Wierny towarzysz drogi Jana Pawła II

Wspomnienie o Stanisławie Dziwiszu i Janie Pawle II

Lata, które przeżyłem u boku Jana Pawła II, pozwoliły mi głębiej poznać więzi łączące Papieża i Jego długoletniego sekretarza księdza Stanisława, nie tylko na podstawie obserwacji, ale i dzięki wspomnieniom samego Ojca Świętego. Te opowiadania świadczyły o tym, jak wielkim zaufaniem darzył księdza Stanisława i jak bardzo cenił sobie jego posługę. Jedno z nich odnosiło się do początków tej posługi. Pewnego dnia ksiądz Stanisław został wezwany przez swego metropolitę i usłyszał: «Niech ksiądz pójdzie do księdza kanclerza. On pokaże księdzu mieszkanie, a potem zobaczymy». I od tej chwili pozostał u Jego boku przez czterdzieści lat. Myślę, że ta obecność była Ojcu Świętemu bardzo potrzebna. Papież w sprawach życiowych umiał włączać do współpracy inne osoby. Potrzebował pomocy, aby nie tracić czasu na to, co mogli zrobić inni. Ksiądz Dziwisz troszczył się o wszystko, organizował każdą rzecz, o wszystkim pamiętał. Można powiedzieć, że myślał najpierw o Kardynale — potem Papieżu — a dopiero później, na ile starczało czasu, zajmował się swoimi sprawami. Życie Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II było po prostu jego życiem. Słuszność tego rodzaju stwierdzeń zawsze najlepiej potwierdzają różne szczegóły. Stasio, tak go nazywał Ojciec Święty, musiał mieć przy sobie wszystko, co potrzebne, wiedzieć, co należało zabrać ze sobą w podróż, jak spakować walizki, na jaki dworzec się udać... Dzięki tej umiejętności swojego sekretarza abp Karol Wojtyła nie musiał się troszczyć o drobiazgi codziennego życia (pieniądze, rzeczy osobiste, lekarstwa, książki, brewiarz, przemówienia, paszport). Wiedział, że o wszystkim myśli Stasio.

Kiedy trzeba było przeprowadzić się do Rzymu, stanęły przed księdzem Stanisławem nowe zadania. Żartobliwie można by powiedzieć, że nie opuściła go wówczas zdolność podejmowania słusznych decyzji. Opowiadał Ojciec Święty: «Przyszedł do mnie Stasio i mówi: 'Może Ojciec Święty weźmie sobie na sekretarza kogoś innego, któregoś z księży tutaj pracujących, studiujących, znających dobrze język...' Wtedy ja mu odpowiedziałem: Stasiu, jeżeli ty tu zostaniesz, to i ja zostanę». Te słowa wyrażają niezwykłe poczucie humoru Ojca Świętego, a jednocześnie jego serdeczny stosunek do księdza Stanisława.

Został. Dzięki Bogu! Przez ten długi czas — 27 lat pontyfikatu — był niezastąpiony, i Ojciec Święty czuł się z nim spokojnie i bezpiecznie. Dzięki posłudze księdza Dziwisza mógł skupiać się na tym, co uznawał za najważniejsze. We wszystkich zaś przedsięwzięciach towarzyszył mu ksiądz Stanisław. Był zawsze gotowy, śledził każdy ruch Papieża, każdy jego gest. Można by powiedzieć, że niemal odgadywał każdą jego myśl, pragnienie, intencję. Doskonale się rozumieli i porozumiewali. Ksiądz Stanisław odgrywał niezastąpioną rolę u boku Papieża i nie waham się powiedzieć, że ma on wielkie zasługi dla tego pontyfikatu. Nie tylko organizował życie codzienne i troszczył się o sprawy, o których wspomniałem wcześniej, ale czuwał, nawiązywał kontakty, rozmawiał z ludźmi, słuchał tego, co mówią, aby jeszcze lepiej orientować się, co się dzieje na świecie, w Kościele, czego oczekuje młodzież, wierni czy poszczególne grupy społeczne. Widział wszystkich, rozmawiał ze wszystkimi — z ludźmi prostymi, politykami, artystami, siostrami zakonnymi, klerykami, księżmi, biskupami i kardynałami. Ich idee czy pomysły różnych akcji pastoralnych przedstawiał bezpośrednio Ojcu Świętemu lub urzędom Kurii Rzymskiej. Byłem zawsze pełen podziwu i zadawałem sobie pytanie, jak znajduje na to wszystko siły i czas. Powszechnie wiadomo, że Jan Paweł II, jak chyba żaden z jego poprzedników, spotykał się z wieloma ludźmi również na audiencjach prywatnych. Nie mógł jednak przyjąć wszystkich i wszystkich wysłuchać. Robił to więc ksiądz Stanisław, na ile pozwalał mu czas, a potem przy różnych okazjach referował Ojcu Świętemu, czego się dowiedział i o jakich problemach opowiadali mu rozmówcy. To on również najczęściej decydował, kto ma przyjść na Mszę św. w kaplicy prywatnej. Nigdy się nie oszczędzał i cały swój czas wykorzystywał, aby jak najwięcej pomóc Papieżowi.

Był w stałym kontakcie z Sekretariatem Stanu i Prefektem Domu Papieskiego. Pytał o codzienne audiencje oraz o uczestniczące w nich osoby, aby potem dobrze informować Ojca Świętego o czekających go zadaniach. Towarzyszył mu od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora.

Wiedział, co było dla Papieża istotne, wiedział, że każdego chce dostrzec i uszanować. Oczywiście zdarzało się czasem, że Ojciec Święty coś przeoczył, coś mu umknęło. Ksiądz Stanisław natychmiast spieszył wówczas z sugestią, pomocą, uwagą... Czuwał nad tym, aby nikt nie został pominięty. W czasie przejazdów, na audiencjach czy pielgrzymkach podpowiadał, w którą stronę popatrzeć i kogo jeszcze pozdrowić. Ojciec Święty przyjmował te uwagi i był za nie wdzięczny.

Czytał też homilie Ojca Świętego. Często dzielił się swymi spostrzeżeniami i dawał cenne uwagi, bo zdobył u boku Papieża ogromne doświadczenie. Nikt przecież tak długo jak on mu nie towarzyszył. Czuł się niejako współodpowiedzialny za wszystko, zwłaszcza gdy Ojciec Święty zaczął mieć problemy ze zdrowiem. To osobny rozdział w tej historii. W trosce o zdrowie Papieża ksiądz Stanisław namawiał go czasami na wyjazd, na odpoczynek choć na jeden dzień. Pilnował regularnych kontroli lekarskich, którym Papież nie poddawał się chętnie. Bardzo głęboko przeżywał choroby Ojca Świętego, zwłaszcza tę ostatnią. Nie poddawał się jednak, do końca zachowywał spokój i panował nad sytuacją. Starał się, aby Ojciec Święty do końca pozostał aktywny. Codziennie był ten sam rozkład zajęć i do ostatnich dni zapraszał gości na posiłki. Zabiegał o to, by Papież nie poddawał się słabości i niedomaganiom. Trzeba przyznać, że mu się to udawało.

Kiedy przyszedł dzień śmierci Ojca Świętego, biskup Stanisław sprawiał wrażenie jakby się jej nie spodziewał i nie był na nią przygotowany. Zaledwie trzy dni wcześniej powiedziano mu, że stan nie rokuje nadziei. Oczywiście, nie potrafię powiedzieć, co przeżywał. Starał się jednak stworzyć atmosferę spokoju i modlitwy. Zaprosił bliskich Ojcu Świętemu, aby mogli go odwiedzić w tych ostatnich chwilach. Sam był z nim do końca.

Mijają już dwa lata od odejścia do wieczności Ojca Świętego, ale on jest z nami w naszej pamięci, widzimy jego uśmiech, jego dobroć i życzliwość... My też jesteśmy z nim.

Dziś jako arcybiskup Krakowa, następca tego, który mu udzielił święceń kapłańskich i konsekrował na biskupa, ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz nadal jest z Ojcem Świętym. Jego życie pozostało służbą Panu Bogu w Człowieku, którego znał jak nikt inny.

Jest to garść wspomnień, które niczym plamki tworzą obraz, dopiero z pewnej odległości układają się w barwny i logiczny kształt. W tych kilku refleksjach nie próbowałem stworzyć portretu kard. Sanisława ani analizować jego zasług. Chciałbym, aby te wspomnienia były wyrazem osobistej wdzięczności zarówno Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, jak i jego wiernemu towarzyszowi drogi — kardynałowi Stanisławowi. Bóg zapłać!

Ks. Mieczysław Mokrzycki
Osobisty sekretarz
Jana Pawła II i Benedykta XVI

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama