Niektórzy miewają trudności z przyjęciem Niepokalanego Poczęcia, ponieważ bezgrzeszność kojarzy im się z pozbawieniem Maryi wolnej woli
Niektórzy miewają trudności z przyjęciem Niepokalanego Poczęcia, ponieważ bezgrzeszność kojarzy im się z pozbawieniem Maryi wolnej woli.
Zdumiewa niefrasobliwość tych osób, które nie widząc swoich uzależnień czy kompulsywnych zachowań, rozwodzą się nad losem nałogowych pijaków czy narkomanów, niepomni na to, że dysfunkcja niejedno ma imię i występować może w mniej lub bardziej widowiskowej odsłonie, tak że nie każdy uzależniony musi przypominać od razu leżącego w rowie alkoholika czy kimającego na dworcu ćpuna, a nieraz demon patologii upodabnia się nawet do anioła światłości, czego pracoholizm tych ponoć troszczących się o swoje rodziny jest wymownym przykładem. Ale jeszcze bardziej wzruszająca jest troska niewolników grzechu (por. J 8,34), którzy zastanawiają się, czy aby na pewno obdarzona przywilejem niepokalanego poczęcia i pełna łaski Maryja pozostała wolna...
To bardzo ciekawy przypadek myślenia, czy raczej jego braku. Dowodem na wolność ludzkiej woli miałby być wybór pomiędzy grzechem a świętością, albo raczej: doświadczenie raz upadku, a raz podnoszenia się z niego miałoby świadczyć o istnieniu wolnej woli. Jakby świętość oznaczała brak wyboru, i jakby grzeszność nie powodowała, że bez łaski człowiek zniewolony grzechem nie jest w stanie się sam o własnych siłach podnieść. Grzech zniewala, a zatem utrudnia lub uniemożliwia wybór dobra, ogranicza zatem ludzki wybór, a nie poszerza go. Trzeba by jednak zapytać może tak: czy wolna wola zostaje ograniczona, gdy wybiera się Boga, czy też właśnie wtedy dopiero doświadcza ona właściwej sobie wolności? Wolna wola realizuje się nie przede wszystkim wtedy, gdy wybiera spomiędzy dobra i zła. Podobnie jak człowiek w hipermarkecie postawiony przed półką ze zdrową i niezdrową żywnością nie ma powodu, by nie posiadać się ze szczęścia, że dano mu taki wybór. Już raczej ucieszyłaby go półka uginająca się od ciężaru tego, co dobre czy zdrowe. Właśnie, dobro nie jest przecież czymś pojedynczym, już raczej przypomina półkę z wielorakim dobrem do wyboru.
O ile dobrze rozumiem, zatroskanie wyrażone pytaniem o wolną wolę Maryi być może wynika z mniej lub bardziej świadomego podejrzenia jakiegoś determinizmu, któremu Ona miałaby podlegać. Przy okazji świadczy jednak być może o nieświętości zatroskanego, który gdyby mocniej takiej świętości zaznawał, nie miałby wątpliwości, że właśnie owa świętość ukazała mu nowy horyzont wolności. Skoro Matka Pana została „odkupiona w sposób wznioślejszy ze względu na zasługi swego Syna” (Lumen gentium) — zdaje się rozumować odkupiony w mniej wzniosły sposób — wtedy raz rozpędzona maszynka Bożej woli nie mogła się już zatrzymać, dopóki nie wyprodukowała doskonale świętej niewiasty... Oczywiście, jak zauważa ks. Czesław Bartnik, „nie można rozumieć niepokalanego poczęcia jako mechanicznej, odgórnej predestynacji do świętości i macierzyństwa Bożego”, ponieważ ani Ona nie stanowi jakiegoś produktu w Boskim zakładzie, ani Bóg nie jest producentem świętości. Jeśli On Osobą, to i Ona; Oboje traktują się ze wzajemną powagą i szacunkiem.
Czy nie jest tak, że w pytaniu o wolną wolę Niepokalanej skrywa się lęk przed opuszczeniem przez Nią nas, pokalańców? Jakiś strach, że może nas nie zrozumie, jeśli okaże się bezgrzeszna, a więc tak różna od nas? Chcielibyśmy, aby była jedną z nas, grzeszników, bo wydaje nam się, że tylko wtedy zrozumie nasze uciemiężenie grzechem. A jednak mama narkomana nie musi ćpać, aby współcierpieć razem z nim; prawdopodobnie przeżywa to, co on, plus jeszcze coś ponad to, czego z kolei on nie doświadcza, bo już nie jest w stanie, bo już jest w stanie niewoli, bliżej mu do narkomana niż człowieka. Jeśli jest między nami a Nią przepaść, to paradoksalnie właśnie ta przepaść umożliwia najbliższe spotkanie między Nią a nami; Ona bezgrzeszna jest bliżej człowieka niż grzeszny człowiek.
Wydaje nam się, że ktoś pełen łaski i Ducha przypominać musi robota, ale w rzeczywistości to przecież my, niepełni łaski i z zaledwie pierwocinami Ducha, poruszamy się jak zaprogramowani przez szatana czy grzech, i dopiero uczymy się żyć w wolności dzieci Bożych! Myślenie, że można być bardziej wolnym nie będąc pełnym łaski czy podpadając pod grzech pierworodny — to w gruncie rzeczy pelagianizm, tyle że w formie ukrytej; tak jakby człowiek bez łaski Boga mógł Go i to, co On proponuje — wybierać! Prawdziwie wolny jest jedynie Bóg, a więc i doskonale z Nim zjednoczona Maryja. Maryja od początku cieszy się pełną wolnością dziecka Bożego, której sprawcą czy dawcą jest Duch Święty — bo tam, gdzie Duch Pański panuje, tam dopiero wolność może się realizować (por. 2Kor 3,17).
Jego wola nie niszczy naszej woli, podobnie jak ludzka wola w Chrystusie musiała się „dogadać” z Boską wolą. Zjednoczenie woli Boskiej i ludzkiej w Chrystusie dokonało się bez zmieszania, ale i bez rozdzielenia. W tej perspektywie doktryna o Niepokalanym Poczęciu mówi o tym, że „łaska Boża działała w sposób wystarczający, by wzbudzić odpowiedź, że łaska i wolność, że łaska i bycie sobą, rezygnacja i spełnienie tylko pozornie sprzeciwiają się sobie, gdy tymczasem warunkują się i wzajemnie zakładają” (J. Ratzinger). Można powiedzieć, że w Jej przypadku dokonało się to zjednoczenie woli ludzkiej i Boskiej w sposób doskonały jak u Chrystusa, i tego właśnie oczekiwał Bóg od człowieka, i właściwie tego oczekuje od każdego z nas, o czym świadczą wszyscy święci i mistycy podkreślający, że zjednoczenie z Bogiem osiąga się nie za cenę czego innego, jak poddania swojej woli Jego woli.
Bo tylko wolny może się poddać. A absolutnie wolna poddała się totalnie.
Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2014) nr 12
Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg