Fragment książki "Wiarygodność Pisma Świętego"
[Fragment]
Mieszkałem kiedyś w Kalifornii. Nieraz nad tamtejszymi miasta pojawia się tak gęsta mgła, że nie widać nawet samochodu sunącego tuż przed nami. Jazda w takich warunkach jest niebezpieczna.
Jeśli chce się dobrze widzieć, trzeba usunąć to, co utrudnia widzenie. Jeśli idzie o chrześcijaństwo, wiele osób ma o nim tak mgliste pojęcie, iż nie są w stanie dostrzec, czym ono w istocie jest. Zanim przyjrzą się dowodom świadczącym o prawdziwości wiary chrześcijańskiej, najpierw muszą usunąć pewne błędne przekonania.
Często zarzuca się chrześcijanom: „Wasza wiara jest całkiem ślepa!”. Autorzy takich zarzutów najwyraźniej sądzą, że bycie chrześcijaninem to „intelektualne samobójstwo”. Również i moje „serce nie potrafi radować się czymś, co umysł odrzuca jako fałsz”. Serce i umysł stworzono tak, aby zgodnie współpracowały i wierzyły. Chrystus polecił nam miłować „Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22,37, wyróżnienie autora). Kiedy Jezus Chrystus i Jego uczniowie zachęcali kogoś do uwierzenia, nie było to wezwanie do wiary ślepej, ale raczej opartej na rozumie. Apostoł Paweł pisał: „Wiem, komu uwierzyłem” (2 Tm 1,12, wyróżnienie autora). Jezus powiedział: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). W wierze człowieka uczestniczą „umysł, uczucia i wola”. Podobają mi się słowa F.R. Beattiego: „Duch Święty nie wzbudza w sercu wiary ślepej i nieugruntowanej” (Beattie, A, s. 25). Wiara chrześcijańska — jak słusznie napisał Paul Little — „opiera się [...] na dowodach. Jest zatem uzasadniona. Wiara — w chrześcijańskim rozumieniu tego słowa — sięga poza rozum, ale nie pozostaje z nim w konflikcie” (Little, KwhyYB, s. 30). Wiara to pewność serca uwzględniająca wymowę faktów. Chrześcijan często oskarża się o skok w niepoznawalne. Takie przekonanie ma korzenie u Kierkegaarda.
W moim jednak przekonaniu chrześcijaństwo nie jest „skokiem na oślep”, ale „krokiem w światłość”. Zebrałem wszystkie zgromadzone przez siebie fakty i umieściłem je na szalach wagi. Szale przechyliły się na korzyść Chrystusa jako Syna Bożego, wzbudzonego z martwych. Świadectwo faktów tak mocno przemawia na rzecz Chrystusa, że kiedy postanowiłem zostać chrześcijaninem, czułem się, jakbym wkraczał w światłość, a nie skakał na oślep w niepoznawalne. Gdyby moja wiara była ślepa, odrzuciłbym Jezusa Chrystusa i zlekceważył fakty. Ale ostrożnie. Nie twierdzę, że ponad wszelką wątpliwość dowiodłem, iż Jezus jest Synem Bożym. Zbadałem tylko fakty i zestawiłem wszystkie „za” i „przeciw”. Wynik dowodził, że Chrystus jest Tym, za kogo się podawał. Musiałem więc podjąć decyzję — i zrobiłem to. Wielu odpowiada na to bez namysłu: „Znalazłeś to, co chciałeś znaleźć”. Nieprawda. Poprzez moje badania potwierdziłem prawdziwość tego, co pragnąłem obalić. Rozpoczynałem badania z zamiarem obalenia podstaw chrześcijaństwa. Moje uprzedzenia kierowały się przeciwko Chrystusowi, a nie przemawiały na Jego korzyść. Hume powiedziałby, że dowody o charakterze historycznym nie liczą się, bo nie sposób ustalić „prawdy obiektywnej”. Ja jednakże szukałem nie tyle prawdy absolutnej, co raczej „historycznego prawdopodobieństwa”.
„Bez obiektywnego kryterium — pisze John W. Montgomery — nie wiadomo, jak dokonać sensownego wyboru pomiędzy różnymi a priori. Zmartwychwstanie jest historycznie prawdopodobnym kryterium oceny wiary chrześcijańskiej. Oczywiście jest to kryterium prawdopodobne, a nie pewne, lecz prawdopodobieństwo jest jedynym fundamentem, na którym ograniczone istoty ludzkie są w stanie podejmować jakiekolwiek decyzje. Jedynie logika dedukcyjna i czysta matematyka tworzą »apodyktyczną pewność«, a jest to możliwe, bo wyrastają z oczywistych aksjomatów formalnych (w rodzaju tautologii typu: jeśli A to A) i nie dotyczą faktów. Kiedy tylko wkraczamy w dziedzinę faktów, musimy polegać na prawdopodobieństwie; jest to na pewno ograniczenie, ale jest nie do uniknięcia” (Montgomery, SP, s. 141). W podsumowaniu cyklu artykułów w czasopiśmie His John W. Montgomery pisze — odnosząc się do historii i chrześcijaństwa — że starał się „pokazać, iż historyczne prawdopodobieństwo skłania się ku prawdziwości podawania się przez Jezusa za wcielonego
Boga, Zbawcę ludzi i przyszłego Sędziego świata. Jeśli prawdopodobieństwo przemawia za prawdziwością tych twierdzeń (a czyż po przeanalizowaniu faktów można temu zaprzeczyć?), to musimy się opowiedzieć za nimi” (Montgomery, HC, s. 19).
Wiara chrześcijańska to wiara obiektywna, musi zatem istnieć jej obiekt. Chrześcijańska idea „wiary zbawiającej” wskazuje na wiarę rodzącą więź człowieka z Jezusem Chrystusem (obiektem wiary) i jest czymś krańcowo różnym od „filozoficznego” rozumienia tego terminu w kręgach akademickich. Nie można zgodzić się z frazesem: „Nieważne, w co wierzysz, bylebyś tylko mocno wierzył”. Użyję ilustracji. Uczestniczyłem kiedyś w publicznej dyskusji z szefem wydziału filozofii jednego z uniwersytetów na środkowym zachodzie USA. Odpowiadając na któreś z pytań, napomknąłem o znaczeniu zmartwychwstania. W tym momencie mój oponent wszedł mi w słowo i z drwiną rzucił:
- Ależ panie McDowell, liczy się nie to, czy zmartwychwstanie było, czy nie, ale to, czy się w nie wierzy.
Ewidentnie chodziło mu o to, że najważniejsza w tym wszystkim jest moja wiara. Nie zwlekałem z odpowiedzią:
— Proszę pana, liczy się to, w co wierzę jako chrześcijanin, bo wartość wiary chrześcijańskiej tkwi nie w wierzącym, ale w Tym, w kogo się wierzy, w obiekcie wiary.
Po czym dodałem:
— Jeśli ktoś wykaże mi, że Chrystus nie zmartwychwstał, to nie będę miał już podstaw do wiary w Niego (por. 1 Kor 15,14). Wiara chrześcijańska jest wiarą w Chrystusa. Jej wartość tkwi nie w tym, kto wierzy, lecz w Tym, w którego się wierzy; nie w tym, kto ufa, ale w Tym, któremu się ufa. Wkrótce po tej dyskusji podszedł do mnie pewien muzułmanin i podczas rozmowy stwierdził:
— Znam wielu muzułmanów, którzy mocniej wierzą w Mahometa niż niektórzy chrześcijanie w Chrystusa.
Odrzekłem:
— To całkiem możliwe. Jednak chrześcijanin jest zbawiony. Widzi pan, nie liczy się to, jak bardzo się wierzy, ale raczej, w co się wierzy. Z chrześcijańskiej perspektywy właśnie to jest istotne.
Nieraz studenci mówią mi:
— Niektórzy buddyści są bardziej pobożni i bardziej wierzą w Buddę (swoją drogą dowodzi to ich nieznajomości buddyzmu) niż chrześcijanie w Chrystusa.
Na to mogę tylko odrzec:
- Może i tak, ale to chrześcijanin jest zbawiony.
Paweł powiedział: „Wiem, komu uwierzyłem”. To potwierdzenie, że wiara chrześcijańska skupia się na osobie Jezusa Chrystusa.
John Warwick Montgomery napisał: „Jeśli »Chrystus naszej wiary« różni się od »Jezusa historycznego«, to w stopniu dorównującym tej różnicy tracimy również »Chrystusa wiary«. Jak to ujął jeden z największych chrześcijańskich historyków naszych czasów, Herbert Butterfield: »Niebezpieczną pomyłką byłoby wyobrażać sobie, że można zachować cechy religii historycznej pomimo oddzielenia Chrystusa teologicznego od Chrystusa historycznego «. Innymi słowy, unikajmy postawy: »Nie zawracajcie mi głowy faktami, ja już się zdecydowałem!«. Dla chrześcijanina fakty historyczne opisane w Piśmie Świętym mają wagę zasadniczą. Dlatego apostoł Paweł mówi: »A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. [...] A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach«” (1 Kor 15,14.17).
opr. mg/mg