Rozmowa z ks. dr. hab. Przemysławem Kantyką, kierownikiem Katedry Teologii Protestanckiej oraz kuratorem Katedry Teologii Ekumenicznej w Instytucie Ekumenicznym na Wydziale Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz dyrektorem Instytutu Ekumenicz
Trwa kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, w którym Kościół zachęca wszystkich do refleksji i modlitwy w intencji zbliżenia podzielonych braci chrześcijan. Jednak wielu nie do końca rozumie pojęcie i sens ekumenizmu. Czym on jest i jaka jest jego geneza?
Ekumenizm to ruch zmierzający do przywrócenia widzialnej jedności chrześcijan. Wierzymy, że istnieje jeden Kościół Chrystusowy, który jest ponadto święty, powszechny i apostolski. Tę jedność Kościoła wyznajemy w Credo. Ale chrześcijanie są podzieleni między sobą i grupują się w różnych wspólnotach wyznaniowych, nieraz w historii konkurujących ze sobą lub nawet się zwalczających. A przecież Pan Jezus modlił się do Ojca o jedność swoich uczniów: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17,21). Dlatego, jako chrześcijanie, wszyscy jesteśmy wezwani, by wypełnić tę wolę Chrystusa. Jedność jest nam „zadana” przez Zbawiciela, a więc każdy chrześcijanin powinien włączyć się w dzieło przywracania jedności, czyli ruch ekumeniczny. Nam, katolikom, nie może wystarczać przeświadczenie, że Kościół rzymskokatolicki jest najpełniej wyposażony w dobra odkupienia, bo i w tej pełni jest brak, jeśli nie ma jedności z innymi chrześcijanami.
Współczesny ruch ekumeniczny miał początki protestanckie, a zaczął się - jak się uważa - od pierwszej Światowej Konferencji Misyjnej w Edynburgu w 1910 r. Po drodze do Kościołów protestanckich dołączały prawosławne, a Kościół rzymskokatolicki szeroko otworzył się na ekumenizm wraz z II Soborem Watykańskim, który wydał m.in. „Dekret o ekumenizmie”. Po raz pierwszy przyznał w nim, że niekatolickie Kościoły i Wspólnoty kościelne też mogą być dla chrześcijan drogą zbawienia, choć pełnia łaski i prawdy jest w Kościele katolickim. Poza tym sobór wezwał wszystkich katolików, aby z otwartym sercem zaangażowali się w ruch ekumeniczny, dając posłuch woli samego Chrystusa.
Co Ksiądz uważa za stumilowy krok w historii ruchu ekumenicznego?
To wspomniany wyżej II Sobór Watykański. Nie byłoby pełnego ekumenizmu bez Kościoła katolickiego. A potem było sporo innych „kamieni milowych”, choćby wzajemne zniesienie ekskomunik pomiędzy Kościołem rzymskokatolicki a Kościołami prawosławnymi w 1965 r., czy podpisanie wspólnej „Deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu” pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a Kościołami luterańskimi w 1999 r., do której dołączyły w 2006 r. także Kościoły metodystyczne.
Jakie, zdaniem Księdza, są najważniejsze wydarzenia ekumeniczne w minionym roku?
Na gruncie polskim było to niewątpliwie podpisanie „Wspólnego Przesłania do Narodów Polski i Rosji” przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika i metropolity przemyskiego, zwierzchnika Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego patriarchy moskiewskiego i całej Rusi Cyryla. To dokument jeszcze mało doceniany, ale mam nadzieję, że będzie on jak mały kamyk, który, najpierw staczając się powoli, w rezultacie poruszy lawinę.
Wierni zmieniają swoją postawę oraz widzą, że do akcji ekumenicznych włączają się kolejne Kościoły. Skoro jest dobrze, dlaczego my, chrześcijanie, nadal jesteśmy tak daleko od siebie?
Pierwsze podziały z Kościołami przedchalcedońskimi (to teraz tzw. Starożytne Kościoły Wschodnie) miały miejsce już w IV i V w. Rozłam na chrześcijaństwo Wschodu i Zachodu w XI w., a rozłam reformacyjny w wieku XVI. A więc droga rozchodzenia się chrześcijan była dość długa i daleko od siebie nią zaszliśmy. Trzeba więc teraz z wielką cierpliwością wracać. Tu huraoptymizm nie pomoże. Ale też nie trzeba się ociągać. Powinniśmy, jako ludzie wierzący, włożyć swój wysiłek, nie zapominając jednak, że jedność Kościoła jest darem Bożym. To Pan Bóg wyznaczy czas, miejsce i sposób. My się musimy tylko do tego przygotować. Tylko i aż.
W rzeczywistości widać oznaki zbliżenia. Spotykamy się, rozmawiamy, nawet modlimy się razem. Jeszcze nie możemy przystępować razem do Eucharystii (poza określonymi wyjątkami), ale pragnienie prawdziwej komunii pobudza nas do działania na rzecz jedności.
Co Ksiądz mówi tym, którzy jednak kwestionują ideę ekumenizmu?
Można ich zapytać, czy również mają za złe Panu Jezusowi, że modlił się o jedność swoich uczniów, o to, że umarł na krzyżu, aby „rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”. Byłoby strasznym egoizmem rezerwować zbawienie tylko dla siebie, a o innych, w tym o chrześcijanach niekatolikach, zapomnieć. Ponadto, skoro nauczającemu Kościołowi katolik ma okazywać posłuszeństwo wiary, to skąd się bierze i czy nie jest pychą postawa kwestionowania drogi, którą Kościół obrał na II Soborze Watykańskim, a wyraził choćby w „Dekrecie o ekumenizmie”. Trzeba uwierzyć, że Kościół się tu nie pomylił, że nie zszedł z dobrej drogi. Trzeba mieć zaufanie do swego Kościoła i włączać się w to, co on zaleca. W ten sposób im kto jest lepszym katolikiem, tym też jest lepszym ekumenistą...
Które kwestie w dialogu ekumenicznym budzą najwięcej problemów?
Niezmiennie w dialogach z udziałem Kościoła rzymskokatolickiego najtrudniejsza sprawą jest zagadnienie jedności z biskupem Rzymu, czyli papieżem. Chrześcijanie niekatolicy nie godzą się na uznanie prymatu jurysdykcji (czyli zwierzchnictwa nad wszystkimi Kościołami lokalnymi) oraz prymatu nauczania, w tym szczególnie na uznanie prawa papieża do nieomylnego nauczania w sprawach wiary i życia chrześcijańskiego. Dalej są kolejne zagadnienia: uznania tzw. sukcesji apostolskiej, czyli kontynuacji posługi apostołów w przekazywaniu nieskażonej wiary i charyzmatu urzędu apostolskiego, czego wyrazem jest nieprzerwany od czasów apostolskich łańcuch święceń biskupich („nakładania rąk”). Uznanie ważności święceń jest potrzebne, abyśmy mieli pewność, że Eucharystia i inne sakramenty są ważnie sprawowane. To stare problemy. Dziś dochodzą do nich także spory o zagadnienia moralne, takie jak poszanowanie życia, ocena postaw homoseksualnych, definicja małżeństwa, itd.
Mówi się o wymiarze duchowym, doktrynalnym i praktycznym ekumenizmu. Który z nich jest najważniejszy?
Ekumenizm doktrynalny przeznaczony jest dla specjalistów, teologów. Każdy może się włączyć w praktyczną współpracę międzywyznaniową, robiąc coś dobrego dla społeczności lokalnej czy szerszej. Natomiast nawrócenie i modlitwa, czyli ekumenizm duchowy, to serce całego ekumenizmu. Każdy może praktykować ten rodzaj, nawet nie wychodząc z domu. Przede wszystkim osobiste nawrócenie, przybliżając nas do Boga, zbliża nas do siebie nawzajem. Warunkuje też nawrócenie całych społeczności kościelnych. Tego za nas nikt nie wykona: nawracać musimy się „na swój rachunek”, a gdy trzeba, to bić się w swoje piersi, nie cudze...
Przed ekumenizmem stoi wiele wyzwań. Które, w opinii Księdza, jest najistotniejsze?
Praca teologów nad uzgadnianiem doktryny musi się dokonać, abyśmy wiedzieli, że mamy taką samą wiarę i sakramenty oraz czuli się naprawdę jednością. Ale potrzebna jest też zmiana nastawienia, zmiana mentalności całych społeczności kościelnych. Abyśmy wzajemnie patrzyli na siebie jak na braci, a nie konkurentów czy heretyków. W niektórych kręgach, i to w różnych Kościołach, także w naszym, odżywają stare obawy i uprzedzenia. Niektóre nasze środowiska tzw. tradycjonalistyczne chciałyby cofnąć Kościół do czasów sprzed II Soboru Watykańskiego. Boją się ekumenizmu i uznają go za zagrożenie. W innych Kościołach niekiedy odgrzewa się stare nurty polemiki antykatolickiej, być może w trosce o wzmocnienie własnej tożsamości. A więc praca nad zmianą mentalności w duchu ewangelicznej modlitwy Jezusa „Aby byli jedno” jest tu zdecydowanie najważniejsza.
A z rzeczy bardziej „namacalnych”: rzeczą wspaniałą i ze wszech miar wskazaną byłoby uzgodnienie choćby wspólnego świętowania Wielkanocy dla całego chrześcijaństwa. Pragnąłbym dożyć tego wydarzenia.
Co każdy z nas, zwyczajnych, żyjących w Polsce katolików może i powinien zrobić na rzecz ekumenizmu? Na ile ekumenizm jest sprawą nas wszystkich?
Trzeba najpierw wyrzucić z głowy i z serca wszystkie uprzedzenia. Spojrzeć na innych chrześcijan jako na braci, nie jak na odmieńców. Dalej zadbać o swoje osobiste nawrócenie. A potem modlić się, modlić i modlić. Modlitwa może być wspólna, razem z innymi chrześcijanami, lub w gronie jednego wyznania, ale także modlitwa indywidualna, osobista. A to już naprawdę każdy może ofiarować wedle swej dobrej woli, włączając się choćby w powszechną modlitwę Kościoła w Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 3/2012
opr. ab/ab