W jaki sposób ateiści próbują obalić chrześcijańską koncepcję wolnej woli? Gdzie tkwi słabość ich argumentacji?
Pojawiły się ostatnio wśród ateistów (udających "nihilistów") próby obalenia chrześcijańskiej koncepcji wolnej woli. Próby te są niezaradne i samowywrotne. Warto przyjrzeć się bliżej temu zagadnieniu.
Wśród wojujących ateistów modne stało się ostatnio negowanie chrześcijańskiej koncepcji wolnej woli. Ma to swoje określone powody i konsekwencje. Głównym powodem jest chęć uwolnienia się przez ateistę od odpowiedzialności za swoje czyny. Jeśli wolna wola nie istnieje to ateista nie musi odpowiadać za swoje czyny. Coś, co zdarzyło się, z wszelkimi ludzkimi wyborami włącznie, po prostu „musiało” się zdarzyć. Ateista nie miał wpływu na żaden swój wybór i podobno nikt nie ma na to wpływu (jedynie wydawało mu się, że ma). Dość interesująca opcja bo wynika z niej, że jeśli ktoś ukradnie ateiście portfel to ateista nie powinien go za to obwiniać i powinien pozwolić mu zabrać ten portfel. Przecież „musiało” się to zdarzyć i złodziej nie powinien za to odpowiadać. Konsekwencje całego tego podejścia są łatwe do przewidzenia. Ateista uważa, że może uwolnić się nie tylko od wszelkiej odpowiedzialności za swe czyny ale może uwolnić się również od chrześcijaństwa i Boga. Jeśli wolna wola nie istnieje to chrześcijaństwo nie ma sensu ponieważ odpowiedzialność za grzech nie ma sensu.
Jak wygląda argumentacja ateisty za tym, że wolna wola rzekomo nie istnieje? Uważa on, że każda decyzja albo ma jakieś przyczyny, albo ich nie ma. Tertium non datur. Przy pomocy jakiegoś kryterium dokonujemy oceny wartościującej i porównujemy dostępne nam opcje. Wybieramy tę z opcji, która okaże się „najlepsza”. Powyższe wartościowanie może być świadome lub nie, rozumowe lub nie - to nie ma dla ateisty większego znaczenia. Możemy dokładnie analizować sytuację lub możemy po prostu „poczuć”, że mamy na coś większą ochotę, nie będąc świadomi procesu wartościowania. Znaczenie ma tylko to, czy nasz wybór zależał od jakiegoś kryterium wartościowania, jakiekolwiek miałoby ono nie być. Jeżeli jest to prawdą, to aby postąpić inaczej musiałoby się zmienić nasze wartościowanie. Musieliśmy przecież wybrać najlepszą opcję. Więc co to znaczy, że jesteśmy wolni? Uciec przed tym problemem można jedynie w możliwość przeciwną. Dokonujemy powyższego wartościowania ale nasz wybór nie zależy od niego bo na przykład opcje są równe względem siebie, albo po prostu jest tak, że nasze decyzje nie zależą od tego. Możemy też przyjąć, że nie dokonujemy żadnego wartościowania bo na przykład opcje są nieporównywalne, mamy za mało informacji o nich, albo po prostu nie jesteśmy do tego zdolni. Na czym wtedy polega odpowiedzialność? Jak można winić kogoś za wybór „gorszej” opcji, skoro jego wybór nie zależał od wartościowania lub w ogóle takiego wartościowania nie było?
Tak argumentuje ateista przeciw koncepcji wolnej woli. Pozornie ta argumentacja wygląda na sensowną i dogłębnie przemyślaną. Ale wcale taka nie jest. Gdzie tu jest haczyk? Jest tu wiele haczyków. Wyłuskajmy je po kolei.
Po pierwsze ateista popełnia tu w swym rozumowaniu fałszywą dychotomię, sugerując, że możliwe są tylko dwie opcje: albo wybieramy w zależności od czegoś, czyli nie jest to wolny wybór; albo nie wybieramy w zależności od czegoś i wtedy wybór może zostać uznany za wolny ale nie jest to wybór odpowiedzialny (bo nie wartościujemy go). Takie stawianie sprawy przez ateistę jest sugerowaniem, że nie mamy trzeciej opcji. Zarzucam jednak takiemu stawianiu sprawy fałszywą dychotomię. Nie ma tu tertium non datur bo jak najbardziej są możliwe jeszcze inne opcje powodów wyboru czegoś:
1) decyzja o wyborze może mieć przyczyny ale nie są one znane.
2) przyczyny wyboru są tak skomplikowane, że trudno wyłonić jedną decydującą.
3) przyczyny wyboru są rozłożone między przyczyny i czynniki losowe.
4) nie istnieje przyczyna ale też i zarazem nie istnieje brak przyczyny decyzji o wyborze (decyzja jest podjęta autonomicznie).
5) decyzja o wyborze może być podjęta arbitralnie (nie jest to jednak wybór losowy).
6) może istnieć wiele przyczyn wyboru i decyzja będzie na bieżąco modyfikowana w procesie decydowania pomiędzy nimi.
7) może istnieć wybór bez przyczyny, który zarazem nie jest indeterministyczny.
8) może istnieć wybór zależny, który wciąż jest wolny ponieważ zależność nie implikuje determinizmu (jest to spostrzeżenie kluczowe dla mojej kontrargumentacji apologetycznej więc dalej rozwinę to jeszcze dodatkowo w tekście).
9) mogę coś wybrać na próbę i zmienić sobie zdanie na przeciwne bo tak chcę lub testuję różne opcje.
10) może istnieć wybór jednocześnie zależny i niezależny od czegoś.
11) może istnieć podejście ambiwalentne, gdy oceniamy coś jednocześnie negatywnie i pozytywnie.
12) może istnieć wybór zaniechany.
13) może istnieć kilka wyborów na raz.
14) może istnieć jednoczesny wybór dwóch przeciwstawnych opcji (np. blondynka i brunetka).
15) może istnieć wiele wyborów z jednego powodu.
16) może istnieć jeden wybór z wielu powodów.
17) to wybór może wpłynąć na przyczynę, a nie odwrotnie (sprzężenie zwrotne).
18) coś może być wybierane w nieskończoność i wtedy wybór jednocześnie następuje i nie następuje, jest jednocześnie zależny i niezależny.
Pewnie można by wypisać jeszcze kolejne warianty. Jednak ateista założył sobie już na starcie tylko dwie opcje, w ramach fałszywej dychotomii, więc nic dziwnego, że dalej wychodzi mu to co sobie założył. Błędne założenia ateisty więc i błędne wnioski.
Wyłuskajmy kolejne haczyki w rozumowaniu ateisty przeciw wolnej woli. Bezpodstawnie zakłada on również, że aby wybrać „musimy” wartościować coś jako „najlepsze”. Jest to co najmniej dyskusyjne założenie ponieważ wcale nie musimy wiedzieć co jest najlepsze aby wybrać. A nawet jak wiemy to często wcale nie wybieramy tego co najlepsze. Bardzo lubię pewną markę napoju, który określiłbym jako najlepszy, ale nie chcę pić go codziennie. Często wybieram więc dla urozmaicenia inny napój zamiast niego, który wcale nie uważam za najlepszy. Myślę, że każdy z nas tak ma i dotyczy to również jedzenia oraz innych wyborów tego co z reguły uważamy za najlepsze. I często tak właśnie wybieramy. Założenie, że zawsze wybieramy to co „najlepsze” jest po prostu naciągane. Naciągane jest również założenie, że w ogóle „musimy” coś wartościować aby wybrać. To założenie ateisty jest również nadmiarowe. Wcale nie muszę nic wartościować aby wybrać. Mogę po prostu wybrać. Nie ma koniecznego wynikania między tym co wybieram i wyborem, nawet jeśli rozumiem co wybieram. Zawsze jest on tylko zrealizowaniem się możliwości (nie konieczności). Mój wybór jest zależny w sposób warunkowy ale niekonieczny. Tym samym błędna jest teza, że ktoś jest w sposób konieczny zależny od kryteriów wyboru. Nie ma takiej konieczności. Paranoicy walczący z wolną wolą popełniają tu pospolicie błąd logiczny polegający na nieodróżnianiu de dicto od de re. Ten błąd w rozumowaniu zdefiniowali już średniowieczni filozofowie i polega on na pomieszaniu necessitas consequentiae (konieczność tego, że q musi wyniknąć z p) z necessitas consequentis (konieczność zaistnienia q, która istnieje sama przez się i na mocy własnej). Konieczność de re jest tu przez ateistycznego Don Kiszota zwalczającego wolną wolę pomieszana z koniecznością de dicto.
Następnym haczykiem w przedstawionym wyżej rozumowaniu ateisty jest założenie, że aby być moralnie odpowiedzialnym za wybór trzeba coś w ogóle „wartościować”. Jest to kolejny wątpliwy postulat ateisty, który jest co najmniej dyskusyjny. Na przykład morderca może w ogóle nie wartościować swojego wyboru i mimo to być za niego w pełni odpowiedzialnym. Nawet niepoczytalne zabójstwo ma ograniczoną odpowiedzialność ale nie zniesioną. Paranoicy zwalczający wolną wolę przy pomocy takich pseudoargumentów sami nie wierzą w to co mówią i piszą. Żaden sąd nie uzna takiej pseudoargumentacji w przypadku gdy ateista zwalczający wolną wolę zabije kogoś i stwierdzi, że nie jest za to odpowiedzialny bo po prostu „nie wartościował tego”. To jakaś piramidalna bzdura.
Największe oszustwo w powyższej argumentacji ateisty zwalczającego wolną wolę jest jednak przemycone w założeniu, które polega na wpieraniu przez niego, że jeśli wybór jest zależny to już nie jest wolny. Jest to nonsens. Powiedzmy, że wybrałem puszkę Coli ponieważ lubię ten napój i widok zimnej puszki Coli wpłynął na moją decyzję o wyborze. Ateista uważa, że taka sytuacja znosi wolność wyboru. Gdzie tu jest haczyk? Haczyk tkwi tu w założeniu, że wpływ jest stanem koniecznym i deterministycznym. Nieprawda. Puszka Coli nie wymusza na mnie wyboru jej z powodu samego faktu jej istnienia. Mogłem wybrać puszkę Coli ale mogłem też powstrzymać się od tego wyboru dla samej sztuki. Mogłem też zdecydować, że odłożę kwestię wyboru puszki Coli na później. To cały czas właśnie ja wybieram, a nie przedmiot wyboru, który wpływa na mój wybór. To co wpływa na mnie nie determinuje zatem mojego wyboru. Jedynie mnie do niego zachęca ale mogę się mu oprzeć i nie podjąć tego wyboru lub podjąć jakiś inny. Jestem wolny w tym co tu wybiorę.
Wolność wyboru nie polega na tym, że wybieramy całkowicie niezależnie. Wolność wyboru polega na tym, że po prostu wybieramy. I to wszystko. Z tego, że wybieramy coś nie do końca niezależnie wynika tylko tyle, że nasza wolność nie jest absolutna. Ale przecież nikt nie mówi, że jest absolutna. Brak wolności absolutnej nie jest brakiem wolności. Jest to błędne i zerojedynkowe rozumowanie ateisty. Takie false dilemma. Kiedy przeglądam menu w restauracji to nie wybieram połączenia lotniczego z Bangkoku do Tokio lecz zupę. Bo taki jest kontekst i możliwość wyboru opcji, która mnie zarazem ogranicza i jednocześnie daje mi wciąż wolny wybór. I wolny wybór jest możliwy choćby wtedy gdy mam przed sobą przynajmniej dwie możliwości, chociażby to było tylko wziąć tę zupę grzybową albo nie brać żadnej zupy. Mój wybór jest w tym przypadku jak najbardziej ograniczony i zależny, co zarazem nie przeczy temu, że dokonał się jako wolny. Nawet w przypadku osób ubezwłasnowolnionych mówi się o częściowej zdolności do wyboru. Wybór ograniczony jakimś czynnikiem nie jest brakiem wolności. Ateista zwalczający wolną wolę tego niestety również nie rozumie i znowu popełnia tu błąd logiczny fałszywej dychotomii (a przy okazji walczy ze Strawmanem, którego sam sobie postawił).
Co ciekawe, ateista, który zwalcza chrześcijańską koncepcję wolnej woli z reguły nie uświadamia sobie, że działa to jak miecz obosieczny. Jeśli nie ma wolnej woli to nie ma też wiarygodnego ateizmu. Może ateizm jest wtedy podsunięty lub jest tylko iluzją wynikającą z kopiowania jakiegoś chaosu? Ateista nie jest wtedy autorem swego ateizmu i nie umie określić jego źródła, zbadać go. Dyskutant, który wolną wolę odrzuca, sam siebie uważa za kukiełkę czynników determinujących (ewentualnie chaotycznych), będąc de facto oszustem samego siebie i innych dyskutantów. Jeśli nie ma wolnej woli to żadna prawda nie jest prawdą tylko wymuszonym bądź chaotycznym stanem świadomości. Żadna racja niczym nie różni się od największej bzdury. Jeśli nie ma wolnej woli to ułudą jest w ogóle wszelkie przekonanie, każda racja, każde uzasadnienie. Wszystko to jest ułudą, co jednocześnie oznacza, że ułudą jest nawet samo przekonanie o braku wolnej woli. Jest ono nieodróżnialne od dowolnego pozbawionego sensu przekonania, które tak samo po prostu musiało się pojawić w ramach czynników determinujących, bądź chaotycznych. Jeśli wolna wola nie istnieje to stwierdzenie ateisty, że wolna wola nie istnieje jest samowywrotne, będąc jedynie efektem jakiegoś bezwolnego i niekontrolowanego przez ateistę procesu w jego mózgu. A skoro ateista go nie kontroluje to nie ma jak tego procesu sprawdzić lub ustalić jego wartości logicznej gdyż każda taka próba kontroli byłaby uwikłana w ten sam niekontrolowany system niezależny od ateisty. Czemu więc mam ufać stwierdzeniu ateisty, że wolna wola nie istnieje?
Wolna wola lub jej brak mogą być w obu przypadkach jedynie przedmiotem wiary. Dla teisty to nie problem ale dla ateisty już tak gdyż z reguły wierzy on, że brak podstaw do uznania czegoś za prawdę jest wystarczającym powodem do odrzucenia tego. Aby stwierdzić, że wolna wola na pewno nie istnieje ateista musiałby mieć wszechwiedzę o procesach związanych ze świadomością. A tego też nie ma. Samo stwierdzenie, że wolna wola jest czymś nieuchwytnym nie dowodzi jeszcze, że ona nie istnieje. Ateista popełnia tu błąd logiczny argumentum ad ignorantiam.
Często też ateista uważa, że umysł ludzki musi być deterministyczny lub indeterministyczny i dlatego nie mamy wolnej woli. Jeśli jesteśmy w swoich czynach i decyzjach zdeterminowani całkowicie przez czynniki zewnętrzne, niezależne od nas, to nie podejmujemy decyzji samodzielnie. Nie mamy wolnej woli i decyzje podejmują się same za nas. Jeśli natomiast świat jest indeterministyczny to również neguje to wolną wolę ponieważ za nasze decyzje są odpowiedzialne czynniki losowe i chaos. Tak często uważa ateista. Ta dychotomia jest jednak ponownie fałszywa w kontekście wolnej woli. Dla zagadnienia wolnej woli nie ma znaczenia czy świat jest deterministyczny czy indeterministyczny bo redukcjonizm świadomości do fizykalizmu i materializmu jest niemożliwy. Powyższe rozumowanie ateisty jest błędne logicznie ponieważ po raz kolejny zakłada on tu tylko dwie opcje (false dychotomy). Tymczasem opcji jest więcej (patrz choćby kompatybilizm) i nawet te dwie powyższe nie wskazują na brak wolnej woli. Pierwsza opcja, czyli determinizm, upada w świetle mechaniki kwantowej i zasady nieoznaczoności Heisenberga, które pokazują niezależność procesów mikrofizycznych. W teorii pomiarów znane jest ponadto pojęcie błędu systematycznego. Ten błąd odnosi się do nieprawidłowości w samej procedurze pomiarowej, czyli występuje zawsze dla danego układu. Powtarzanie pomiarów przez ten układ pomiarowy będzie powtarzaniem tego błędu. Można więc zarzut z determinizmu przeciw wolnej woli już na dzień dobry wyeliminować. Natomiast indeterminizm również nie przeczy założeniu o wolnej woli ponieważ nie da się z kolei zredukować wszystkich procesów umysłu do indeterminizmu, czystej losowości, materializmu i fizykalizmu. Pisał o tym Stefan Amsterdamski: „[...] ani akceptacja determinizmu, ani indeterminizmu fizycznego, bez dodatkowych założeń co do stosunku zjawisk psychicznych i fizycznych, nie wystarcza ani do uzasadnienia, ani do obalenia przekonania, iż człowiek ma wolną wolę” (S. Amsterdamski, Nauka a porządek świata, Warszawa 1983, s. 192-193).
Reasumując, argumentacja ateistów przeciw koncepcji wolnej woli jest błędna lub co najmniej niewystarczająca. Warto na koniec szczególnie uczulić i przestrzec wszystkich przed ateistycznymi negacjonistami wolnej woli. Są oni równie niebezpieczni jak negacjoniści Holokaustu. Skoro wolna wola i odpowiedzialność nie istnieją zdaniem niektórych ateistów, gdyż wybory po prostu „muszą” dokonywać się, to w oczach ateistycznego negacjonisty wolnej woli nie ma nic złego również w morderstwie i sam Holokaust też nie był niczym złym. To zwyczajnie „musiało” się zdarzyć, zdaniem ateistycznego negacjonisty wolnej woli i odpowiedzialności. Z punktu widzenia tej ideologii nawet Hitler nie był winny i nie powinien za nic odpowiadać. Strzeżmy się więc przed tymi mącicielami gdyż są oni siewcami wyjątkowo niebezpiecznej demagogii, która próbuje usprawiedliwiać każdy zły czyn, z morderstwem i ludobójstwem włącznie.
Jan Lewandowski, wrzesień 2019. Publikacja w naszym serwisie za zgodą Autora<
opr. mg/mg