstawowe przykazania Jezusa (miłość Boga i bliźniego) zawierają w sobie nieodwołalnie relację do Boga i świata. Łaska Boża chce rozwinąć w człowieku otwarcie na samego siebie i na drugiego. Ten, kto dzisiaj ustawicznie wskazuje na upadek moralny, nie dostrzega wysiłków wielu, aby przetrwać. Ten, kto oskarża obowiązujące dzisiaj normy postępowania, winien w pierwszej kolejności dostrzec trudności tych, których one dotykają. Młodzi ludzie chcą doświadczyć, że reprezentanci Kościoła urzędowego nie są zainteresowani jedynie tym, aby zobowiązywać ich do przestrzegania norm. Chcą czuć się zaproszeni. Chcą poznać wartość, co więcej, "korzyść" płynącą z religii. Kobiety pragną dostrzec ich kobiecość w obrazie Boga, wartość bycia kobietą w ukształtowanym przez mężczyzn Kościele.
Mowa o Bogu uobecnia naszą relację do Niego, interpretuje naszą egzystencję. W jaki sposób wolni i jednocześnie wielokrotnie doświadczający ograniczeń ludzie mogą wraz z ich doświadczeniami, oczekiwaniami i problemami wejść w bliskość z głoszonym w Biblii Słowem Bożym? W jaki sposób mogą zbliżyć się do głoszonego w Biblii Boga z balastem i "sprytem" ich wiedzy? Jeśli dzisiaj coraz więcej ludzi (także chrześcijan, byłych chrześcijan czy też tzw. chrześcijan niepraktykujących) szuka drogi do Boga, nie wiążąc się przy tym z autorytetem Kościoła, jest to także wyraz rozczarowania i protestu. Nie zgadzają się na uczenie ich recytowania dogmatycznych sformułowań, zanim przedstawią swe pytania i zainteresowania. Tym samym bronią się przeciw wszystkiemu, co ich zobowiązuje, nadzoruje, poddaje kontroli. Nie chcą, aby ciągle przemawiać do nich w mowie należącej do przeszłości. Nie wystarcza im karmienie "zakonserwowanymi" sformułowaniami. Wielu kieruje myśli ku Bogu, który towarzyszy na drogach życia, który budzi ich ciekawość, akceptuje ich ochotę życia. Uważają, że Bóg, który zachęca ich do tego rodzaju życia, pozwala im także stawiać pytania.
Kanoniczne formuły wiary są konieczne i pomocne. Wyzwalają one mówcę od konieczności ciągłego wynajdowania środków wyrazu, wyzwalają słuchacza od wysiłku nieustannej, nowej refleksji nad każdym sformułowaniem wiary. Tym samym uzdalniają mówcę i słuchacza do modlitwy. W Kościele katolickim księża i wierni przez długi czas byli chronieni przez użycie języka łacińskiego. Ustalona od wieków mowa może jednak wyschnąć i skostnieć. W takiej sytuacji traci ona zdolność do komunikacji. Język nie jest bowiem ponadczasowy. Ten, kto przemawia w imieniu Boga, nie powinien wydobywać Jego słów ze "starych bukłaków". Jego postrzeganie powinno być otwarte, jego myślenie w większym stopniu pozbawione zbędnego dystansu. Osoba ta musi również uczynić bardziej słyszalnym szacunek wobec tego, który szuka. Słowa mogą stać się niesłyszalne, a wtedy to, co wypowiadane, nie wyzwala żadnych impulsów do działania. Mowa pozostaje wtedy bezpłodna. Religijny język nie powinien zakrywać świadomości, lecz ją otwierać. Z natury religijnej mowy wynika bowiem, że nie chce ona być jedynie administrowana i przenoszona z jednej epoki do drugiej, ale chce być także szukana i znajdowana. Wszędzie tam, gdzie mowa o Bogu jest pełna żywej pamięci, prowadzi do wspólnotowego świętowania i do publicznego przepowiadania Ewangelii, komunikuje rzeczywistą obecność Bożą. Doświadczenie wzajemnej komunikacji staje się pełnym życia wydarzeniem.
tłum. Grzegorz Bubel SJ
Paul Konrad Kurz, ur. 1927; teolog, germanista, anglista; ceniony krytyk literacki i poeta. Mieszka w Niemczech.
Przypisy
[1] P.K. Kurz, Unsere Rede von Gott. Veränderungen des Bewußtseins-Veränderungen der Sprache, "Stimmer der Zeit", marzec 2002. Powrót
opr. mg/mg